Rozdział 33

531 30 39
                                    

Środa od samego rana nie zwiastowała żadnych pomyślnych wydarzeń. Niewyspana, zmęczona i z wielkim kacem, poszłam do szkoły, żeby tylko rodzice nie mieli możliwości przyczepienia się i zrobienia wielkiej awantury. Podejrzewałam, że bardziej oberwałoby mi się za wagary niż dużą ilość wypitego alkoholu, którego śladowe ilości wciąż buzowały we krwi. Naciągnęłam rękawy ciemnozielonego swetra na dłonie i objęłam się ramionami. Siedziałam na schodach od godziny i czekałam na... sama nie wiem kogo. Pierwszą osobę jaką zauważyłam był mój brat. Oczywiście wyglądał jakby chciał mnie od razu odesłać na izbę wytrzeźwień.

– Marisso...

– Uspokój się, człowieku! Głowa mi pęka!

– Rozumiem dziewczyńskie pogaduszki do późnej godziny, mnóstwo wydanej kasy na ciuchy, w których nigdy nie wyjdziesz, ale to? Serio?

– Zdarzyło mi się to raz!

– Jestem ciekawy jak bardzo byłaś pijana w domu Jaspera – zakpił.

Zmierzyłam go nienawistnym spojrzeniem, mając nadzieję, że jakieś drzewo przewróci się na niego. Swoją drogą, miał całkiem niezłe wyczucie czasu. Poprzedniego dnia wmawiałam sobie, że dam radę, a tu coś takiego. Wielka próba jak nic!

– Musiałeś?!

– I po co się od razu wkurzasz? Nie można sobie pożartować?

– Ten jad w twoim głosie jest niczym gaz rozweselający. Poczęstuj mnie nim jeszcze trochę. Śmiało!

Automatycznie się skrzywiłam. Wystarczyło, że podniosłam głos. Bolało mnie gardło i znowu chciało mi się pić.

– Kochany kacyk, prawda?

– Goń się, braciszku – wystękałam, po czym wstałam i weszłam do szkoły.

Słyszałam jak głośno się śmiał. Czułam się fatalnie. Nieszczęścia podobno chodzą parami, a uwierzyłam w to, kiedy na horyzoncie zauważyłam Petera.

– Cholera – mruknęłam do siebie, szybko wspinając się po schodach na wyższe piętro. Może i zachowywałam się niezbyt dojrzale, ale nie byłam psychicznie gotowa na spotkanie Madisona, już nie mówiąc o samym Whitlocku, który przepadł jak kamień w wodzie.

Usiadłam na podłodze pod jedną z klas i podciągnęłam kolana pod brodę, obejmując mocno rękami nogi. Czułam, że powinnam była odpuścić sobie pójście do szkoły. Czułam się po części rozmiękczona i bałam się o siebie. Niby miałam zasady, ale tyle razy je złamałam na rzecz facetów, że i tym razem nie wierzyłam, że dam radę. Gdybym tylko olała całkowicie Jaspera, to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Może nie, gdyby Madison pojawił się wtedy w kinie, wszystko wyglądałoby inaczej i może byłabym z nim? Owszem, wiążąc się z blondynem popełniłam wielki błąd, ale nie było go już. Odszedł, zostawiając mnie samą. Nie mogłam mieć żadnych wyrzutów sumienia, oprócz tych związanych z kłamstwami. Mogłam z nim zerwać, a nie biegać z jednych ramion do drugich, jak jakaś skretyniała idiotka. Nie wyszło mi to na dobre i nawet nie ma się czemu dziwić. Gdybym tylko chciała, to spokojnie bym to przewidziała, ale nie. No przecież!

– Ciężka noc?

Podniosłam głowę i zobaczyłam Jane. No tak, kogo innego mogłam się spodziewać i to z obrażoną miną?

– Powiedzmy, że tak.

– Ze mną nie chciałaś gadać, ale z Mary Kate to oczywiście! Wielkie przyjaciółki na śmierć i życie! – mówiła, kipiąc ze złości. – Martwię się o ciebie i chce jak najlepiej, ale nigdy nie potrafisz tego docenić. Jedna z świty Vanessy i od razu organizujesz z nią tajny pokój zwierzeń!

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz