Rozdział 7

1.2K 55 41
                                    

Whitlock udał, że mnie wcale nie słyszał. Minął mnie i podszedł do Petera. Zerknął za niego, po czym parsknął śmiechem. Wyraz jego twarzy, ten okropny śmiech, no i te gesty... Byłam tak wściekła, że o mało włos, a rzuciłabym w blondyna jakimś narzędziem. Zrezygnowałam z tego tylko dlatego, że obok niego stał Peter, a jego nie chciałam w żaden sposób skrzywdzić.

– To jest jedyna rzecz, na której się znasz? – zapytał Jasper, patrząc na Petera z góry, chociaż oboje byli mniej więcej w tym samym wzroście.

– Whitlock, co ty tutaj robisz, do diabła?! – powtórzyłam, podchodząc do niego.

– Obiecałem ci, że naprawię twój samochód, więc dlaczego Peter tu jest?

– Nie powinno cię to interesować, a o ile dobrze mi wiadomo, odrzuciłam twoją pomoc.

– Nie spławisz mnie tak łatwo – powiedział, patrząc mi intensywnie w oczy.

– Naprawdę? Wydaje mi się jednak, że już cię spławiłam. Nie wiem, po co tu przyjechałeś, ale dobrze by było, gdybyś wsiadł do swojego samochodu i odjechał stąd jak najszybciej.

– Nie tak szybko. Zabieram cię na randkę.

– Co?

– Nie dzisiaj, choć przyznaję, że chciałem spędzić ten dzień z tobą. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – No cóż, Peter był szybszy, ale nie ma w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby wykonać pierwszy krok.

Usłyszałam głośny stukot narzędzi, a potem wiązankę przekleństw. Zerknęłam niepewnie w stronę Petera, czując lekki dyskomfort. On? Miałby chcieć zaprosić mnie na randkę? Właśnie mnie?

– Spadaj, Whitlock – syknęłam.

– Jutro. Bądź gotowa. Mówię całkowicie poważnie, Risso.

Puścił do mnie perskie oczko, a następnie wycofał się w stronę Mustanga i odjechał z piskiem opon.

– Whitlock to dupek – skomentował Peter, wracając do naprawy mojego samochodu.

Usiadłam z powrotem na krawężniku, w takiej samej pozycji co poprzednio. Tym razem bez skrępowania obserwowałam pracę mięśni chłopaka.

– Próbowałam już wielu rzeczy, ale chyba nigdy się ode mnie nie odczepi.

– Jest jedno rozwiązanie. Znajdź sobie chłopaka.

Roześmiałam się.

– To nie jest żadne wyjście i na dodatek wbrew moim zasadom.

– Niestety, będziesz musiała od nich odstąpić na jeden wieczór.

– Jak to? – zapytałam podenerwowana.

Peter obrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.

– Idziemy jutro do kina.

– Nie ma mowy!

– Taka jest moja forma zapłaty.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby był pewien swojej wygranej.

– Zapłata zawsze może być negocjowana.

– Risso – mruknął znudzony – mogłabyś przez chwilę odstąpić od swoich zasad?

– To jest niemożliwe – odpowiedziałam twardo.

– Niby dlaczego? Nie każę ci przecież wyjść nago na ulicę! To tylko wspólny wypad do kina.

Przyjrzałam mu się podejrzliwie, cały czas mając w głowie propozycję Jaspera.

– Przyjacielski?

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz