Rozdział 21

862 33 26
                                    

Całe sobotnie popołudnie, jak i wieczór spędziłam w swoim pokoju, siedząc na łóżku. Z ogromną trudnością dochodziłam do siebie po wizycie Petera. Na zmianę: płakałam i uśmiechałam się, przypominając sobie nasz pocałunek. Odruchowo dotknęłam opuszkami palców swoich ust. Żałowałam, że rozegrałam to w tak zły sposób, ale chłopak nie dał mi wyjścia. Ustawił wszystko w taki sposób, że musiałam po prostu wybrać Jaspera – mimo wszystko. Nawet jeśli nie chciałam blondyna i wolałabym wciąż tkwić w ramionach Petera, to nic nie mogłam poradzić na swój rodzony upór i mściwość. Chociaż, nie byłam tak bardzo zła na Madisona – w końcu, pomyliłam się co do niego. Był innym człowiekiem. Był zazdrosny o mnie.

Wciąż jest.

Wzięłam głęboki wdech, próbując poradzić sobie z wyrzutami sumienia, których tak naprawdę nie powinnam mieć, bo przecież nie byłam w oficjalnym związku z Jazzem, ponadto, Peter mnie odtrącał.

Powtarzałam sobie w kółko, że nie miałam innego wyjścia, ale czułam się jedynie coraz gorzej ze świadomością, że być może odrzuciłam miłość swojego życia. Ale w takim razie kim był dla mnie Jasper? Moją odskocznią od wszelkiego rodzaju problemów i ludzi, którzy je stwarzali? Przecież łatwo było się zorientować, że gdy życie waliło mi się na głowę, zawsze uciekałam w ramiona blondyna, mając gdzieś jego uczucia. Potem go przepraszałam, przez chwilę byłam dla niego dobra i czuła, a później znowu zamieniałam się we wredną sukę, która go odpychała i wymigiwała się od pocałunków i przytulania się.

– Aaa! – pisnęłam odchylając się do tyłu. Opadłam na poduszkę i przymknęłam powieki. Wciąż po głowie chodził mi Peter. Zamiast Jaspera. Wiedziałam, że muszę sobie z tym poradzić, więc odruchowo chwyciłam komórkę, przy okazji go włączając. Popatrzyłam na wyświetlacz, gdy wybierałam numer do blondyna, a za chwilę już przytykałam telefon do ucha. W napięciu czekałam na jakże znajomy głos.

Whitlock odrzucił moje połączenie.

Zadzwoniłam ponownie, ale znowu odrzucił.

Zrozumiałam, że nie chce ze mną rozmawiać. Chyba nawet wiedziałam dlaczego. Jak na zawołanie poczułam niemiły ucisk w żołądku. Ale jakim cudem niby miałby się dowiedzieć o tym pocałunku? Nagle w głowie zaświtała mi myśl, że po prostu Peter do niego zadzwonił i pochwalił się. Nie, nie pochwalił – bo przecież powiedziałam mu, że jestem z blondynem.

– Whitlock, do cholery, odbierz! – Westchnęłam ciężko i ponownie zadzwoniłam, ale i tym razem połączenie zostało odrzucone.

Odłożyłam komórkę na bok z nadzieją, że za chwilę chłopak oddzwoni i wszystko będzie w porządku.


Przez całą niedzielę byłam kłębkiem nerwów. Jasper nie odbierał moich telefonów. Matthew unikał mnie, jakby mając mi za złe, że wybrałam blondyna. Rodzicie wrócili wieczorem – byli tacy szczęśliwi. I nawet, gdy przypomniałam sobie o Harriet i tych wszystkich listach, to przestałam podejrzewać mamę o prowadzenie podwójnego życia w przeszłości. James i Margaret byli szczęśliwi – widziałam to w ich oczach, uśmiechach i gestach.

Objęłam się ramionami, stojąc w kuchennym progu i patrząc na nich. Poczułam się samotnie. Odepchnęłam w końcu dwóch chłopaków, którym się podobałam. Grałam niedostępną sukę, ale z każdym z nich się całowałam i dawałam nadzieję. A potem wszystko prysło – jak bańka mydlana – i wróciło do starej, znienawidzonej przeze mnie normy.


W poniedziałek rano wstałam z zamiarem przeprowadzenia diametralnych zmian w swoim życiu. Obiecałam sobie, że będę miła, dobra i czuła dla Jaspera i jakoś wynagrodzę mu te wszystkie fochy i ostre słowa. Co do Petera... Postanowiłam go unikać, ponieważ nie widziałam innego wyjścia. W końcu podobał mi się – ja jemu podobno też, a więc taka znajomość nie mogłaby przynieść nam pozytywnych konsekwencji. O przyjaźni nie było mowy.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz