Rozdział 25

773 27 44
                                    

Chyba nikt nie lubi poniedziałków.

Dla mnie było one na pierwszym miejscu na mojej czarnej liście. Osobiście pozbawiłabym tydzień tego okropnego dnia, aby ulżyć sobie, jak i innym, których choć po części lubię. Nie ma dla mnie znaczenia fakt, że jechałam do szkoły w towarzystwie samotności i wibrującej komórki. Na parkingu musiałam niestety odczytać smsy, które pozbawiły mnie frajdy z samotnej jazdy samochodem.

Jasper znów miał jakieś „ale". Zresztą, jak zawsze. Tym razem ubzdurał sobie, że celowo nie odpisuję na wiadomości i nie odbieram telefonów. Miał rację, ale naprawdę nikt nie musiał o tym wiedzieć. W końcu każdemu należy się trochę prywatności, a tym bardziej mi, ponieważ związek z Jasperem wymagał wielu wyrzeczeń. Nagle nie mogłam już nigdzie jeździć sama, spędzać samotnie wieczorów. Gdyby mógł to kazałby mi się przeprowadzić do siebie i tam wieść razem z nim „sielankowe" życie.

Czułam się stłamszona, ale prawdę powiedziawszy, nic nie mogłam na to poradzić. Sama dokonałam takiego wyboru. Zgodziłam się być z Jasperem... nikt mnie do tego nie zmuszał, chociaż czasami miałam wrażenie, że zmusiłam się do związku z tym idiotą.

– Cholera, no! – mruknęłam pod nosem, wtulając mocniej twarz w ramię.

– Marisso, wszystko w porządku?

Do brutalnej rzeczywistości przywołał mnie głos Jane. Naprawdę chciałam sobie jeszcze trochę podrzemać na ławce, wśród preparatów z dziwnymi płynami niż słuchać jej gadaniny o nierealnych zaletach mojego brata.

– Oczywiście, że tak.

– Na pewno? Bo znów dzwoniła ci komórka, a ty znów nie odebrałaś. Pokłóciłaś się z Jasperem?

Westchnęłam ciężko, prostując się na krześle.

– Nie.

– To w takim razie, o co chodzi?

Wzruszyłam niedbale ramionami, przekartkowując podręcznik z biologii.

– O nic.

– Peter twierdzi, że nie jesteś z nim szczęśliwa.

– Że co? – Gwałtownie odwróciłam głowę w jej stronę. – Niech nie wpieprza się w nieswoje sprawy, dobra? Już wystarczająco namieszał.

– Uhm, szkoda tylko, że to twoja wina.

– Słucham?!

– To ty się przestałaś do niego odzywać.

– On ci to powiedział? – zapytałam bez ogródek, podwyższonym głosem.

– Nie, domyśliłam się, kiedy nagle zaczęliście się unikać. Nawet patrzycie w inne strony, jakbyście przestali dla siebie istnieć. Myślałam, że się świetnie dogadujecie, a tu coś takiego. Peter nie chce mi nic powiedzieć, a kiedy pytam, czy to przez ciebie, milczy.

– Nic nie wiesz, Jane.

– Jesteś tego pewna?

Popatrzyła na mnie w taki sposób, że zrobiło mi się nieprzyjemnie w żołądku.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Widziałam was, kilka tygodni temu na szkolnym parkingu. Z daleka wyglądało to tak, jakbyście byli w sobie zakochani i pomyślałam...

– Nie, nie, nie! – przerwałam jej szybko, czując, że rozmowa idzie w złym kierunku. – Jane, między nami nigdy nie było niczego na rzeczy. On nie chciał, ja też nie. Domysły są naprawdę zbędne.

– Nie podoba ci się?

Wypuściłam z siebie powietrze, zastanawiając się, co powinnam odpowiedzieć. Nie chciałam kłamać, bo wiedziałam, że Peter z pewnością się o tym dowie.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz