*Natasza
Po kilku minutach Theo wyszedł z sali i skierował się bezpośrednio do wyjścia ze szpitala. Chciałam go zatrzymać, ale Stiles mnie powstrzymał mówiąc, że ten potrzebuje czasu dla siebie. Domyśliłam się, że zależało mu na Hazel. Dobrze ją oceniłam. Była dobrą osobą, która uratowała Stilesa i umarła. Wróciliśmy do domu, gdzie mama usypiała Heather. Było prawie rano, więc położyliśmy się na rozkładanej kanapie w pokoju Heather i wtuleni w siebie próbowaliśmy zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
- Poświęciła się dla mnie.- stwierdził Stiles.
- Pewnie chciała zadośćuczynić za zabicie Liama.
- Przepraszam, że nie było mnie przy porodzie. Musiałem to zrobić.
- Wiem, nie myśl o tym.
- Urodziłaś w szpitalu?- zaczął dopytywać.
- W klinice. Karetka się spóźniała, a chłopaki i Malia pojechali za wami. Theo i Lydia pomogli mi odebrać poród. Zwłaszcza Theo, który odbierał część mojego bólu.- mówiłam mając w oczach łzy.- Bardzo cierpi.
- Serio liczyłem, że razem będą szczęśliwi.
- I byliby, gdyby nie...- westchnęłam gładząc tors mojego męża.- Chce tu zostać. Z mamą, z twoim tatem i Heather. Nie chce wracać do Wirginii.
- Domyślam się.- rzucił zaskakując mnie przy tym.
- A twoje studia?
- Będę dojeżdżać naszą nową bryką.- stwierdził. No tak już pierwsza jazda nowym jeepem była za nami. W sumie to nie różniła się od tego starego, nie licząc faktu, że ten nie był cały z taśmy klejącej.- W ogóle słyszałem, że się odsunęłaś od akcji. To prawda?
- Nie wymagam tego od ciebie, ale chcę, żeby naszą córka miała normalne dzieciństwo, bez zagrażającego jej niebezpieczeństwa, bez walk.
- Zgadzam się.
- Na co?
- Odsune się razem z tobą.- stwierdził, na co ja się uśmiechnęłam.- Będzie potrzebować rodziców, a nie ochroniarzy.
- Dokładnie.- rzuciłam, po czym pocałowałam go w usta. Patrzyłam w jego oczy, w których nie widziałam już strachu. Tyle tygodni męczarni i obaw, a teraz został spokój wywołany brakiem zagrożeń. Do pokoju zapukała moja mama, po czym weszła i uciszając nas położyła Heather w łóżeczku.
- Usnęła.- wyszeptała.- Wy też powinniście. Jesteście na pewno zmęczeni ostatnimi wydarzeniami.
- To prawda.- stwierdził Stiles.
- Ja trzy godziny idę do pracy. Dacie sobie radę z małą?- spytała jakby to było pożyczone dziecko, a nie nasze.
- Mamo.- rzuciłam ze śmiechem.
- Tylko pytam. Powiedziałam ci wszystko co powinnaś wiedzieć o kolkach i ząbkowaniu, ale w razie czego dzwońcie to przyjadę.
- Damy sobie radę, mamo.- powiedział próbując się nie zaśmiać mój mąż. Ta uśmiechnęła się i wyszła na korytarz. Gdy to zrobiła obydwoje cicho się zaśmialiśmy. Później przykryliśmy się kołdrą i jednogłośnie postanowiliśmy się zdrzemnąć. Na szczęście Heather chyba wyczuła nasze zmęczenie, bo przez ponad pięć godzin nas nie budziła. Po tym czasie obudziłam się sama słysząc dzwonek do drzwi. Wstałam cicho, by nie zbudzić bliskich i zeszłam na dół, by otworzyć drzwi. Na dworze wszystko budziło się do życia. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą. Otworzyłam drzwi, a nich zobaczyłam widocznie przybitego Theo.
- Wybacz, nie wziąłem kluczy...- zaczął wchodząc do domu.
- To nic. Gdzie byłeś? Myślałam, że wrócisz wcześniej.
- W lesie, w centrum, na komisariacie.- wymienił wzruszając ramionami.
- Theo...
- Nie mów nic.- przerwał mi łagodnym głosem.- Proszę cię, nic do mnie nie mów.
- Dobrze.- powiedziałam widząc jak ten cierpi. Wytarł mokry od szlochu nos podciągając nim przy okazji. Jedyne co chciałam wtedy zrobić to go przytulić, powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie mogłam. Wiedziałam, że potrzebuje czasu.
- Zabije go.- rzucił nim ja zdążyłam się odezwać.
- Kogo?
- Andrew. Byłem na komisariacie i chciałem...ale nie mogłem, bo wciąż słyszałem jej głos mówiący, że mam wiele na sumieniu.- mówił drżącym głosem.
- Nie chciałby, żebyś go skrzywdził. Zapłaci za wszystko.
- Skąd wiesz, że go nie wypuszczą?
- Bo Stylinski na to nie pozwoli. Chciał zabić jego syna. Myślisz, że pozwoli mu wyjść z więzienia?- spytałam jakby to było logiczne. Ten znów podciagnal nosem, a ja postanowiłam zrobić krok do przodu. Objęłam go za szyję, na co ten przyciągnął mnie do siebie. Czułam, że potrzebuje przyjaciółki. Znam go jak nikt inny i wiem kiedy coś przeżywa. Gdy się od siebie odsunęliśmy Theo poszedł do swojego pokoju, a ja poszłam zrobić sobie herbatę. Po chwili niosąc gorący kubek wróciłam do pokoju, gdzie dalej spał Stiles. Położyłam herbatę na szafce i podeszłam do łóżeczka Heather. Nie spała już, tylko patrzyła na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Wzięłam ją na ręce, aby ta nie zaczęła płakać i obudziła swojego tatę.
- Już nie jesteś śpiąca?- spytałam cicho córeczkę, która oczywiście nie umiała mi jeszcze odpowiedzieć. Spojrzałam na Stilesa, który potrzebował odreagować ostatnie dni. Wzięłam do ręki telefon, a następnie wyszłam z Heather na korytarz.- Hej Lydia. Masz chwilę, żeby się spotkać?- spytałam, gdy ta odebrała.- Za pół godziny w rezerwacie? Dobra.- rzuciłam, po czym rozłączyłam się i przebrałam małą w ciepłą kurteczkę. Jak na kwiecień było dosyć chłodno. Ogarnęłam też siebie, a następnie położyłam córeczkę w wózku zakupionym przed wyjazdem do Wirginii i wyszłam z domu zostawiając Stilesowi karteczkę z wyjaśnieniem, że poszłam z Heather i Lydią na spacer. Po dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Moja przyjaciółka pojawiła się kilka minut później, po czym poszłyśmy wgłąb znanego nam rezerwatu.
- Jak się trzyma Theo?- spytała Lydia, gdy opowiedziałam jej o Hazel.
- Jest załamany. Nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Rzucił coś tylko, że zabije Andrew.- wyjaśniłam pchając wózek.
- Mówił na poważnie, czy pod wpływem chwili?
- Chyba to drugie. Wyjaśniłam mu, że Hazel by tego nie chciała.
- Szkoda, że nie mogliśmy jej lepiej poznać. Uratowała Stilesa.
- Wiem, gdyby nie to to...nie chce nawet o tym myśleć.- stwierdziłam zaprzeczając gestem głowy.- Mam nadzieję, że Theo nic głupiego nie zrobi.
- Szczerze mówiąc myślałam, że nic go nie rusza. Wiesz dał zabić swoją siostrę, pracował z doktorami strachu i zabił z zimną krwią Tracy.
- Po nim nigdy nie widać, że cierpi. Widziałam go po śmierci siostry. Wtedy jeszcze nie widziałam, że przyłożył do tego rękę, ale był zrozpaczony. Ukrywał to pod gniewem.
- Najpierw stracił siostrę, potem ciebie, a teraz Hazel. Ja bym się zabiła po czymś takim.- rzuciła, na co ja zatrzymałam się i posłałam jej pytające spojrzenie.- Wybacz, to miał być żart.- powiedziała, po czym ruszyłyśmy dalej.
- Gadałaś z Parishem?- spytałam nagle.
- Nie.
- Widać już brzuszek. Który to już miesiąc?
- Koło piątego.- odpowiedziała niewzruszona.
- Zamierzasz z nim jeszcze porozmawiać?
- Po co? Wyrzekł się dziecka.
- Nie, po prostu spanikował. Na pewno tego żałuję.
- Zaproponował aborcje i na swoje wyjaśnienie rzucił, że to za wcześnie. Sorry, ale dla mnie jest oczywiste, że nie chce dziecka.
- Wiesz, że możesz na nas liczyć? Pomożemy ci. Heather będzie mała przyjaciółkę.- zaśmiałam się, na co Lydia mocno mnie przytuliła.
- Dzięki.Heeeejcia
Druga część naszego maratonu już wskakuje😘 postaram się dodać dziś jeszcze jedną część, ale jeśli mi nie wyjdzie to na pewno dodam ją jutro rano♥️
CZYTASZ
Remember I still love You | Stiles
Короткий рассказ𝐾𝑜𝑛𝑡𝑦𝑛𝑢𝑎𝑐𝑗𝑎 ,,𝑅𝑒𝑚𝑒𝑚𝑏𝑒𝑟 𝐼 𝑙𝑜𝑣𝑒 𝑦𝑜𝑢" 𝑆𝑡𝑖𝑙𝑒𝑠 𝑖 𝑁𝑎𝑡𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑠𝑝𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑤𝑎𝑗𝑎̀ 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑘𝑎. 𝐼𝑐ℎ 𝑧̇𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑎𝑙𝑧̇𝑒 𝑠𝑝𝑒𝑙𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒, 𝑎𝑧̇ 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎...