Rozdział 68

427 21 26
                                    

Tak jak zaleciła Harriet, zamknęłam porządnie okno. Jasper był wampirem, ale szczerze wątpiłam, aby włamał się do mojego domu. Matka była dość wybuchową wampirzycą, kiedy zapominała być zagubiona. Laurent i inne wampiry pewnie również stały po jej stronie, więc blondyn był na przegranej pozycji. Bez mojej zgody nie miał prawa się zbliżyć na odległość mniejszą niż kilkanaście metrów.

Odruchowo podeszłam do okna i zerknęłam na podjazd. Nie pomyliłam się w przeczuciach, bo obok mojego samochodu stał czarny Mustang, a opierał się o niego Jasper. Z dłońmi w kieszeniach, wpatrywał się we mnie intensywnie. Zamiast się wycofać, stałam i patrzyłam na niego, czując wyrzuty sumienia.

Nawet jeśli marzył o skręceniu karku Peterowi, to nie zrobiłby tego. Powodem, dla którego Madison wciąż żył, była moja miłość. Tylko ona ratowała zwykłego człowieka przed krwiożerczą bestią.

– Pokłóciłaś się z nim? – zapytał niespodziewanie Matthew.

Zerknęłam przez ramię. Mój brat siedział na moim łóżku i przyglądał mi się badawczo. Nawet nie usłyszałam kiedy wszedł.

– Powiedzmy – szepnęłam, znów patrząc na Jaspera.

– Stoi tam od godziny. Dziadkowie chcieli go wpuścić, ale powiedziałem im, że to twoje życie i to ty powinnaś decydować, czy chcesz go widzieć czy nie. O co poszło? – zapytał, chociaż doskonale wiedziałam, że nie powinnam mu nic odpowiadać. – Chociaż nie, niech zgadnę – dodał szybko. – Znikł Peter, a ty zaczęłaś się martwić i go szukać.

– Nie.

– I będziecie tak na siebie patrzeć? Przez całą noc?

– Możliwe.

Mój brat westchnął ciężko.

– Skrzywdził cię?

– Nie – odpowiedziałam znudzona. – Nic złego mi nie zrobił. – Nie okłamałam go, bo blondyn nie stanowił dla mnie żadnego niebezpieczeństwa. Nawet, jeśli kilka godzin wcześniej chciał zmiażdżyć moje kości. – Zostaw mnie samą.

– Martwisz się o Petera, prawda?

– A kto tego nie robi? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bo starałam się robić wszystko, aby Matt nie zorientował się, że niespodziewanie moim priorytetem stał się Peter i jego życie. – Nic mu nie będzie i za jakiś czas wróci.

– Wiesz, gdzie jest?

– Ten szurnięty Williams namówił cię, abyś zaczął mnie szpiegować i wypytywać? – Zdenerwowałam się, bo ile można zadawać pytań?! – Idź już. Powiedziałam ci, że chcę zostać sama.

Za plecami usłyszałam jedynie odgłos zamykanych drzwi, dość głośny, abym odruchowo zacisnęła mocniej powieki. Gdy otworzyłam oczy, Jasper wciąż stał przy swoim samochodzie. Wzięłam głęboki wdech i odeszłam od okna, czując, jak drżą mi ręce. Bardzo powoli podeszłam do łóżka i położyłam się, podciągając kolana pod brodę. Objęłam ramieniem nogi, mocno zaciskając palce, a wolną dłoń przycisnęłam do mostka.

Chciałam zejść na dół i z nim porozmawiać, ale doskonale wiedziałam, że nie mogę.


Następny dzień nie przyniósł tego, czego tak bardzo chciałam. Peter wciąż był zaginionym, mój brat łypał na mnie dziwnym wzrokiem, a mi żołądek podchodził do gardła. Dziadkowie patrzyli na mnie z troską, gotowi w każdej chwili ochronić mnie swoimi ramionami. Tylko Jasper znikł. Może odjechał w momencie, kiedy odeszłam od okna, a może nad ranem. Na wyświetlaczu komórki znajdowało się kilka nieodebranych połączeń, ale zero wiadomości tekstowych. Nie byłam pewna, jak powinnam to interpretować.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz