Rozdział 36

580 31 64
                                    

Bal i ja, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens?

Stojąc przed szkołą i wpatrując się w te wszystkie pary, wchodzące do środka, zaczęłam mieć wątpliwości nie tylko co do mojej obecności, ale również co do Jaspera. Zerknęłam na niego kątem oka i poczułam strach. Blondyn wydawał się być opanowany, jakby perspektywa obecności Madisona go kompletnie nie przerażała, jakby był pewien, że tym razem mówiłam prawdę. W istocie, nie miał czego się bać. Nie zareagowałabym już na żadne skinienie tego chłopaka, omijałabym go szerokim łukiem, mając nadzieję, że da mi w końcu ten upragniony święty spokój.

– O czym myślisz?

– To takie nie w moim stylu.

– Ale co? – spytał, nawet na mnie nie patrząc.

– Bycie tu, z tobą, tak samo, jak bycie tam. – Wskazałam głową szkołę. – To nie jest miejsce dla mnie i chyba nigdy nie będzie.

Whitlock złapał mnie mocniej za rękę. Mimo to, nie poczułam się lepiej.

– A może, po prostu czułabyś się lepiej u boku Petera?

To pytanie zbiło moje myśli z ich właściwego toru. Odwróciłam głowę i spojrzałam na profil blondyna. Nie rozumiałam co chciał osiągnąć i chyba za bardzo nie chciałam tego rozumieć. Rozmowa o Madisonie nie była mi na rękę, a tematu zmienić nie mogłam, bo Jasper zacząłby snuć głupie domysły. Jak zwykle.

– Nie jestem tu po to, aby robić komukolwiek na złość. Przeceniasz się, Whitlock. A co do Petera... to temat zamknięty. Mógłby nawet tańczyć na samym środku z Vanessą i nie ruszyłoby mnie to.

– Liczę, że nie odepchniesz mnie, kiedy będę chciał cię całować.

– Jeśli dołożysz do tego obmacywanki to przysięgam, że będziesz tonąć w ponczu! – Mimowolnie się uśmiechnęłam i szybko dodałam: – Nie żartuję.

– Nie śmiałbym wątpić.

Jeśli myślałam, że moja obecność na balu u boku Jaspera pozostanie niezauważona to byłam w wielkim błędzie. Vanessa i jej świta wręcz świdrowały mnie nienawistnym wzrokiem cicho szepcząc, jakbym była złą wiedźmą, która rzuciła urok na Whitlocka i uzależniła go od siebie. Żadna z nich nie poszła po rozum do głowy i nie zastanowiła się nad tym wszystkim. Żadna z nich choćby przez ułamek sekundy nie wczuła się we mnie i moje uczucia. Nie pomyślały, że może to Jasper uzależnił mnie od siebie i nie chciał opuścić.

Siedzieliśmy w rogu sali, z dala od wszystkich innych uczniów. Kolorowe światła tańczyły po nieskazitelnie białej twarzy Jaspera. Magia tej chwili nie pozwoliła mi spuścić z niego oczu.

– Zatańczymy? – spytał, tym swoim uwodzicielskim głosem. – To nie jest żadna stypa – dodał, kiedy nie zareagowałam.

– Dlaczego oni wszyscy tak się na nas patrzą?

– Jesteś piękna, ja – przystojny. Para idealna!

Odwróciłam wzrok od Vanessy i jej świty tylko po to, aby obrzucić Jaspera morderczym wzrokiem. Podczas, gdy czułam się skrępowana całą zaistniałą sytuacją, on się świetnie bawił.

– Nie bawi mnie to.

– A powinno. Zazdrość jest dość interesującą cechą ludzką, a tym bardziej jeśli chodzi o miłość.

Miłość? Jaką, do diabła, miłość?

– Do czego zmierzasz?

Moje pytanie było niepotrzebne, bo kiedy mój wzrok powędrował za spojrzeniem Jazza, zauważyłam Estherę... w objęciach Petera. Ich sklejone ciała bujały się w rytm wolnej piosenki i mogło się zdawać, że egzystują duszami w zupełnie innym świecie. Sposób, w jaki Madison na nią patrzył, sprawił, że moje serce zamarło na ułamek sekundy. Czułam na sobie wzrok Whitlocka i doskonale zdawałam sobie sprawę z samozadowolenia wymalowanego na jego twarzy. Zaplanował to – czułam to.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz