Rozdział 8

806 48 29
                                    

*Stiles
Zgodnie z ustaleniami z rana udałem się do domu Scotta, gdzie byłem jako pierwszy. Na mój widok Scott bardzo się ucieszył, a gdy weszliśmy do kuchni wziąłem jednego naleśnika z talerza. Byłem zmęczony, strasznie głodny i załamany wczorajszą kłótnią z Nataszą. Było mi wstyd, że tak jej powiedziałem. Próbowałem nawet ją przeprosić, ale ta nie odbierała ode mnie telefonu.
- To miało być śniadanie dla Malii.- rzucił smutno Scott.
- Malia jakoś przeżyje bez jednego naleśnika.- stwierdziłem biorąc kolejny gryz placka.
- Jasne, a Nat nie mogła ci zrobić śniadania, tylko wyjadasz to, zrobione dla mojej dziewczyny?
- Dzisiaj spałem u ojca.
- Czemu?
- Pokłóciliśmy się.- wyjaśniłem krótko, ale ten wciąż patrzył na mnie, wyczekując szczegółowych wyjaśnień.- Powiedziałem coś strasznie głupiego i wyrzuciła mnie z domu.
- To ją przeproś.
- Nie mogę się do niej dodzwonić.- stwierdziłem, gdy do kuchni weszła zdenerwowana Lydia.
- Czy ciebie już całkiem pogrzało?- spytała trzymając sie za biodra.
- O czym mówisz?
- O Nataszy. Zachowałeś się jak kretyn... co ja mówię, jak totalny dupek.
- Wiem i żałuję, że tak jej powiedziałem.
- Jasne. Wiesz co jej powiedział?- spytała Scotta, na co ten wzruszył ramionami.- Że jest nieodpowiedzialną matką i strach myśleć co będzie po porodzie. Wiesz, że miała skurcze z nerwów i nie była w stanie sie uspokoić?
- Przesadziłem.- rzuciłem szybko.
- Owszem. Pytanie, co z tym teraz zrobisz?- spytała dziewczyna, a ja spojrzałem na przyjaciela, który znał mnie od zawsze i wiedział, że sam z siebie nigdy bym tak nie powiedział.
- Dlaczego tak powiedziałeś? W ogóle od kiedy tu jestem widzę, że jesteś inny.
- Bo...się boję.- wyznałem unosząc ręce w geście poddania się.- Boję się jak cholera i...wiem, że powinienem wspierać Nat, ale dziecko w drodze i ta cała chora sytuacja, te drzwi, smsy, ciała...- urwałem by wziąć głęboki oddech.- To mnie przytłacza. Na początku cieszyłem się na to dziecko, ale teraz wszystko się psuje.
- Rozumiem, ale musisz być przy Nat...to jej życie się wywróciło.
- Moje też. Miałem studiować, mieszkać w akademiku, a teraz...- urwałem pocierając oczy.
- Musisz ją wspierać, a ona musi wspierać ciebie.- stwierdził Scott.- Wiem, że to cię przerasta, w końcu będziesz ojcem, ale na tym polega rodzina. Wspieranie siebie nawzajem. Pamiętaj, że macie nas.- powiedział łapiąc mnie za ramię.- Pomożemy wam, a tymi łowcami lub kimkolwiek oni są, nie musicie sie przejmować. Ogarniemy ich.
- Dzięki stary.- rzuciłem wdzięczny Scottowi. Zawsze mnie wspierał, a ta sytuacja była naprawdę dla mnie trudna.
- Jedziesz do Nat?- odezwała się Lydia widocznie spokojniej niż wcześniej.
- Tak...muszę ją przeprosić.
- Kup kwiaty.- rzucił Scott.
- Albo powiedz prawdę.- dodała Lydia zdziwona słowami chłopaka.
- Albo i to i to.- stwierdziłem wychodząc z domu przyjaciela.

*Natasza
Grzebałam w owsiance, myśląc wciąż o wczorajszej kłótni. Theo był w pracy, a moja mama właśnie się do niej szykowała.
- Jak wyglądam?- spytała prezentując swoją nową, czarną sukienkę i ładnie ułożone włosy.
- Ślicznie.- odpowiedziałam smutno, na co ta objęła mnie od tyłu.
- Nie przejmuj się tak. Na pewno Stiles powiedział to w gniewie, a wiesz, że ludzie mówią różne głupstwa w zdenerwowaniu.
- Wiem.- stwierdziłam, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Moja mama poszła je otworzyć zapewne licząc, że to listonosz. Jednak szybko okazało się, że to ktoś inny.
- Natasza.- odezwał się ktoś za moimi plecami. Obróciłam się i zobaczyłam Stilesa trzymającego bukiet róż.
- Ja będę już lecieć.- rzuciła moja mama z uśmiechem na twarzy, jednak na mojej go nie było.
- Po co tu przyszedłeś?- spytałam smutno.
- Przepraszam cię za wczoraj...
- Kwiaty?- spytałam, na co ten się uśmiechnął.- Myślisz, że dasz mi kwiaty i będzie po sprawie?- rzuciłam, a jego twarz posmutniała.- Zrobiłeś mnie Stiles. To nie jest...błahostka.
- Wiem, ale chcę to naprawić. Kocham ciebie i Heather i nic innego się nie liczy.
- Liczy.- rzuciłam.- Liczy sie twoje podejście, każdy gest. A wczoraj...
- Zachowałem się jak debil, wiem.- przerwał mi widocznie szczerze żałując incydentu.- Daj mi jeszcze jedną szansę. Mamy byś ślub, mamy razem dziecko. Chcesz to zniszczyć?
- Nie, oczywiście, że nie.- powiedziałam szczerze, na co Stiles położył kwiaty na szafkę i podszedł do mnie, aby mnie pocałować. Gdy to zrobił mocno mnie objął.
- Przepraszam cię, przepraszam...tak się boję.- mówił prawie płacząc.
- Wiem.- odpowiedziałam gładząc jego rękę, która mnie obejmowała.- Też się boję. Dlatego potrzebujemy siebie nawzajem.
- Masz rację.- mówił całując mnie w czoło i dotykając mojego brzuszka.- Przepraszam.

Minęło kilka dni, w czasie których tkwiliśmy w miejscu. Zero nowych wiadomości, zero znaków, zero morderstw. Nic. Moja relacja ze Stilesem wróciła do normy. Staraliśmy się wspierać i nie zwariować w tym podejrzanie spokojnym czasie, w trakcie którego musiał wrócić do Wirginii na studia. Wszystko było dobrze, aż do dnia, gdy burza znów uderzyła.

Chciałam zrobić Stilesowi niespodziankę. Upiekłam jego ulubione ciasto, które chciałam mu zawieść do domu jego taty, gdzie ten miał nocować. Scott zgodził się pojechać tam ze mną, żeby przy okazji omówić coś ze Stilesem. Ponieważ mam klucz do jego, bez zastanowienia weszłam do środka.
- Ciekawe czy się ucieszy.- powiedziałam idąc korytarzem ze Scottem.
- Każdy by się ucieszył z szarlotki.- rzucił półżartem, gdy weszliśmy do kuchni, a tam zobaczyliśmy coś, co nie dało już szans na usprawiedliwienie. Lydia siedziała na kolanach Stilesa, a on ją... całował. Gdy weszliśmy stanęłam jak wryta, a ci odsunęli się od siebie.
- Nat? Scott? Co wy tu...- zaczął Stiles, ale ja tylko ślepo na niego patrzyłam. Ten spojrzał na Lydie, po czym znów na mnie.- To nie...- próbował, ale ja obróciłam się zostawiając ciasto na szafce i skierowałam się do wyjścia. Ledwo wyszłam z domu, gdy za mną wyleciał Stiles.- Nat proszę...to naprawdę nie tak jak myślisz i wiem, że to najgorszy tekst jaki możesz usłyszeć, ale mogę to wyjaśnić racjonalnie.
- Spróbuj.- rzuciłam powstrzymując łzy.
- Lydia jest w ciąży. Powiedziała o tym Parishowi, ale ten ją zlał. Przyszła tu zapłakana. Chciałem tylko...
- Ją pocieszyć.- dokończyłam.- Bo taki z ciebie wspaniały przyjaciel.
- To tak samo...ja tylko ciebie kocham.
- Natasza.- odezwała się Lydia, która wyszła za nami.- To ja go pocałowałam. Proszę możesz mnie znienawidzić, ale Stilesowi odpuść.
- Nie wierzę wam. Jak mogłaś. Jesteś moją przyjaciółką.
- Wiem.- powiedziała smutno.
- A ty?- spytałam patrząc na Stilesa.- Nienawidze cię. I nie zbliżaj się ani do mnie, ani do Heather.- stwierdziłam ruszając w stronę ulicy.
- Nat, daj mi...
- Jeszcze jedną szansę? Dostałeś ją i zmarnowałeś.- wyznałam ściągając pierścionek zaręczynowy z palca.- A to zachowaj dla innej.- dodałam rzucając w niego biżuterią. Obróciłam się i poszłam wgłąb ulicy.

Cześć ♥️♥️♥️
Trochę smutny ten rozdziałek, ale liczę, że jesteście optymistami
Koniecznie piszcie swoje odczucia na temat tego rozdziału.

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz