60

582 11 0
                                    

Melanie POV

Kiedy się obudziłam słyszałam podniesione głosy z salonu. Wstałam i ruszyłam w tamtym kierunku. Po dotarciu na miejsce, nie uwierzeniu temu co widzę oraz przetarciu oczu zabrałam głos.

- Czego jeszcze chcesz? Mało Ci po ostatnim? - zapytałam z kpiną patrząc na Amandę i jakiegoś fagasa. - W ogóle na chuj wy tu? Wypierdalać - powiedziałam wskazując drzwi.

- Mamy Ci coś ważnego do powiedzenia - odparła z uśmiechem, a ten laluś położył jej dłoń na brzuchu. Kobieta chciała coś powiedzieć, ale ja zrobiłam to pierwsza.

- To coś co się urodzi nigdy nie będzie mogło się nazywać moim rodzeństwem, a ty nigdy nie będziesz moją matką - rzekłam przerywając na chwilę. - Kolejna wpadka czy tym razem planowane?

- Mel, uspokój się.

- Wiesz co, wypierdalaj stąd. Nie chce Cię więcej widzieć - powiedziałam, a gdy oni mieli już wyjść krzyknęłam na odchodne: - Jeśli ten dzieciak ma żyć tak jak ja to oddaj go komuś!

- Jesteś bardzo miła - powiedział z uznaniem Bradby. Spojrzałam na niego z byka i poszłam do kuchni po wodę. Teraz lepiej niech nikt się do mnie nie odzywa, chyba że woli stracić oczy.

- W ogóle kto ją tu wpuścił? - zapytałam nalewając cieczy do kubka. Wszyscy zamilkli, a jedynym dźwiękiem w domu była woda lecąca z kranu. - No słucham - cała trójka spuściła głowy.

- Ja tylko otworzyłem jej drzwi, a ona z buta weszła tutaj - odparł Nath.

- Tak ciężko było to powiedzieć? - mruknęłam i wzięłam Lado na ręce. - Idę z psem na spacer, a wy zastanówcie się jak udekorować choinkę.

- Jasne - odburknęli chórem, a ja wyszłam z domu. Puściłam psa cały czas mając go na oku. Gdy odszedł na tyle daleko, że nie byłabym w stanie go złapać krzyknęłam jego imię. Nie zareagował. Cały czas uparcie szedł na przód.

- Lado! - krzyknęłam gdy wyszedł na ulicę. Szybko podbiegłam do niego i wzięłam na ręce. Niestety nie zwróciłam uwagi na auto.

Good kind of madnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz