Rozdział 8

1.1K 53 16
                                    

Jane przez resztę dnia nie dawała mi spokoju. Na różne sposoby, próbowała wyciągnąć ze mnie informację na temat wieczornego wypadku do kina z Peterem. Po mimo wielkiego talentu do kłamstw, nie potrafiłam przekonać Jane, że spotkanie z jej bratem to tylko mała przysługa. Wciąż tylko powtarzała: „Idziesz z moim bratem na randkę. Z moim bratem. Na randkę!". Rzucałam jej spojrzenia pełne dezaprobaty, mając nadzieję, że zamkną jej usta. Jedynym plusem był fakt, że Whitlock nie pojawił się w zasięgu mojego wzroku do końca wszystkich lekcji! Byłam z tego bardzo zadowolona.

Moje samozadowolenie nie miałoby końca, gdybym na parkingu nie zobaczyła jego sylwetki przy czarnym Mustangu. Próbowałam przejść obok niepostrzeżenie. Nie patrzył w moją stronę, więc chciałam to wykorzystać, ale gdy zamykałam bagażnika, prawie dostałam zawału. Jasper stał obok, opierając się nonszalancko o boczne drzwi samochodu. Wystraszona wybałuszyłam na niego oczy, jakbym co najmniej ujrzała ducha.

– Cholera, czy ty się kiedykolwiek ode mnie odczepisz? – warknęłam, obchodząc samochód dookoła. Otworzyłam przednie drzwi, a następnie wrzuciłam torbę na tylne siedzenie.

– Twój cichy wielbiciel nawet umył ci auto. Jestem pod wielkim wrażeniem!

– Whitlock, czego chcesz? – zapytałam znudzona, patrząc mu prowokacyjnie w oczy.

Uśmiechnął się triumfalnie.

– Mogłabyś zawsze patrzeć mi w oczy tak, jak teraz?

Zaskoczona zamrugałam parokrotnie powiekami.

– Słucham?

– Patrzyłaś na mnie tak prowokująco, jakbym co najmniej był twój.

– Na szczęście, nie jesteś – powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem. – Wybacz, ale się spieszę.

– Do wieczora jeszcze daleko.

Nie skomentowałam tego, choć mnóstwo słów cisnęło mi się do ust. Zagryzłam jednak wargi i wsiadłam do samochodu, zatrzaskując drzwi. Po krótkiej chwili w bocznym lusterku zobaczyłam sylwetkę Whitlocka. Obrzuciłam pełnym wyrzutu spojrzeniem jego twarz wykrzywioną w triumfalno–kpiący uśmiech. Chcąc nie chcąc, musiałam spuścić szybę.

– Czego?

– Moja propozycja wciąż jest aktualna – przypomniał.

– Niestety, z niej nie skorzystam – odparłam ze sztuczno–słodkim uśmiechem. – Mam strasznie napięty grafik, więc chyba mnie zrozumiesz.

– Nie wierzę. Upchałaś Petera w swoim kalendarzu. Naprawdę myślisz, że da ci to, czego chcesz?

– A skąd ty możesz wiedzieć, czego ja chcę?

– Znam się na ludziach.

Znowu na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.

– Och, naprawdę? – zadrwiłam. – Bo widzisz, ja też się znam i wiem, że nie jesteś w stanie mi dać nawet jeden dziesiątej tego, czego pragnę.

– I tu się mylisz. – Uśmiechnął się szeroko. – Mogę dać ci wszystko, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Prychnęłam z pogardą, włączając silnik.

Whitlock odsunął się od samochodu, wciąż mi się przypatrując.

– Pora, żebyś dokonała właściwego wyboru – usłyszałam jeszcze z jego ust, a po chwili świst wiatru dudnił w moich uszach. Zasunęłam szybę i otoczyła mnie wreszcie upragniona cisza. Chociaż nienawidziłam blondyna z całego serca, to jego słowa nie potrafiły dać mi spokoju. Zerknęłam na chwilę na frezje, ułożone w poprzek na fotelu obok. Nie miały odpowiednich warunków, więc zauważyłam w kilku miejscach lekkie przesuszenia. Spojrzałam na jezdnię, zaciskając mocno wargi, a potem dodałam gazu.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz