Rozdział 32

596 33 9
                                    

Wyrwanie się ze szponów Jane, jak i macek Petera przyniosło chwilową ulgę. Wiedziałam, że żadne z nich za mną nie pobiegnie i nie zacznie nakłaniać do powrotu. Że niby się o mnie troszczyli? I naprawdę martwili się o mnie, kiedy nie pojawiałam się w szkole? Dobre sobie.

Kate prowadziła samochód dość spokojnie. Mimo utraty Thomasa było z nią lepiej niż ze mną. Zazdrościłam jej, że potrafiła się częściowo od tego wszystkiego odciąć i starać się normalnie żyć. Ja oczywiście musiałam odstawiać szopkę i wielce urażoną, chociaż to ja okazałam się beznadziejną przyjaciółką. Może właśnie dlatego, tak ciężko było mi się pozbierać? Sama nie wiem.

Droga do Macon była praktycznie pusta, jak na tę porę dnia. Było nawet w miarę pogodnie, chociaż wiał dość zimny wiatr. Właśnie mijaliśmy las, kiedy po plecach przebiegł mi zimny dreszcz.

– Wszystko w porządku?

– Jasne. – Odwróciłam głowę w stronę Kate. – Brakuje ci go?

– Thomasa?

Skinęłam głową.

– Nie byłam z nim tak zżyta jak ty, ale... Sądzę, że łatwiej jest mi przyzwyczaić się do myśli, że go nie ma niż tobie. Rozumiem to.

– Najbardziej mnie boli, że przez tyle miesięcy nie rozmawiałam z nim. A teraz, kiedy go w sumie odzyskałam, zatraciłam się we własnych problemach. Jazz, Peter... dostarczyli mi tylu zmartwień i niemiłych wspomnień, że odepchnęłam Toma.

– Podkochiwał się w tobie, więc rozumiem, że musiałaś dać mu w nieprzyjemny sposób do zrozumienia, że nic nie będzie takie jak kiedyś.

– On to wiedział i wydawało mi się, że rozumiał – rzuciłam cicho. – A potem okazało się, że nie umiał sobie z tym poradzić...

– Byłaś jego pierwszą miłością, Risso. To całkiem zrozumiałe, że nie potrafił o tobie zapomnieć.

Spojrzałam na nią z lekką pretensją.

– Naprawdę jesteś taka wyrozumiała?

– A jaka mam być? To było jego życie, a ty wyświadczysz mu tylko przysługę, jeśli przestaniesz się zamartwiać.

– Nie martwię się, tylko czuję się winna.

– Dlaczego?

Nie odpowiedziałam od razu.

Dojechałyśmy na miejsce, więc tym bardziej nie czułam potrzeby dalszego mówienia, bo po co? Kate była aż za bardzo wyrozumiała. Cokolwiek bym jej powiedziała, to pewnie przyjęłaby to ze stoickim spokojem.

– Risso, nie masz żadnych powodów...

– Gdybym tylko przestała być idiotką, nic by się nie wydarzyło!

– Nieprawda. Cokolwiek się stało... Tak musiało być.

– Mówisz to tak spokojnie, tak... nienaturalnie spokojnie! Naprawdę tak szybko się pozbierałaś?

Świdrowałam ją wzrokiem, który dzielnie znosiła.

– Są rzeczy, które zrozumiesz z czasem.

– Opowiedz mi...

– Risso, miałyśmy się świetnie bawić i zapomnieć o problemach, prawda?

Wywróciłam teatralnie oczami, chociaż czułam wewnętrzny niepokój. Kate wydawała mi się dziwna tylko pod jednym względem – kumplowała się z Vanessą. Thomas nie miał nic wspólnego z tą flądrą, więc teoretycznie nie powinnam się martwić, ale... No właśnie.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz