Rozdział 16

1K 39 26
                                    

Unikałam Petera, chociaż zauważyłam, że to raczej on mnie unikał. Zabolało jeszcze bardziej. Postanowiłam nie wchodzić mu w drogę i na siłę nie wyciągać z niego powodu takiego zachowania. Skoro nie chciał mieć ze mną do czynienia, to wspaniale. Wzięłam głęboki oddech i podniosłam głowę, aby pokazać, że dalej jestem tą samą Marissą Loreign, tą samą wredną, zimną jędzą. Pech jednak chciał, że na korytarzu musiałam minąć Madisona, szperającego we własnej szafce. Straciłam nieco swojej pewności siebie i nawet zastanawiałam się nad tym, aby się odwrócić i pójść w przeciwnym kierunku, ale Madison zdążył mnie zauważyć. Nie uśmiechnęłam się, on zresztą też. Utrzymywaliśmy długo kontakt wzrokowy i chociaż wyraz moich oczu pozostał niewzruszony i udawałam, że kompletnie mnie nie interesuje, to w głębi serca czułam, że gdyby tylko mnie zechciał, to byłabym z nim.

Odwróciłam wzrok, odpychając od siebie takie głupie myśli. Nie chciałam z nikim być i to nie dlatego, bo żaden facet mnie nigdy nie interesował. Nie chciałam po prostu zostać zranioną tak, jak wtedy, w Blois. Thomas, bo tak miał na imię tamten chłopak, był moim najlepszym kolegą, a raczej przyjacielem. Zawsze wierzyłam w przyjaźń damsko–męską, ale gdy zaczęłam się przyjaźnić z Thomasem, nagle zdałam sobie sprawę, że każdego ranka wstałam mając go już w swojej głowie. Gdy zasypiałam, myślałam również o nim. Spotykaliśmy się codziennie, co później zaczynało mi utrudniać życie, ponieważ nie podobało mi się, że tak ciągle o nim myślałam. I chociaż dobrze to ukrywałam, bo nikt się nie zorientował, że się zakochałam, to jednak czułam, że Tom o tym wie. Wielokrotnie widziałam, jak mi się momentami przyglądał. Krępowało mnie to, ale udawałam, że tego nie widzę, udawałam nawet, że nic czuję, gdy Tom niespodziewanie mnie obejmował lub całował w policzek. Sprawy się pokomplikowały, gdy pewnego dnia razem z Thomasem pojechaliśmy nad jezioro. Właśnie tam, gdy leżeliśmy na trawie, chłopak powiedział mi, że... jestem jego przyjaciółką na zawsze i że nigdy nie pozwoli aby coś naszą przyjaźń zepsuło. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zrozumiałam, że chodziło mu o to „coś", co do niego czułam.

Potrząsnęłam głową, odganiając wspomnienia, bo nie miałam najmniejszej ochoty komukolwiek o tym mówić. Thomas istniał, wciąż istnieje w moim życiu, chociaż od kiedy wyjechałam z Blois, nasze kontakty uległy zmianie i nawet, gdy przyjeżdżaliśmy do dziadków, Tom już nie odnosił się do mnie tak jak kiedyś. Rozłąka zrobiła swoje. Rozdzieliła nas, ale jakoś to przeżyłam. Poradziłam sobie z tym wszystkim i nie miałam ochoty wchodzić ponownie do tej samej rzeki – nie chciałam już mieć nikogo. Nie chciałam się już zakochać.

Wzięłam kolejny głębszy wdech i rozejrzałam się po korytarzu. Przy drzwiach z pracowni historycznej, w której miałam mieć zajęcia, stała Mary Kate i patrzyła na mnie bez cienia kpiny czy pogardy. Zaskoczona podeszłam pod pracownię i zatrzymałam się w dużej odległości od przyjaciółki Vanessy.

– Cześć, Marisso.

Odwróciłam głowę i spojrzałam zdumiona na Mary Kate.

– Cześć – rzuciłam chłodno.

– Wiem, że nie powinnam się pytać o takie rzeczy, bo to jest wiadome, że nie jestem mile widzianą osobą na tej imprezie, ale czy nie mogłabym dostać również tego zaproszenia?

W jednej chwili, przypomniałam sobie co mówiła Jane. Wywnioskowałam, że Mary Kate również podoba się mój brat i pewnie dlatego jest w stanie porozmawiać ze mną. „Aż tak jej na nim zależy?" – pytałam samą siebie w myślach, przyglądając się dziewczynie.

– Mój brat ustalał liczbę gości i nie ma cię na niej, chociażby ze względu na to, że przyjaźnisz się z Vanessą. Swoją drogą, Matthew wiedział doskonale co robi.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz