69

578 14 0
                                    

Melanie POV

Obudziło mnie bardzo głośne walenie w drzwi. Niechętnie podniosłam się do siadu ignorując fakt, że moja twarz jest cała we łzach. Pewnie przez noc płakałam. Gdy walenie nie ustąpiło wbiłam paznokcie w skórę, a następnie zdenerwowana. Nie, wkurwiona podeszłam do drzwi. Otworzyłam je z impetem, a potem tak samo zamknęłam.

- Kurwa! Melanie otwórz te pierdolone drzwi! - wrzasnął Nathan. - Brad nie żyje! - moje oczy zaszły ponownie łzami, którym dawałam się wydostać. Zjechałam po drzwiach na podłogę wyjąc. Ja nie płakałam, ja wyłam. - Melanie, masz trzy sekundy!

- Spierdalaj, nie chcę cię więcej widzieć! - potrzebuję cię dupku. Mam nadzieję, że znasz mnie na tyle żeby wiedzieć, że cię potrzebuję. Może i jesteś pierdolonym dupkiem, którego szczerze nienawidzę kochając, ale jeśli teraz odejdziesz to udowodnisz jak bardzo mnie nie kochałeś. Mówiłam w myślach. - On nie żyje? Mój brat nie żyje? Dlaczego on, a nie ja? Dlaczego zginął Bradby? To ja chciałam umrzeć. To ja byłam tą złą, nie on. Dlaczego on umarł? - szeptałam do pustej przestrzeni. Usłyszałam kilka głosów za drzwiami, ale przez bardzo głośny szum w uszach nie byłam w stanie zrozumieć co mówią. Rozpoznałam tylko głos Brad'a. Podniosłam się gwałtownie i otworzyłam drzwi. Mój przyjaciel stał patrząc się na mnie jak na idiotkę. Zawiesiłam się na nim wyjąc.

- Nie żyjesz kurwa - warknął Bradby biorąc mnie na ręce i wnosząc do domu. Zamknął drzwi nogą, a one chyba się zatrzasnęły.

- Ja go tak pierdolenie mocno kocham, że mnie to boli, wiesz? - szepnęłam płacząc w jego klatkę piersiową. - Zakochałam się w jakimś pierdolonym bad boy'u i teraz wiem jakie są tego konsekwencje - szeptałam na zmianę z płaczem. Brad nie odzywał się tylko słuchał mnie uważnie. - Weź zmień orientację i mnie w sobie rozkochaj.

- Skarbie, niestety, ale mam już moją drugą połówkę.

- To chociaż mnie w sobie rozkochaj. Wolę płakać będąc zakochana w tobie i żebyś ty mnie pocieszał. To by było spełnienie moich chorych oraz niewykonalnych marzeń.

- Melly - nazywa mnie tak czasem. - Ja cię kocham nawet jak jestem homo. Zawsze będziesz moją dziewczynką, o którą będę się troszczyć.

- Schodzimy trochę za bardzo na DDLG - powiedziałam dławiąc się łzami.

- Pierdolić to. Kocham cię i będziesz moją małą dzidzią nawet jak będziesz już stara i zniedołężniała.

- Wtedy już naprawdę będę musiała nosić pieluchy - mruknęłam zniesmaczona. - Fu.

- I za to cię uwielbiam Mel - zaśmiał się. - Kocham cię jak moją małą, młodszą siostrzyczkę.

- Też cię kocham Brad.

- No właśnie, a teraz spinaj poślady i ruszaj podbić serca tych bałwanów na podwórku.

- A makijaż pomożesz mi zrobić? - zaśmiałam się.

- Nawet majtki ci wybiorę.

- Rozmiar tamponów też?

- Nie wiem jak obfity masz okres, więc nie. W tak dogłębne sprawy się nie zagłębiajmy.

- Jaki dosadny.

- Po sam koniec.

- Skończ - zaśmiałam się. Takiej właśnie przyjaźni życzę każdemu. Nawet tobie napompowana, pusta lalko ze szkoły. Przychodzisz do niego wyjąc, a wracasz z głupawką.

Good kind of madnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz