Rozdział 70

449 27 49
                                    

Mój organizm nie zarejestrował momentu, w którym zasnęłam.

Przebudziłam się niespodziewanie, jakby zła na samą siebie, że w ogóle zachciało mi się spać. Otworzyłam powoli oczy i zdrętwiałam. Zamrugałam powiekami, ale nic się nie zmieniło. Jasper wciąż siedział obok mnie na óżku. Nie patrzył na mnie, pochłonięty oglądaniem własnych powiek. Odruchowo zerknęłam na swoje ciało, ale było przykryte kocem. Westchnęłam cicho z ulgą, co nie uszło uwadze blondyna.

– Liczyłaś, że zaliczę cię śpiącą? – zapytał miękko, lekko rozbawiony. – Nie jestem idiotą.

Moje policzki zapłonęły żywym ogniem. Już wolałam, jak uważał mnie za wredną i bezuczuciową jędzę. Nie musiałabym siłować się z nim na potyczki słowne, które i tak wygrywał.

– Moje krzesło jest całkiem wygodne – mruknęłam niezadowolona, patrząc na niego złowrogo. – Nie musisz ciągle stawiać na swoim, bo absolutnie niczego nie zmienisz.

– Chyba, że zacznę zawodzić jak ten kretyn. W ułamku sekundy będziesz mnie całowała, jednocześnie rozbierając się do naga – warknął zły.

Rozbawienie było tylko maską. Powinnam była się domyślić. Westchnęłam ciężko, po czym obróciłam się na plecy. Przeczesałam palcami włosy, zastanawiając się, co jest ze mną nie tak. Każdy normalny facet już dawno przestałby utrzymywać ze mną kontakt po zerwaniu, ale nie Jazz i z pewnością nie Peter.

– Nie zamierzam się kłócić – powiedziałam spokojnie, chociaż na końcu języka miałam ciętą ripostę na te bzdury, które wygadywał. – Jesteś wampirem, więc masz wystarczająco dużo czasu, aby pogodzić się z moją decyzją.

– I wystarczająco dużo, aby przekonać cię, jak wielki błąd popełniasz wiążąc się z tym kretynem.

Wywróciłam oczami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam na niego lodowato.

– Nie zamierzam z nim być – wycedziłam przez zaciśnięte usta. – Całkowicie upadłeś na głowę?!

– A to ja mam zamiar wymienić wampira na zwykłego, nic nie wartego człowieka? Zapomniałaś, jak mizdrzył się do Esthery, zanim próbowała cię zabić? Pewnie też się z nią pieprzył. A teraz stał się twoim ideałem.

Rzucał mi słowami prosto w twarz, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, ile kosztuje mnie utrzymywanie łez w ryzach. Rozumiałam jego ból, ale dlaczego musiał mnie tak perfidnie ranić?

– Uważasz się za lepszego, tak? – Nie chciałam się kłócić, ale nie mogłam tak po prostu pozwolić, aby bluzgał mnie z błotem. – A te wszystkie sarenki w twoim łóżku? Z iloma się pieprzyłeś? – Nie odpowiedział, wpatrując się we mnie ze złością. – Tak ich dużo, że straciłeś rachubę?

– Zaczynasz przeginać...

– Naprawdę? – prychnęłam. – Ty też. Co to za pomysł, że zerwałam z tobą tylko po to, aby związać się z Peterem?! Jakim prawem, w ogóle o tym pomyślałeś?!

Blondyn odwrócił wzrok, unosząc wysoko podbródek.

Nie wierzył mi i nie miał zamiaru. Twardo obstawiał przy swoim, nawet nie starając się mnie zrozumieć. Był ślepo zapatrzony w swoją miłosną porażkę. Mógł mieć każdą i nawet, jeśli mi się to nie podobało, to mógł skorzystać z tego przywileju. Może jakby przespał się z kilkoma, to zacząłby zachowywać się normalnie, jak prawdziwy mężczyzna.

– Jazz!

Nie odwrócił się, nawet nie mrugnął.

– Jazz!

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz