Rozdział 24

785 33 51
                                    

Kolejny miesiąc minął tak szybko, że nawet bym się nie zorientowała, gdyby nie fakt, że zbliżało się powoli Halloween i to tylko dlatego, że mama wręcz siłą wyciągnęła mnie z domu. Nie mogłam odmówić po raz kolejny, bo od pierwszej większej kłótni z rodzicami, stałam się jeszcze bardziej przygnębiona niż zwykle. Wszystko mnie doprowadzało do rozpaczy, którą tłumiłam w sobie już wystarczająco długo.

Jadąc w samochodzie nie mogłam się na niczym skupić, zresztą jak zawsze. Wytrącana z równowagi, obserwowałam obrazy, której nawet w choć małej części nie należały do mojego życia. Zazdrościłam dziewczynom uśmiechów, które pokazywały swoim zafascynowanym chłopakom; kobietom z wózkiem – ich małych pociech. A chyba najbardziej zżerało mnie coś od środka, gdy widziałam roześmianych nastolatków idących w większej grupie.

Nie miałam przyjaciół, więc czułam się jeszcze bardziej samotna.

– W końcu jedziemy na zakupy. Same! – odezwała się mama rozentuzjazmowanym tonem, którego u niej nie lubiłam. – Tak sobie myślałam, że powinniśmy tak dwa razy w miesiącu jeździć gdzieś razem. Rozumiem, że jesteś już prawie dorosła i potrzebujesz więcej swobody, ale rodzina jest najważniejsza.

– Yhm.

– Nie cieszysz się? Przecież kiedyś uwielbiałaś takie wyjazdy.

– Miałam wtedy sześć lat i uwielbiałam różowe sukienki – rzuciłam drwiąco. – Chyba zauważyłaś pewną różnicę?

– Wciąż jesteś taka sama jak kiedyś, tylko twoje ciało się zmieniło.

– Mamo, nie masz o niczym pojęcia...

– Celem tego wyjazdu jest nawiązanie utraconego kontaktu, kochanie. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem ciekawa, w jaki sposób poznałaś tego Jaspera. Nie opowiedziałaś mi nawet o nim! A tym bardziej o waszej pierwszej randce, pocałunku. Czuję się pominięta, a przecież jestem twoją matką!

Pozwoliłam sobie głośno westchnąć.

Byłam zbyt rozkojarzona pewnym przystojnym czarnowłosym chłopakiem, aby przypomnieć mamie o tym, że gdybyśmy zostali w Blois, pewnie miałabym chłopaka i miałabym za sobą parę związków.

O tak, wciąż myślałam o Peterze. Pojawiał się w każdej mojej myśli. Jasper na próżno próbował wybić mi go z głowy. Tylko czasami miałam wrażenie, że ktoś miesza mi w umyśle, ale stwierdziłam, że to absurdalnie brzmi, więc jeszcze gorzej brzmiałoby w prawdziwej, szarej rzeczywistości.

Przez ostatnie dwa tygodnie coraz częściej miałam takie momenty, że wręcz nie mogłam się odsunąć od blondyna, czując dziwną siłę przyciągania naszych ciał. Miłe uczucie, ale jednocześnie takie... dziwne i niepokojące, bo nie chciałam tego, ale moje zmysły i ciało mówiło coś zupełnie innego.

– O czym myślisz?

To nagłe pytanie wyrwało mnie z rozmyślań, jednocześnie wywołując rumieńce na policzkach.

– O niczym istotnym.

– Jasper, prawda?

Zagryzłam mocno wargi, kręcąc przecząco głową.

– Nie jestem zbzikowana nastolatką, aby 24 godziny na dobę myśleć tylko i wyłącznie o swoim chłopaku. Mówiłam ci już, że nasz związek jest zbyt skomplikowany, aby określić go w stereotypowych ramach.

– Twój brat chodzi z Jane i wydaje mi się, że ich związek nie jest skomplikowany. – Odruchowo spojrzała na mnie z troską. – Macie tzw. „ciche dni"?

Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem.

– „Ciche dni"? Też mi coś – prychnęłam. – Jeśli już, to on wyobrażał sobie co innego.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz