Rozdział 54

487 23 10
                                    

Minęły dwa tygodnie, a Esthera nie dała znaku życia. Wampiry powoli przybywały do okolicznych miast, aby nie wzbudzać podejrzeń w Grovetown. Wszystko niby się układało, ale miałam wewnętrzne przeczucie, że to tylko cisza przed burzą. Jasper kilka razy spotkał się z innymi wampirami. Nie zabrał mnie na żadne z tych spotkań, jakby w obawie, że mogłoby mi się coś stać.

Kilkunastu nieobliczalnych wampirów przeciwko jednej wariatce? Mogliby nawet przegrać, bo ta zołza wysypałaby jakieś asy z rękawa.

Nie miałam siły, aby codziennie myśleć o tych wszystkich złych rzeczach, które mogłyby mi się przytrafić. Jazz i tak patrzył na mnie w dość dziwny sposób. Od ostatniej rozmowy z Keithem, żadne z nas nie poruszyło tematu mojej przemiany. Po Esterze mogliśmy się spodziewać wszystkiego, a ja nie chciałam popełnić kolejnego błędu i przyczynić się do czyjegoś nieszczęścia.

Od kilku dni przestałam się wylegiwać do późnych godzin. Ręka już nie bolała, ale gips był dość uciążliwy. Między mną a blondynem stanowił pewną granicę. Został mi tydzień, ale wcale się nie cieszyłam, czując niepokój. Martwiłam się o tę całą sprawę z Estherą, jak i o Jaspera. Owszem, był wampirem, ale wciąż mężczyzną, jak sam powiedział. Stawiało mnie to w dość niezręcznej sytuacji.

Stałam przed lustrem już od kilkunastu minut i zastanawiałam się nad tysiącem spraw. Tak bardzo chciałam porozmawiać z kimkolwiek, ale nie miałam nikogo. Ani Peter, Jasper, Matt nie mogli mi w niczym pomóc. Zresztą, wszyscy mnie kochali, a to sprawiało, że nie byliby obiektywni.

Niespodziewanie poczułam ręce obejmujące moją talię. Twarz Jaspera odbijająca się w lustrze nawet mnie nie zaskoczyła.

– Znów za dużo myślisz – szepnął, wtulając twarz w moją szyję.

– Kiedyś mnie zabijesz.

– Nie – zamruczał, jak kot. – Lubię napawać się twoim zapachem. Krew znów buzuje w twoich żyłach... Naprawdę tak na ciebie działam?

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, czując jak rumienią mi się policzki. Nie chciałam dać mu jakiejkolwiek satysfakcji, ale nie miałam za bardzo innego wyjścia. Uśmiechnęłam się z trudem i spojrzałam na nasze odbicie w lustrze.

– Zadajesz głupie pytania.

– Naprawdę chcesz z tego zrezygnować?

– Z czego dokładnie?

Blondyn pocałował mnie w szyję, a moje serce znów oszalało.

– O tym mówisz – powiedziałam cicho. – Myślę, że nie mam innego wyboru.

– Rozmawiałaś o tym z Peterem, przekonałaś go swoimi argumentami?

– Wiem, że jedyną możliwością, abyśmy mogli być razem, jest właśnie przemiana. Moja rodzona matka jest wampirem. I myślę, że nie mogłabym mieć dzieci.

– Skąd to wiesz?

– Chodzi mi o to, że nie chciałabym ich mieć, bo nie potrafiłabym ich pokochać.

Jazz uśmiechnął się w dość dziwny sposób.

– Mnie też nie potrafisz kochać.

Wypuściłam powietrze z płuc, napinając przy okazji wszystkie mięśnie. Nie chciałam rozmawiać o tym, co było między nami, bo wydawało mi się to zbyt głupie. Byliśmy na etapie, kiedy każde z nas chciało bliskości. Nawet, jeśli zostałabym wampirem, nie zagwarantowałabym nikomu, że do końca swojej egzystencji będę właśnie z Jasperem.

– Najwidoczniej idealnie nadaję się na wampira – powiedziałam cierpko, unikając spojrzenia chłopaka. – Mam to chyba w genach, jak cała rodzina Holle.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz