Rozdział 5

1.3K 75 20
                                    

Po skończonych lekcjach wsiadłam do swojego samochodu, oparłam się wygodnie i utkwiłam wzrok w roześmianych uczniach, którzy wręcz oblegali parking, rozmawiając o bzdetach. Przez chwilę nawet naszła mnie ochota, żeby do nich podejść i zagadać.

Uśmiechnęłam się rozbawiona pod nosem.

Już widziałam w myślach ich zaskoczone miny, nerwowe uśmieszki i towarzyszące temu niezabawne komentarze.

Byłam Marissą Loreign, nazywaną dziwaczką lub zimną jędzą.

Niespodziewanie usłyszałam pukanie o szybę. Chwilę później drzwi od strony pasażera otworzyły się, a do samochodu wdarło się jesienne, zimne powietrze. Poprawiłam bluzę i odruchowo spojrzałam w bok.

Prychnęłam lekceważąco.

– Whitlock, co ty tutaj robisz? – zapytałam, odwracając wzrok.

– Musimy porozmawiać.

Zaśmiałam się sztucznie.

– Nie wydaje mi się – odparłam cierpko. – Nawet się nie znamy.

– To, co powiedziałem przy Vanessie ...

– Nie jesteśmy ze sobą, żebyś mi się tłumaczył! – wybuchłam, gwałtownie obracając w jego stronę głowę. – Lepiej będzie jak sobie pójdziesz.

– Nie spławisz mnie, nie rozumiesz tego? Gdybym tylko chciał ... Marisso!

– Jeśli coś już mówisz, to lepiej dokończ.

– To nie jest takie proste.

Odwróciłam głowę w przeciwną stronę.

– Nic nie jest proste, Whitlock.

Zapadła cisza, którą chciałam jak najprędzej przerwać.

– Powiedz to, co masz mi do powiedzenia, a potem wyjdź z mojego samochodu – powiedziałam, nerwowo skubiąc rękawy swetra..

– Nie chcę cię skrzywdzić – wyszeptał.

Zaśmiałam się nerwowo.

– Popisałeś się, Whitlock – zadrwiłam. – Powiedz mi jeszcze, że się we mnie zakochałeś od pierwszego wejrzenia i masz, jak w banku, zagwarantowane chirurgiczne nastawianie nosa.

– Mówię poważnie, Marisso.

Popatrzyłam na niego, a następie uśmiechnęłam się kpiąco.

– Ja też, Whitlock.

– Gdybyś tylko wiedziała... pewnie nie siedziałabyś ze mną w samochodzie.

– A co? Rzucisz się na mnie? A potem zamordujesz? A może zgwałcisz?

– Marisso! – Jego głos przybrał ostrzejszą nutę. – Z takich rzeczy się nie żartuje.

– Masz rację, Whitlock – przyznałam. – Zastanawia mnie fakt, co ty tutaj robisz. Bo... nie powiesz mi chyba, że jesteś tu z własnej woli?

Zauważyłam coś takiego w oczach blondyna, co kazało mi odwrócić wzrok.

– Nie igraj z ogniem, Loreign – powiedział ostro, po czym wyszedł z samochodu. Byłam przekonana, że zatrzaśnie z hukiem drzwi, a on je cicho zamknął.

Siedziałam sztywno przez kilka najbliższych minut, wbita w fotel. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Najbardziej nie podobało mi się, że Jaspera wszędzie było pełno. Gdzie się tylko odwróciłam, tam był on. Na początku mnie irytował tym swoim zachowaniem, a potem? Zaczynałam się go bać! Naszła mnie nawet myśl, że może jest jakimś psychopatycznym mordercą, żądnym przelania krwi niewinnych dziewic!

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz