Rozdział 43

575 27 30
                                    

Siedziałam z Mattem w samochodzie. Ja w czarnej sukience, mój brat w czarnym garniturze. Nie odzywaliśmy się do siebie, próbując przygotować się psychicznie na pogrzeb Jane. Za każdym razem, gdy wpuszczałam coś na jej temat do swojej głowy, w oczach automatycznie pojawiały się łzy. Mimo, że minęło kilka dni, nie potrafiłam się oswoić z sytuacją. Było gorzej niż po śmierci Thomasa. Policja strasznie drążyła temat, przesłuchiwała wszystkich ludzi z imprezy. Ze mną było najgorzej, bo wzywali mnie do siebie kilkukrotnie. W końcu ogłoszono, że śmierć Jane była nieszczęśliwym wypadkiem, co w ich rozumowania znaczyło: samobójstwo.

Nie mieściło mi się w głowie, że mogłaby odebrać sobie życie z powodu mojego brata i Mary Kate. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Matthew wyglądał tak, jakby przejechało po nim kilka ciężarówek. Po śmierci Jane, zerwał definitywnie z Mary Kate. To była najmądrzejsza decyzja, jaką mógł kiedykolwiek podjąć. Osobiście, zakazałam blondynce pojawiania się na pogrzebie. Zagroziłam jej, że własnoręcznie wykopię jej grób i ją tam wepchnę, zakopując żywcem. Płakała, a raczej udawała, że to wszystko ją poruszyło.

Zaparkowaliśmy przed Kościołem i w milczeniu wysiedliśmy. Trzymałam w dłoniach białe róże, raniąc sobie dłonie kolcami. Jane była taka naiwna i jednocześnie niewinna. Nie potrafiłam zrozumieć, skąd znalazła w sobie tyle odwagi, aby się zabić. To było dla mnie niepojęte.

W Kościele panowała cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Zauważyłam uczniów z naszego liceum, ale nie poświęciłam im zbyt wiele uwagi.

Trumna stojąca na środku sprawiła, że skupiłam wzrok tylko na niej. Zwolniłam krok, jakby ze strachu, że sobie nie poradzę. Czułam wzbierające łzy w oczach, ale nie mogłam się ugiąć. Musiałam się pożegnać z Jane. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym tego nie zrobiła.

Wreszcie, znalazłam się tuż obok tej przeklętej trumny. Uparcie patrzyłam przed siebie, ściskając mocno w dłoniach róże. Powoli spuściłam wzrok, zatrzymując go na bladej twarzy Jane. Wyglądała jak śpiąca królewna. Skrzyżowali jej ręce w taki sposób, żeby nie można było zauważyć ran ciętych na nadgarstkach. Ubrana w czarną sukienkę wyglądała tak, jakby zaraz książę miał ja pocałować i przywrócić do życia. Przerażały mnie jedynie białe obicia trumny, przypominające ohydną biel łazienki i wanny, w której ją znalazłam. Zanim się zorientowałam, po moich policzkach spłynęły łzy.

– Zostawiłaś nas tutaj – wyszeptałam. – Nie poradzimy sobie. Jane, nie damy rady. – Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. – Ze wszystkich ludzi na całym świecie, dlaczego właśnie ty musiałaś to zrobić? Jesteś dla nas wszystkim, rozumiesz? Absolutnie wszystkim! Jeśli jesteś tam na górze lub w zupełnie innym miejscu, to spójrz na swojego brata. Zobacz, jak wiele mu odebrałaś, odchodząc. Jane... tak strasznie mi przykro. Nawet nie masz pojęcia ile bym dała, żeby móc to wszystko naprawić. – Wierzchem dłoni otarłam policzki z łez, a potem wyciągnęłam jedną różę i położyłam ją na klatce piersiowej dziewczyny. Uśmiechnęłam się z trudem. – Żegnaj, Jane.

Poczułam czyjeś dłonie na ramionach, więc powoli odwróciłam się i spojrzałam zapłakanymi oczami w smutne tęczówki Petera.

– Chodź – powiedział cicho, po czym złapał mnie delikatnie za rękę.

Usiadłam razem z nim w pustej pierwszej ławce. Ze wszystkich ludzi z całego Grovetown, Peter miał tylko mnie. Tylko ja znałam jego siostrę i tylko mi zależało na tym, aby była szczęśliwa. Jane zabiła we mnie egoizm pozostawiając tak wielką empatię, która łamała mi serce za każdym razem, gdy docierało do mnie, że jej już nie ma. Odeszła z tego świata, zostawiając po sobie pustkę i o ile ja miałam Jaspera, to jej brat nie miał nikogo. Jego rodziców ciężko było zaliczyć do grona osób, które mu pomagały, bo sami na swój sposób przeżywali śmierć swojej jedynej córki.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz