Rozdział 50

505 25 58
                                    

Na zegarku było już dawno po piętnastej, a ja wciąż leżałam w łóżku. Wtulałam się w poduszkę na tyle mocno, na ile pozwalał mi gips. Przepłakałam pół nocy i nad ranem kilka godzin. Była niedziela. Zazwyczaj jedliśmy rodzinny obiad, ale nie miałam ochoty oglądać twarzy domowników. Nie chciałam tłumaczyć się komukolwiek ze złego samopoczucia, czerwonych i opuchniętych oczu oraz kataru. Czułam się fatalnie i nic nie mogło poprawić mi humoru.

Jedynie obecność Jaspera, który pewnie już był w łóżku z co najmniej trzecią kandydatką do spraw łóżkowych.

Próbowałam się na niego wkurzyć, ale bezskutecznie. Wciąż w głowie odtwarzałam pocałunek z Peterem. Nie mogłam się powstrzymać. Jedyna przyjemność, jakiej mogłam doświadczyć. Było to naprawdę nie na miejscu i jedno szczęście, że żaden ze znanych mi wampirów nie potrafił czytać w myślach. Zapadłabym się pod ziemię, gdybym musiała dzielić się myślami z kimś jeszcze.

Już wystarczająco wiele spraw poszło nie po mojej myśli.

Odruchowo sięgnęłam po komórkę. Chciałam znów do niego zadzwonić. Powiedzieć mu, że tęsknie i nie chcę żyć w ten sposób. Odłożyłam ją bardzo szybko, zdając sobie sprawę, że nie mam prawa domagać się jego powrotu. Zrobiłam wystarczająco wiele złych rzeczy, aby tak po prostu zabierać mu czas i nakłaniać do znoszenia mojego zachowania oraz huśtawek nastroju.

Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogłabym udawać, że związałam się z Peterem. Chciałam zadać ból Jasperowi, aby zobaczyć, jak się męczy i ewidentnie za mną tęskni. Byłby to ostatni stopień okrucieństwa, ale nie mogłam wytrzymać z wyrzutami sumienia.

Bolała mnie głowa od płaczu, a zagipsowana ręka była bezużyteczna. Nawet jeśli zdecydowałabym się na jakąś ultra seksowną sukienkę, to gips burzył cały nastrój i wizerunek. Po nieprzespanej nocy wyglądałam gorzej niż trup. Nawet po całodniowej wizycie u kosmetyczki, nie byłabym chociaż w malutkim stopniu seksowna i uwodzicielska. Najgorsze było to, że nawet nie miałam pewności, czy to w ogóle by zadziałało.

Sprawa była z rodzaju tych najbardziej beznadziejnych.

Niespodziewanie pukanie do drzwi sprawiło, że wszystkie myśli wypadły mi z głowy. Przerażona spojrzałam w tamtym kierunku i momentalnie zbladłam, widząc Petera przekraczającego próg pokoju. Zacisnęłam usta w wąską linię, starając się uspokoić skołatane serce, które chciało pozbawić życia tego idiotę. Podniosłam się do pozycji siedzącej, poprawiając kołdrę zdrową ręką w taki sposób, aby zakrywała moją klatkę piersiową. Nie chciałam dać mu jakichkolwiek powodów do kolejnych umizgów.

– Cześć Risso – powiedział wesoło, podchodząc do okna. Nim cokolwiek powiedziałam, odsłonił zasłony i uchylił okno. Pozostało mi ciężko westchnąć. – Nie powinnaś spędzać całego dnia w ciemnościach.

– Jest jeszcze wcześnie – mruknęłam. – Niektórzy chcieliby odpocząć.

– Czemu jesteś znów wredna?

Prychnęłam, uśmiechając się krzywo.

– Zastanówmy się. Ktoś tutaj stwierdził, że ma pełne prawo do kogoś, kto jest, a raczej był, bardzo szczęśliwy z kimś zupełnie innym.

Nie musiałam patrzeć na Madisona, aby wiedzieć, że był zły.

Prychnął lekceważąco.

– Naprawdę straszne – warknął. – Zapomniałaś tylko o drobnym szczególe. Podobało ci się. I to cię boli. Gdybyś była taka szczęśliwa to nie całowalibyśmy się, tylko oberwałoby mi się porządnie od Jaspera. Z racji faktu, że jestem od niego lepszy...

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz