Rozdział 35

514 35 28
                                    

Z wrażenia nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na Jaspera. Już się nie uśmiechał. Po chwili jego wzrok ześlizgnął się na moje usta. Kiedy ponownie nasze spojrzenia się spotkały, zobaczyłam ogień w jasnych tęczówkach. Czułam jedynie gorąc na policzkach. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a mama patrzyła na nas w dziwny sposób. Chciałam coś zrobić, powiedzieć, aby blondyn przestał się na gapić, ale uprzedziła mnie mama.

– A więc to ty skradłeś serce Marissy? – spytała, delikatnie się uśmiechając.

Nogi pode mną się ugięły. Jasper zaśmiał się krótko, po czym rzucił mi pretensjonalne spojrzenie.

– Pani córka jest niezwykle wyjątkowa, ale potrafi pokazać pazurki. Potrzeba nadnaturalnej cierpliwości, aby rozbudzić w niej jakiejkolwiek uczucia.

– Niestety, w tym jednym jesteśmy do siebie podobne. Poniekąd nie dziwię się, czemu Marissa tak stroni od chłopaków. Jest młoda i ma całe życie przed sobą, po co ma sobie dokładać dodatkowych zmartwień, prawda?

Drobna sugestia a propos tamtej nocy spędzonej u Jaspera przyprawiła mnie o ból żołądka. Mogła to w bardziej sugestywny sposób powiedzieć! Whitlock uśmiechnął się szeroko.

– Niech się pani nie martwi. Po balu wyjeżdżam ponownie. Wróciłem, ponieważ mam pewną sprawę do zrobienia.

– Nie zostaniesz? – wyrwało mi się.

– Będę na balu. W końcu, powinienem się pożegnać, prawda?

Chciałam mu jakoś dogryźć, bo przecież nie ma przyjaciół i nikt nie będzie za nim płakał, ale byłam jeszcze ja ze swoimi nieuporządkowanymi uczuciami.

– Zostawię was samych – powiedziała szybko mama i uciekła do kuchni.

– Chodź do mnie – mruknęłam i już chciałam się odwrócić, kiedy niespodziewanie Jasper przyciągnął mnie do siebie. Nasze twarze dzieliły centymetry, a dotyk jego dłoni wręcz paraliżował moje ciało. – Co ty robisz?

– Powiedziałaś, że mam cię objąć.

Zamrugałam powiekami.

– Chciałam, abyśmy poszli do mojego pokoju.

– Jeszcze lepiej.

Ten jego uśmiech zamiast mnie zezłościć, wywołał jedynie miłe uczucie ciepła w brzuchu. Szybko uwolniłam się z jego ramion i zaczęłam wspinać się po schodach, ciężko oddychając. Wpadłam do pokoju i podeszłam do okna. Otworzyłam je i jak gdyby nigdy nic, usiadłam na parapecie. Bezpieczna odległość plus chłodny powiem wiatru, miały zapewnić mi komfort przebywania w obecności chłopaka.

Jazz położył się na moim łóżku i zerkał na mnie wygłodniałym wzrokiem.

– Przestań.

– Co mam przestać? – Ten jego ton głosu i to spojrzenie... – Szkoda, że nie mam rentgenu w oczach.

– Nie gap się tak na mnie! – rzucił lekko poirytowana. – Czuję się jak jakaś Vanessa.

– Czemu?

– Na nią wszyscy faceci gapią się w ten sposób.

– Problem w tym, że ona wskakuje im do łóżka, a ty za nic w świecie nie chcesz.

Myślałam, że żartuje, ale kiedy tylko zauważyłam, gdzie dokładnie się patrzy, byłam bliska omdlenia. Moje policzki były czerwone, a chłodny wiatr nie potrafił sobie poradzić z tym gorącem.

– Skończ!

– Peszysz się – powiedział z triumfalnym uśmiechem. – Jesteś nawet seksowna, kiedy tak niewinnie na mnie zerkasz z tymi uroczymi rumieńcami na twarzy.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz