Rozdział 3

1.5K 68 22
                                    

Pierwszy dzień szkoły był okropny. Ledwo przekroczyłam próg tego miejsca, a od razu rzuciły mi się w oczy grupki ludzi, którzy zbyt wylewnie się ze sobą witali. Pokręciłam głową, po czym ze wzrokiem wbitym w podłogę, przeszłam cały korytarz, aż dotarłam do klasy. Usiadłam na swoim miejscu, czyli z tyłu, najdalej jak tylko mogłam od wszystkich egoistycznych pozerów. Wyciągnęłam notatnik i zaczęłam w nim kreślić esy floresy. Lubiłam to robić. To była jedyna rzecz, która pomagała mi się rozluźnić.

– Dziwaczka znowu rysuje kółeczka w swoim notatniczku? – zapytała Vanessa, która niespodziewanie podeszła do mojej ławki. Podniosłam powoli na nią wzrok i uśmiechnęłam się nieszczerze.

– Czego chcesz, żmijo?

– Podobno wczoraj odwiedził cię Jasper. – Vanessa wzięła mój piórnik do ręki i zaczęła się nim bawić, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Jestem... Jesteśmy – poprawiła się – ciekawe, czego od ciebie chciał. Powiedz dziwaczko.

– Spadaj – warknęłam, wyrywając jej z ręki piórnik. – Mamusia cię nie nauczyła, żeby nie wtykać haczykowatego nosa w nieswoje sprawy?

– Nie, mama uczyła mnie lepszych rzeczy, w tym odradzała zadawać się z dziwakami.

– No, więc co tu robisz? Lepiej będzie, jak pójdziesz sprawdzić, czy cię nie ma w łazience.

Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, po czym wróciłam do rysowania. Zanim się zorientowałam, na mojej kartce zamiast nic nie znaczących kółek i kresek, zobaczyłam pewien znak: serce, a wewnątrz niego półksiężyc. Odwróciłam kartkę, zanim Vanessa zdążyłaby zobaczyć moje dzieło.

W końcu zadzwonił pierwszy dzwonek. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam z jego dźwięku. Jednak jak zwykle, wszystko musiało pójść nie po mojej myśli. Tuż przed nauczycielką – naszą wychowawczynią, panią Snow, do mojej ławki podeszła jeszcze jedna osoba. Dziewczyna była ubrana dosyć oryginalnie, o czym świadczyła długa ciemnozielona spódnica i czarna bluzka, którą częściową zakrywał grafitowy sweterek. Posłała mi półuśmiech, po czym zajęła miejsce obok. Odrzuciła długi warkocz na bok, a następnie wyciągnęła z czarnej torby zielony notatnik i długopis. Przypatrywałam się jej poczynaniom w niemym zdziwieniu.

– Koleżanko nieznajoma, chciałabym cię poinformować, bo nie wiem czy zauważyłaś, ale siedzę sama – powiedziałam twardo.

Dziewczyna obróciła głowę w moją stronę, po czym delikatnie się uśmiechnęła.

– Witaj. Nazywam się Jane.

– Zrobiłabyś mi niemałą przysługę i usiadła w tamtej ławce? – zapytałam, wskazując gestem dłoni na pierwszą ławkę pod oknem.

– Nie przedstawiłaś mi się.

– Nie muszę.

– Myślałam, że jesteś milsza...

– Widocznie się pomyliłaś – powiedziałam znudzona. – Mogłabyś się w końcu przesiąść?

Zanim Jane zdążyła coś odpowiedzieć, do klasy weszła pani Snow. Wściekła, musiałam zaakceptować nową lokatorkę, zważywszy na fakt, że Jane okazała się tą samą Jane, która podobała się mojemu bratu.

Przez dokładnie 54 minuty musiałam siedzieć obok tej dziewczyny i słuchać gadaniny pani Snow, dotyczącej nowego roku szkolnego. To było o tyle nudne, że gdy odruchowo popatrzyłam przez okno i zobaczyłam Jaspera, wszystko przestało mieć znaczenie.

Siedział sam na ławce i coś czytał, słuchając przy tym muzyki. Blondyn jakby czując, że na niego patrzę, podniósł wzrok, a następnie się uśmiechnął. Odwróciłam głowę zanim coś by mnie podkusiło i odwzajemniłabym jego ładny uśmiech.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz