Rozdział 55

531 27 10
                                    

Rano wstałam wcześniej niż kiedykolwiek. Może ze strachu, może ze zwyczajnej ciekawości. Chciałam jak najszybciej mieć za sobą pierwszy dzień w szkole tuż po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w moim życiu. Nikt nie znał oficjalnej wersji – tej dokładnej – dotyczącej Esthery, więc musiałam uzbroić się w cierpliwość i spokój, bo z pewnością uczniowie będą ciekawscy. Kiedyś martwiłabym się Vanessą i jej świtą, ale po tylu próbach zabicia mnie, wolałam skupić się na samej sobie – trochę egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Stałam przed lustrem, zastanawiając się nad wszystkim i wreszcie pojęłam, że od kilkunastu dni dość często przeglądałam się w lustrze, zwracając szczególną uwagę na ubiór i włosy. Zaczęłam się obsesyjnie śmiać, jednocześnie naciągając koszulkę na biust. Chciałam trzymać się na uboczu i byłam przekonana, że granatowa bluza mi to umożliwi, ale kiedy ponownie spojrzałam na koszulkę na tych przeklętych ramiączkach... niczego już nie byłam pewna, ponieważ dekolt aż krzyczał o uwagę.

– No to tyle w kwestii stania w cieniu – mruknęłam do siebie i aż podskoczyłam ze strachu, kiedy usłyszałam głośne trąbienie dochodzące z dworu. – I tak wiem, że to słyszałeś! – syknęłam, łapiąc zdrową dłonią torbę i wychodząc w pośpiechu z pokoju.

Dlaczego? Nie miałam ochoty na kolejne pouczenia ze strony mojego cudownego brata. Jeszcze zdążyłam narzucić na siebie kurtkę i wypadłam z domu.

Na podjeździe – tak, jak się spodziewałam – stał zaparkowany czarny Mustang, a przystojny blondyn siedział w nonszalancki sposób na fotelu kierowcy. Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym podeszłam do samochodu i wsiadłam. Wrzuciłam torbę pod nogi i spojrzałam na zaskoczonego Jaspera.

– Coś nie tak?

– Myślałem, że postanowiliśmy, że nie będziesz się rzucać w oczy.

– Miałam nie podawać się na tacy, nikt nic nie mówił o ubiorze – rzuciłam z pretensją. – Nie podoba ci się?

– Nie mówię, że nie, ale wolałbym cię w takim wydaniu tylko i wyłącznie dla siebie.

Zaśmiałam się krótko.

– Już sama nie wiem, czy wolę się przejmować Estherą czy twoimi chęciami.

– Dla ciebie nie stanowię absolutnie żadnego zagrożenia – powiedział z uśmiechem. – Nie obiecuję, że dzisiaj nie skręcę czyjegoś karku.

Złowieszczy błysk w jego oku przyprawił mnie o nieprzyjemne dreszcze.

– Jak będę wampirem, to moim hobby będzie skręcanie karków?

– Pomyśl o tych wszystkich "sarenkach", o które jesteś tak bardzo zazdrosna. Mogłabyś je wyeliminować w kilka sekund.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Nie jestem typem zazdrośnicy – mruknęłam obrażona.

– Serio?

Wolałam nie wdawać się w jakąkolwiek dyskusję na temat tych idiotek, które z taką łatwością wskakiwały mu do łóżka. Złościłam się za każdym razem, kiedy tylko o nich pomyślałam. Samo mówienie o nich doprowadzało mnie do białej gorączki. Nie chciałam dać Jasperowi żadnej satysfakcji, więc puściłam mimo uszu jego zaczepkę.

– Podobno na teren szkoły zostali wpuszczeni policjanci.

– Dzwonił do mnie rano Keith. Nie ufa swoim podwładnym, bo przecież żaden z nich nie wie z kim ma do czynienia. Wierzy, że moja opieka i Petera ci w zupełności wystarczy.

– Petera? Nie wkurzyło cię to? – zapytałam zaskoczona.

– Będę robił wszystko, abyś nie została z nim sama choćby na kilka sekund. Nie dam temu idiocie ani chwili, aby mógł przekonywać cię do swoich głupich teorii.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz