Rozdział 12

1.1K 47 31
                                    

Musiałam przyznać Peterowi rację, ponieważ Jasper nie pojawił się następnego dnia w szkole. Po wieczorze niemiłych wrażeń, w tym kilku nieodebranych połączeń właśnie od niego, nagle nastał dzień pełen słońca i beztroski. Nie musiałam się już męczyć, zachodząc w głowę, jak tym razem mam się uwolnić z żelaznych objęć Whitlocka. Humor dodatkowo polepszył mi kolejny bukiet kwiatów, tym razem były to fioletowe bratki. Gdy je tylko zobaczyłam na masce Seata, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Powąchałam bukiet i z jeszcze szerszym uśmiechem wsiadłam do samochodu. Całą drogę nuciłam pod nosem dawno zapomnianą piosenkę, którą na dodatek usłyszałam w momencie, gdy tylko weszłam do szkoły.

Muzyka była po prostu wszędzie.

Skrzypce, trąbki, perkusje, gitary akustyczne, basowe i elektryczne, organy, flety, bębny. Otaczało mnie tak wiele różnego rodzaju instrumentów, że nie sposób było mi ogarnąć tego wszystkiego jednym, przelotnym spojrzeniem. Doprowadziłam się szybko do porządku. Chwyciłam mocniej bukiet bratków i powiodłam zimnym wzrokiem po twarzach roześmianych kolegów i koleżanek. Moja obecność nie wzbudziła niczyjego zainteresowania, co sprawiło mi niemałą radość. Gdzieś w tyle, wśród przystojnych perkusistów zauważyłam nawet samą Vanessę, która mizdrzyła się do nich na oczach swojego eks–chłopaka, który nie ukrywał zażenowania, zazdrości i nienawiści do kolegów. Szczerze mu współczułam, chociaż Terry nigdy mnie nie lubił. Poprawka: kiedyś próbował się ze mną umówić, ale po tym jak dostał któregoś z kolei kosza, dał sobie spokój. Mój brat składał mi wtedy głębokie ukłony i nazwał mistrzynią. Odebrał mi jednak ten tytuł, gdy jego przyjacielowi również dałam kosza i to jeszcze bardziej bolesnego niż Terry'emu.

Może właśnie dlatego Vanessa mnie tak nienawidziła? Odebrał jej w końcu po części chłopaka marzeń, który zwrócił na nią uwagę, ale dopiero po tym, jak ze mną mu się nie udało. Nessa od zawsze była łatwą sztuką, chociaż próbowała udowodnić wszystkim wkoło, że było inaczej. To ją chłopacy zostawiali, porzucali, albo po prostu o niej zapominali, obściskując się z innymi, ładniejszymi dziewczynami. Nawet Terry ją porzucił, mimo, że ją rzekomo kochał nad życie. Nessa nie nauczyła się jeszcze, że facetom nie powinno się wierzyć i najlepiej nie wchodzić z nimi w żadne pokręcone związki. Uparcie wierzyła w księcia z bajki na białym rumaku. Dla mnie ten stereotyp był już dawno przereklamowany.

Mój życiowy pech popchnął mnie jednak w ramiona chłopaka i to dosłownie, bo gdy odwróciłam się z zamiarem odejścia z miejsca, gdzie wszystko nasiąknięte było okropną miłością, wpadłam wprost w ramiona Petera. Jak na zawołanie, ze wszystkich stron doszły mnie pierwsze takty wyjątkowo tkliwej piosenki. Odsunęłam się od chłopaka, mierząc go obojętnym spojrzeniem. Jego usta wygięły się w ładnym uśmiechu, gdy jego wzrok zatrzymał się na bukiecie bratków.

– Piękne kwiaty – powiedział. – Kwiaty same w sobie są poezją, trzymasz w swoich dłoniach najlepszy na to dowód.

– Słucham?

– Nie słyszałaś o mowie kwiatów? Każdy z kwiatów ma swój symbol, który oprócz kolorów i kształtów odróżnia je od całej reszty przyrody.

– Naprawdę? Widzisz, nic podobnego nie obiło mi się o uszy. A teraz wybacz, ale chciałabym przejść.

– Risso, mącisz moje myśli – powiedział uwodzicielsko Peter, a ja oniemiała otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.

– Słucham? – wykrztusiłam, słysząc mocne uderzenia swojego serca.

– To przekaz twoich fioletowych bratków – powiedział, na koniec uśmiechając się rozbrajająco. – Masz chyba cichego wielbiciela, któremu nieźle zakręciłaś w głowie.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz