Rozdział 52

491 26 18
                                    

Ile razy człowiek musi się sparzyć, aby zrozumieć, że niektórych rzeczy po prostu nie powinno się robić ani mówić.

Nie spałam pół nocy, bo ciągle myślałam o Jasperze i jego chęci pocałowania mnie. Miałam ogromną nadzieję, że właśnie to chciał zrobić. Nie wyobrażałam sobie, że to wszystko miałoby być wymysłem mojej wyobraźni. Czułabym się z tym fatalnie. Zresztą, jak miałabym spojrzeć Jasperowi w oczy? Bo czy mogłam mu pozwolić na cokolwiek? Zraniłam go, a więc chyba powinnam być bardziej ostrożna i w jakiś sposób zasłużyć na jego bliskość. Nie mogłam po raz setny wmawiać mu, że jest ważniejszy, a Peter powinien zniknąć z mojego życia.

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegarek. Dochodziła siódma rano. Było nadzwyczaj wcześnie, a mi kompletnie nie chciało się spać. Na dodatek, gips nie był wygodny do leżenia w łóżku. Potrafił tylko zawadzać i swędzieć. Nawet nie chciałam myśleć o tym, że zostały mi jeszcze trzy tygodnie męki. Byłam uzależniona od mamy i jej opieki. Niby mogłam poprosić o to brata, ale niekoniecznie chciałam, aby widział mnie nago.

Ktoś zapukał do drzwi, więc zacisnęłam zęby. Nienawidziłam tego dźwięku. Ciągle mi przypominał, że jestem uwięziona we własnym pokoju. Odwróciłam głowę w strony drzwi, zza których wystawała głowa Matta.

– Zezłościsz się, jeśli pójdę do szkoły? – zapytał, patrząc na mnie z troską.

– Czy ja jestem niepełnosprawna czy co?

– No dobra, tak tylko pytam. – Uśmiechnął się niepewnie. – Na pewno wytrzymasz sama do piętnastej?

Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem.

Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej nienawidziłam tego domu, pokoju i wszystkich wokół. Ich nadopiekuńczość mogłaby doprowadzić człowieka do grobu.

– Wytrzymam – mruknęłam. – Przestaniecie być tacy irytujący?

– Mam zadzwonić do Petera lub Jaspera?

Moje brwi automatycznie się uniosły.

Matthew nienawidził Jaspera z całego serca i mimo, że Peter był jego kumplem, to przecież byłabym z nim sama w domu! Sama w pokoju! W pokoju z łóżkiem! Pominę tysiąc innych insynuacji, na które powinien wpaść każdy nadopiekuńczy brat.

Czy na pewno dobrze się czuł?

– Matt, wszystko z tobą w porządku?

– Pytam poważnie. Zadzwonić?

Nie miałam siły na kłótnie, więc pokręciłam głową.

– Powinni też chodzić do szkoły/ Poradzę sobie. Jestem już wystarczająco duża, aby spędzić sama w domu kilka godzin.

– Jesteś pewna?

– Idź już, bo zaczynasz mnie denerwować – mruknęłam zezłoszczona. – No już!

Matthew uśmiechnął się, po czym ostrożnie zamknął za sobą drzwi.

Zaskoczona nie za bardzo wiedziałam, co powinnam była sobie myśleć. Zachowanie brata było dziwne. Nie wiem, może myślał, że którykolwiek z nich był w stanie zatrzymać Estherę. A nawet jeśli, to był w bardzo wielkim błędzie. Nie zamierzałam mu czegokolwiek tłumaczyć. Owszem, mogłam, ale zrozumiałby? Cokolwiek?

Nie.

Westchnęłam ciężko, bo traciłam powoli wszystkie siły i nerwy. Obróciłam się plecami do drzwi i zamarłam.

– Serio? – spytałam, głośno zgrzytając zębami, jednocześnie obrzucając Jaspera zimnym spojrzeniem. Może w innych okolicznościach szybko wyskoczyłabym spod kołdry i rzuciła mu się na szyję, po głowie chodziły mi jednak zupełnie inne myśli. – Zapomniałeś, że istnieje coś takiego jak drzwi?

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz