Rozdział 53

479 24 26
                                    

Siedziałam naprzeciwko Keitha, a Jasper stał oparty o lodówkę. Obejmowałam zdrową dłonią kubek z gorącą herbatą, starając się patrzeć na ulatniającą się parę. Wciąż czułam pod swetrem chłód dotyku blondyna. Miałam jednak dość swoich zarumienionych policzków i znaczących spojrzeń policjanta, więc odezwałam się jako pierwsza.

– Esthera jest kimś w rodzaju śmiertelnego wroga ludzkości? – zapytałam, podnosząc wzrok na Keitha, a potem na Jaspera.

– Czytasz złe książki – mruknął wampir. – Estherą kieruje zazdrość, wściekłość i nienawiść. Nie zamierza zaatakować wszystkich ludzi. Tylko ty jesteś jej celem.

– Byłoby mi łatwiej, gdybym nie była z tym sama.

– A tak się czujesz? – spytał policjant. – Chciałbym móc dać ci ochronę i zapewnić opiekę, ale i bez Esthery, mam wystarczająco dużo problemów na głowie.

– Dlaczego zaprzątasz sobie głowę mną i jakąś psychodeliczną wariatką?

– Nie mamy absolutnie żadnej pewności, że to ona zabiła twoich przyjaciół. Jeszcze jeden trup i sprawą zainteresuje się FBI.

Wystraszona, rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę blondyna.

– To wygląda aż tak źle?

– A czego się spodziewałaś? Dopóki nie złapią potencjalnego oskarżonego... będą szukać – powiedział Jasper. – Nigdy w życiu nie uwierzą w historyjkę o wampirach, chyba, że Esthera stworzy armię.

– Mówisz to tak spokojnie – rzuciłam, trochę przerażona. – Ona nie może tego zrobić!

– Tak samo, jak ty nie możesz podać siebie na talerzu – stwierdził Keith, po czym odwrócił głowę w stronę blondyna. – Skoro rozmawiamy o tej armii to rozumiem, że wasz plan nie wypalił, tak?

– Marissa nie chciała zbytnio pomóc. – Jazz wzruszył ramionami. – Osobiście powinienem się z tego cieszyć, ale kiedy pomyślę o tych wszystkich skręconych karkach, to... jestem dość niezadowolony.

Zaskoczona, zamrugałam powiekami, patrząc to na jednego to na drugiego.

– Jaki plan? Niby w jaki sposób nie chciałam wam pomóc? I jakim: wam?

Czułam wewnętrzną wściekłość, bo o żadnym planie nie wiedziałam i wszystko działo się za moimi plecami. Bez mojej wiedzy i zgody.

Keith uśmiechnął się kącikiem ust, a potem pokręcił głową i napił się kawy. Spojrzałam na blondyna, posyłając mu pytające spojrzenie.

– Keith, Marissa nie miała o tym wiedzieć – mruknął niezadowolony.

– Niby dlaczego? – zapytałam.

– Stawia mnie to w dość krępującej sytuacji, nawet mimo faktu, że jestem wampirem. – Uśmiechnął się krzywo, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Moja męskość mogłaby ucierpieć i chyba właśnie cierpi.

– Czyli? – dopytywałam się.

– Powiedzmy, że dałem pozwolenie Peterowi, aby cię pocałował.

Myślałam, że się przesłyszałam. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na Keitha, który wyglądał na rozbawionego. Czułam się zawstydzona, ale jednocześnie wściekła.

– Tak po prostu?

– Chcieliśmy przyciągnąć Estherę. Średnio nam to wyszło, bo nie chciałaś współpracować.

– I to moja wina, tak? – prawie krzyknęłam. – A te całe zerwanie? Robienie wyrzutów? A co najważniejsze, Peter był zmuszony udawać, że... Boże! Jak mogłeś?!

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz