Rozdział 18

909 40 1
                                    

Siedziałam na czarnej skórzanej sofie z podkulonymi nogami, ogrzewając się ciepłem dochodzącym z kominka. Ukradkiem rozglądałam się wkoło, starając się nie obracać głową, aby przypadkiem Jasper mi czegoś znowu nie zarzucił. W ciszy czekałam na niego, modląc się, aby do niczego między nami nie doszło. Miałam coraz gorsze przeczucia i nic, absolutnie nic, ich nie łagodziło. Gdy tylko pomyślałam o właścicielu domu, ogarnął mnie strach, którego nie potrafiłam choćby na chwilę uśpić.

– Wina, whisky, koniaku? A może herbatki lub kawki?

Podskoczyłam ze strachu, przymykając na chwilę oczy.

– Zabiję cię! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby prosto w twarz Jaspera, gdy stanął przede mną.

– Twoje groźby nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. – Blondyn uśmiechnął się znienawalająco, po czym podszedł do barku, przeładowanego różnymi rodzajami alkoholów. – Lampka wina powinna cię troszkę uspokoić.

– Nie chcę.

– Nie masz tutaj nic do powiedzenia. – Zerknął na mnie przez ramię. – Mam ci przypomnieć w czyim domu się znajdujesz?

Wywróciłam oczami, zatrzymując wzrok na ogromnej głowie niedźwiedzia zawieszonej na ścianie. Z pewnością była jakimś świństwem wypchana, ale wciąż budziła grozę. Przełknęłam z trudem śliną, gdy niespodziewanie oczy zwierzęcia rozbłysły, co było spowodowane blaskiem ognia z kominka. Jak przez mgłę sobie przypomniałam pewien epizod, który miał miejsce pod koniec wakacji. Poczułam straszliwy ucisk w okolicach sercach, że na parę sekund przestałam oddychać. Głowa niedźwiedzia mi coś przypominała, ale nie potrafiłam się należycie skoncentrować, aby odkryć, co to było.

– Risso, wszystko w porządku? – zapytał troskliwie Jasper.

Obróciłam głowę w jego stronę już otwierając usta, ale od razu je zamknęłam, przypominając sobie, że blondyn nie jest właściwą osobą. Nie jest kimś, komu mogłam coś tak pokręconego powiedzieć.

– Jak najbardziej – szepnęłam, czując ucisk w gardle. Spuściłam wzrok na ogień buchający w kominku, którego ciepło powoli mnie uspokajało, uciszając skołatane serce.

– Nie stresuj się aż tak, przecież póki co trzymam rączki przy sobie.

– Whitlock! – warknęłam, podnosząc na niego wzrok.

Parsknął śmiechem, po czym usiadł obok mnie. Popatrzyłam na dwa kieliszki, które trzymał w dłoniach.

– Już ci mówiłam, że nie piję.

– Oj tam. – Uśmiechnął się rozbrajająco, odwracając bokiem. Wyciągnął w rękę. – To tylko jedna lampka wina, nie upijesz się – rzucił rozbawiony, za co zmroziłam go wzrokiem. – No śmiało!

Z ociąganiem wzięłam kieliszek w dłonie i przyjrzałam się podejrzliwie brunatnej substancji. Przez głowę przeleciała mi myśl, że podczas mojej nieuwagi chłopak dolał lub dosypał mi czegoś do wina. Popatrzyłam oskarżycielsko na Jaspera, nie potrafiąc się wyzbyć podejrzeń.

– Nic tam nie dodałem – zaprzeczył z poważną miną, po czym, jak na potwierdzenie swoich słów, przysunął się do mnie i przytknął usta do brzegu kieliszka, a później przechylił go. Zamiast jednak pilnować, aby coś upił, patrzyłam mu w oczy – te hipnotyzujące oczy.

I jak mogłam nie mieć żadnych złych myśli związanych z pobytem w tym miejscu?

Po krótkiej chwili Jazz napił się ze swojego kieliszka, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Oczywiście, pod pewnymi względami, to było miłe doświadczenie, zważywszy na to, że moim marzeniem było, aby właśnie w taki sposób patrzył na mnie Peter.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz