Rozdział 20

1K 31 76
                                    

Od samego progu zaatakował mnie Matthew. Bez zbędnych ceregieli zaczął się wydzierać, stwierdzając, że jestem nieodpowiedzialna, lekkomyślna i głupia. Znosiłam to w milczeniu, wciąż przejęta pojawieniem się Petera. Po paru chwilach, zdałam sobie nawet sprawę z tego, że nie słucham własnego brata, który aż poczerwieniał ze złości.

– Nic między nami nie zaszło – powiedziałam cicho, próbując jakoś go uspokoić.

– I to mnie ma zadowolić? Fakt, że nie przespałaś się z tym dupkiem? Czy ty już całkiem zwariowałaś?! Kto się pakuje do domu obcego faceta i zostaje tam na całą noc! Zachowałaś się jak zwykła szmata.

Bolały mnie jego słowa, ale co mogłam poradzić, skoro miał rację.

– Nie będę zaprzeczała.

– I masz mi tylko tyle do powiedzenia? Po tym wszystkim co mi zrobiłaś?!

– Matt, zrozum ja...

– Co ty? Naprawdę musiało paść na Whitlocka? Peter się za tobą oglądał. Z pewnością inni też byli, ale nie! Musiałaś sobie upatrzyć takiego gnoja! Jeśli tylko się dowiem, że się do ciebie dobierał, to go zabiję! Słyszysz?!

– Mówiłam ci już, że nic nie zaszło.

– I mam ci uwierzyć?

Z niewiadomych przyczyn, chciało mi się płakać, bo czy ktoś potrafił w taki sposób spieprzyć sobie życie? Odsunęłam od siebie wszystkich ludzi, którym na mnie zależało. Zamknęłam się w sobie – zaczynając pałać do siebie niezrozumiałą nienawiścią. Wściekałam się, gdy dotarło do mnie, że coś czuję do Madisona, ale nie zrobiłam z tym nic. Pozwalając, aby to uczucie zabijało mnie od środka. Skończyło się na tym, że wylądowałam w sypialni Jaspera.

„Jestem taka żałosna" – myślałam.

– Znowu mnie nie słuchasz! – zdenerwował się Matt, wzdychając ciężko.

– Nawet nie muszę. W końcu uważasz mnie za szmatę, która poszła do łóżka z największym dupkiem, jakiego znasz – zadrwiłam bliska płaczu.

– Nie chciałem aby to tak zabrzmiało, ale musisz wiedzieć, że cholernie bardzo się o ciebie martwię. – Uśmiechnął się do mnie mało przekonująco, kładąc dłonie na moich ramionach. – Nie wiem, co się stało, że wpadłaś w ramiona tego gnoja.

– Nic się nie stało – skłamałam, uciekając wzorkiem w bok.

– Tak? To dlaczego kłamiesz? Nie możesz mi po prostu powiedzieć, że ktoś cię skrzywdził? Ja... Przecież wiesz, że zawsze stanę w twojej obronie! Bez względu na wszystko.

– Nic się nie stało – powtórzyłam, jednak wciąż na niego nie patrząc.

– To popatrz na mnie i powiedz mi to prosto w oczy.

Cofnęłam się, w każdej chwili gotowa wyjść z domu, choćby po to, aby przespacerować się po okolicy. Ręce Matta opadły.

– Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Kłamanie przychodziło mi z dziecinną łatwością, chociaż daleko mu było do perfekcji.

– Na pewno?

– Tak.

– Marisso...

– Daj spokój – zdenerwowałam się. – Do tej pory nie obchodziło cię moje życie, więc pozwól, żeby tak zostało.

– Nie.

– Matt, nie bądź dziecinny!

– Nie jestem – syknął, mocno łapiąc mnie za rękę. Musiałam mu spojrzeć w oczy, aby udowodnić, że ze mną jest wszystko okej. – Chciałabym pójść do siebie.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz