Rozdział 49

479 23 45
                                    

Minął bardzo ciężki tydzień. Ręka nie pozwalała mi przesypiać nocy. Musiałam ukradkiem łykać tabletki, bo rodzice świrowali. Chcieli mnie zawieźć do szpitala, jakby nie rozumieli, że moja ręka została złamana we wręcz paranormalny sposób. Lekarz mówił o czterotygodniowym gipsie, ale wątpiłam w tak krótki okres zrastania się kości. Zdawałam sobie sprawę, że z czasem ręka przestanie mnie boleć. Jednak nic nie wspominał o możliwości wymazania wspomnień.

O tak, przez tydzień rozważałam możliwość istnienia wampira, który to potrafi. Przyziemność ich darów jednak ostudziła mój zapał i pozostało mi zastanawianie się nad ciągiem dalszym mojej historii. Harriet zapadła się pod ziemię – zdaniem Jaspera, sama zaczęła szukać Esthery. Niby ze względu na mnie, bo jestem jej córką czy coś w tym rodzaju. Choćby nie wiem, jak bardzo blondyn się starał, nie zmienił mojego podejścia do tej kobiety. Nic nie wiedziałam o niej, jak i o swoich narodzinach. Nikt nie miał nawet pewności, czy jestem córką Jamesa Loreign.


Wieczorem, oglądałam z rodzicami jakiś film. Średnio mnie interesował, nawet nie pamiętałam jego tytułu. Uparli się, że nie powinnam przesiadywać całymi dniami w pokoju. Powtarzałam im, że mogę wrócić do szkoły, bo mam jedynie złamaną rękę. Jak zawsze, ucinali temat. Twierdzili, że mam prawo wziąć sobie tyle wolnego od szkoły ile zechcę, że niby powinnam zadbać o stan zdrowia. Nie pojmowali, że wampir znajdzie mnie wszędzie. Jasper potrafił zakraść się do mojego pokoju niezauważalnie, a nawet zbytnio się nie starał. Esthera poradziłaby sobie bez trudu.

Poczułam na sobie wzrok Matta, więc na niego spojrzałam.

– Risso, wszystko w porządku? – zapytał, chyba już z dziesiąty raz.

Pokiwałam głową, po czym ponownie utkwiłam wzrok w telewizorze.

Wyłączyłam się totalnie. Nie chciałam rozmawiać z chłopakiem, który skrzywdził Jane, ani z ojcem, który doprowadził do samobójstwa Harriet. Nie wiedziałam jeszcze, kim tak naprawdę była moja matka, ale znając praktycznie wszystkie tajemnice Grovetown i rodziny Loreign, to nie mogła być kimś dobrym.

Pukanie do drzwi sprawiło, że zamrugałam powiekami. Wątpiłam w fakt, że na zewnątrz stoi Esthera. Przerażona, pomyślałam o Peterze, który nie odzywał się do mnie od tygodnia. Prawda była taka, że sama nie chciałam z nim rozmawiać i nie odbierałam jego telefonów. Za każdym razem, gdy w pokoju pojawiał się Matthew, powtarzałam mu, że nie chcę z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć.

Owszem, Jazz często pojawiał się w moim pokoju, ale nigdy nie wchodził drzwiami. Preferował okno, co mi się niezwykle podobało.

Drzwi otworzył mój tata. W progu stał Peter.

Peter Madison.

Jego wzrok od razu padł na mnie i choćbym nie wiem, jak bardzo chciała, to musiałam z nim porozmawiać. Zanim ojciec otworzył usta z zaproszeniem do wnętrza domu, ruszyłam w stronę drzwi.

– Porozmawiam z tobą na zewnątrz – powiedziałam bezpośrednio do Petera, ignorując zaskoczony wyraz twarzy ojca. Wyszłam na dwór i tak po prostu zamknęłam za sobą drzwi. Napięłam wszystkie mięśnie, ignorując ból lewej ręki. – Nie powinieneś tu przychodzić.

Madison przyjrzał mi się uważnie.

– Unikasz mnie.

– Nie sądzisz, że wampiry i te wszystkie tajemnice to zbyt dużo, jak dla mnie? – zapytałam szeptem. – Chcę normalności. Wolałabym narzekać, że jestem nikim niż być w centrum uwagi.

– To wszystko nie ma nic wspólnego ze mną – powiedział, robiąc krok w moją stronę. – Myślałem o tobie przez ostatni tydzień i nie wytrzymam dłużej.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz