Rozdział 14

1.1K 50 63
                                    

Jechaliśmy już wystarczająco długo, abym mogła stwierdzić, że znajdujemy się poza granicami Grovetown. Nie spodobało mi się to, ale każdy mój sprzeciw tylko wywoływał jeszcze szerszy uśmiech na twarzy Jaspera. Byłam w tak fatalnym nastroju, że powoli zaczynałam mieć wszystko gdzieś. Równie dobrze, mógł mnie nawet wywieźć do innego stanu, niekoniecznie sąsiadującego z tym, w którym mieszkałam. Liczyłam chyba na to, że im większa odległość od Grovetown, tym szybciej moje myśli przestaną krążyć wokół Petera. Odruchowo popatrzyłam na profil Jaspera. Przez głowę przeleciała mi myśl, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego, bo przyznałam się przed samą sobą, że chłopak jest oszałamiająco przystojny i nawet mógłby mi się podobać.

Niespodziewanie blondyn odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Przypatrywał mi się na tyle intensywnie, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Czułam się przyłapana na gorącym uczynku. Zaklnęłam w myślach, po czym szybko odwróciłam wzrok w stronę szyby. W odbiciu jednak wciąż widziałam twarz chłopaka, który najzwyczajniej w świecie się uśmiechnął i z powrotem zwrócił wzrok na jezdnię.

Skuliłam się na siedzeniu, próbując uspokoić swoje kołatające serce. Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak wtedy. Moje myśli w jednej chwili oderwały się od Madisona i zaczęły krążyć wokół postaci Whitlocka.

– Dlaczego się uśmiechasz? Czyżby podobała ci się perspektywa spędzenia ze mną pięknego, upojnego wieczoru? Może nawet nocy?

Powoli odwróciłam głowę w stronę chłopaka, spoglądając na niego spode łba.

– Whitlock, czy ty nigdy nie zrozumiesz, że mam cię dość. Naprawdę dość?

– Mów co chcesz, wiem lepiej – powiedział, a na jego twarzy pojawiły się cwaniacki uśmiech.

– Jasne, a jakby inaczej – zakpiłam.

– Zapytam więc inaczej, do kogo był skierowany ten uśmiech?

– Nawet sobie nie wyobrażaj, że do ciebie.

– Nie śmiałbym – rzucił rozbawiony. – Swoją drogą, dlaczego tak mnie traktujesz? Czy w jakiś sposób ci się naraziłem? Albo wolałabyś, gdybym strugał z siebie durnia, tak jak Madison? Powiedz śmiało, dla ciebie... wszystko.

Wywróciłam teatralnie oczami.

– O boże, cóż za poświęcenie – zakpiłam.

Ku mojemu zaskoczeniu, Jasper wybuchł śmiechem. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.

– Wybacz, ale uwielbiam twoje złośliwości. Jesteś taka słodka, kiedy próbujesz być dla mnie niemiła, wiesz? Jestem bardzo ciekaw o czym myślałaś, kiedy patrzyłaś na mnie z rumieńcami na twarzy.

Jak na zawołanie moje policzki znowu pokryły się rumieńcami. Spuściłam wzrok, czując na sobie palące spojrzenie blondyna.

– Właśnie o tym mówiłem. Muszę powiedzieć, że akurat twoje rumieńce mnie rozczulają. Na dodatek do twarzy ci z nimi.

Zamknęłam na chwilę oczy, żeby się uspokoić. Gdy je otwarłam, popatrzyłam zimno na Jaspera.

– Whitlock, nie pozwalaj sobie – warknęłam.

– Mówiłem ci już, że uwielbiam doprowadzać cię do szału, prawda?

Zostawiłam to pytanie bez odpowiedzi. Wbiłam wzrok w jezdnię, którą oświetlały tylko przednie reflektory Mustanga. Po obu stronach drogi widziałam jedynie drzewa poustawiane w nierównych rzędach i budzące we mnie wewnętrzny. Księżyc wiszący wysoko na niebie dodał tylko więcej zgrozy temu miejscu. Po moim ciele przeszły miliony nieprzyjemnych dreszczy. Nawet obecność Jaspera nie dodała mi otuchy, bo jego bałam się bardziej niż przerażającego lasu.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz