Jasper zatrzymał się w samym centrum Grovetown, tuż przy słynnym barze Cloneya. Chociaż nigdy w nim nie byłam, ponieważ nie miałam z kim tam iść, to nie chciałam tam być z blondynem. Z różnych stron, nawet do mnie, dochodziły pikantne historie z zaplecza baru. Miałam tylko nadzieję, że nigdy nie będę jedną z głównych bohaterek takich opowieści.
Whitlock zgasił silnik i odpiął swój pas.
– Wysiadamy – powiedział, odpinając również mój. Podniosłam delikatnie łokcie, a pas z brzękiem uderzył w szybę, a dopiero potem wrócił na swoje miejsce. Kątem oka zauważyłam lodowate spojrzenie blondyna. Udałam nieświadomą i wysiadłam z samochodu. Poprawiłam płaszcz, a następnie założyłam ręce na piersi. Zaniepokojona, zaczęłam się rozglądać na boki, jakby nagle ktoś miał wyjść z cienia nocy i mnie zaatakować.
– Nie bój się. Przy mnie nic ci się nie stanie.
Whitlock tak nagle pojawił się przede mną, że wciągnęłam z przerażeniem powietrze do płuc.
– Mógłbyś mnie nie straszyć? – warknęłam.
– Znowu pokazujesz pazurki? A wiesz, że lubię to w tobie? Nawet czasami mi się wydawało, że jesteś tak twarda, że aż nie do zdarcia, a kilka minut wcześniej zrozumiałem, że to tylko pozory.
– Po co mnie tu przywiozłeś?
Westchnął. Wyciągnął w moją stronę rękę, ale popatrzyłam na nią niechętnie, więc opuścił ją. Wskazał gestem dłoni drzwi, więc chcąc nie chcąc, podeszłam do nich. Jasper oczywiście musiał przepuścić mnie w drzwiach. Z posępną miną weszłam do środka. Kilka par oczu zwróciło na nas uwagę.
Niespodziewanie poczułam zimny oddech na policzku, a sekundę później – dłonie na ramionach.
– Ściągnij płaszcz. Tu jest wystarczająco ciepło, żebyś mogła się rozgrzać. Zresztą za chwilę coś ci zamówię.
Chociaż nie chciałam dawać mu jakiejkolwiek satysfakcji, to postanowiłam trochę odpuścić. W końcu to nie on był winien mojemu złemu samopoczuciu. Wyciągnęłam ręce z płaszcza, pozwalając Jasperowi odwiesić go na wieszak stojący tuż przy drzwiach.
– Chodź, usiądziemy i coś sobie zamówimy.
Położył dłoń na moich plecach i delikatnie popchnął w stronę baru, za którym stał sam pan Cloney i obsługiwał klientów. Usiadłam na wysokim krześle, po czym splotłam dłonie, kładąc je na ladzie. Wodziłam wzrokiem po butelkach, ustawionych na półkach.
– Co podać? – zapytał uprzejmie pan Cloney, więc przeniosłam wzrok na jego uśmiechniętą twarz. – O witaj, Marisso! Jak tam ojciec? Dalej gra w golfa?
Zmieszana przygryzłam dolną wargę, spuszczał wzrok na ladę.
– Tak. Ostatnio wpadł na pomysł wybudowania własnego pola golfowego tutaj.
Nie musiałam widzieć twarzy pana Cloneya, żeby wiedzieć, że moje słowa zrobiły na nim wrażenie.
– To pewnie za kilka miesięcy takie powstanie.
– Z pewnością!
– Co chcecie do picia?
Blondyn popatrzył na mnie pytająco.
– Risso?
– Poproszę sok pomarańczowy – mruknęłam.
– Raz dwa.
Pan Cloney odchodząc, mrugnął do mnie znacząco.
– Cholera – wymamrotałam cicho.
– Co?
CZYTASZ
Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONE
VampireMarissa zawsze czuła, że nie pasuje do Grovetown. Zakochana w pięknym Blois, tęskniła za swoimi dziadkami i innym życiem. Ku swojemu niezadowoleniu, poznała zakręconą Jane oraz Petera, który skradł jej serce. Jasper zawsze pozostawał nieosiągalny d...