Rozdział 30

595 28 18
                                    

– I dlatego wyjeżdżasz? Przeze mnie?

– Nie tylko.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową, chociaż zrobiło mi się naprawdę smutno. Znowu miałam stracić bliską mi osobę. Cholera, dlaczego?!

– Nie wrócisz już tu?

– Może kiedyś.

– Znaczy się, kiedy dokładnie?

Uśmiechnął się delikatnie.

– Kiedy będziesz mężatką i matką gromadki dzieci.

– Nie będę... – Nie dokończyłam, zdając sobie sprawę, co chce powiedzieć. – Czyli ostatni raz cię widzę?

– Powinnaś się cieszyć, bo spełniło się twoje nabożne życzenie. – Niespodziewanie się zatrzymał. – Dojechaliśmy.

– Problem w tym – zaczęłam, patrząc na przednią szybę – że wcale nie to chciałam powiedzieć.

Czułam na sobie wzrok Whitlocka, ale nie spojrzałam na niego. Byłam w takiej rozsypce, że pewnie przy odrobinie jego czułości, poprosiłabym go o zmianę decyzji. Wtedy już na pewno zachowałabym się jak rozkapryszone dziecko.

– Czujesz się winna i tylko dlatego jeszcze tu siedzisz. Nawet się na mnie nie wściekłaś mimo, że nazwałem cię rozkapryszonym dzieckiem.

– Naprawdę...

Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo Jazz nachylił się nade mną i pocałował mnie w skroń.

– Uważaj na siebie.

Odwróciłam się w jego stronę i ostatni raz spojrzałam mu w oczy.

– Mimo wszystko, zależało mi na tobie.

Dlaczego to powiedziałam? Co we mnie wstąpiło? Byłam przekonana, że to przez rozmowę z Madisonem. Nikt inny nie był w stanie namieszać mi w głowie po parunastu minutach. Tylko on. Na dodatek, uważał mnie za dziwkę. W oczach samoistnie wezbrały mi się łzy. Jazz nie zorientował się albo udawał, że ich nie widzi.

Moja słowa nic nie zdziałały – na szczęście. Jasper uśmiechnął się niemrawo. Przygryzłam wargę i wysiadłam.

Patrząc jak samochód odjeżdża, czułam że coś tracę. Znów. Rachunek dnia wynosił minus dwa. Zero jakichkolwiek plusów.

Byłam najnieszczęśliwszą dziewczyną na świecie. I nic nie mogło tego zmienić.

Ten weekend miał być cudowny. Miałam zacieśnić relacje z dziadkami. Namówić rodziców, aby pozwoli mi w następny weekend do nich pojechać. Był jeszcze Thomas. Chciałam jakoś złagodzić nasze stosunki i znaleźć w nim znowu przyjaciela, takiego najprawdziwszego.

Co dostałam w zamian?

Podwójnie złamane serce przez facetów, którzy na dobrą sprawę, mieli dla mnie nic nie znaczyć. Miało mi na nich nie zależeć i do żadnego z nich miałam nic nie poczuć. Wszystko oczywiście było na opak. Madisona pokochałam, a Jazza... sama nie wiem czym było to, co czułam, gdy był obok. I wpadłam z deszczu pod rynnę, no naprawdę, powinnam była dostać Oscara za granie najlepszej idiotki na świecie!

Co za ironia losu!

Ledwo wróciłam do domu po dość traumatycznym przeżyciach, a od progu od razu zostałam zaatakowana przez mojego brata.

– Marisso, musimy natychmiast pogadać.

– Nie.

– To pilne.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz