Rozdział 65

319 30 11
                                    

Świecące oczy. Miliardy świecących oczu. Czerwone, żółte, niebieskie... głównie niebieskie. I strzały, kule, włócznie. Krzyki, ryki, wycia. To wszystko odbijało się echem i pojawiało między drzewami naszego rezerwatu. Nagle mignęły mi światła samochodu. Ktoś się zatrzymał przed lasem. Słyszałam kroki i...strzał. Cisza, spokój, jakby nic się nie wydarzyło i nikogo tu nie było. Jakby zaledwie przez chwilą nie odbywała się tu rzeź. Obróciłam głowę, a obok mnie pojawił się zakrwawiony wilkołak. Podskoczyłam nie spodziewając się żywej duszy. Spojrzał w moją stronę swoimi złotymi oczami, po czym rozległ się ostatni strzał i chłopak opadł na ziemię. Spojrzałam na mordercę, ale nie widziałam człowieka... zobaczyłam wilkołaka z pistoletem, którego oczy świeciły na niebiesko. Nagle coś zimnego dotknęło moich rąk. Spojrzałam tam. Robaki oplotły moje dłonie, a ja zaczęłam je strącać i drapać się po piekącym ciele. Wtedy ktoś złapał mnie za nadgarstek i zaczął wołać po imieniu. Zaczęłam krzyczeć nie widząc napastnika, jednak czułam jego rękę, słyszałam jego głos.

- Heather.- usłyszałam kurczowo zaciskając powieki.- Słońce, już dobrze.- mówił ktoś. Otworzyłam lekko oczy, które piekły mnie od łez. Obok siedział mój ojciec, który trzymał mnie za nadgarstki widocznie w obawie, że coś sobie zrobię.- Oddychaj. Powoli.- wzięłam głęboki wdech, jednak poczułam ucisk na klatkę piersiową. Po kilku sekundach oddychania uspokoiłam się na tyle by móc się odezwać.
- Czy ja...?- zaczęłam.
- Krzyczałaś przez sen.
- Która godzina?
- Jest koło piątej.- wyjaśnił rozluźniając uścisk na moich dłoniach. Wtedy dopiero zobaczyłam na nich krew.
- Jezu...- rzuciłam oglądając je. Czułam na sobie wzrok taty, który zawsze mnie wspierał podczas koszmarów. Jednak to było coś więcej niż koszmar. Sen połączył się z rzeczywistością.
- Spokojnie. Mama poszła po apteczkę.- powiedział z lekkim uśmiechem, który miał dodać mi otuchy. Niestety nawet uśmiech najbliższej mi osoby nie mógł w tej sytuacji mi pomóc. Obserwowałam jak krew z moich dłoni spływa na pościel zostawiając na niej czerwone plamy. Po chwili do pokoju wbiegła moja mama, która bez słowa usiadła przy moim łóżku i zaczęła opatrywać rany na moich rękach. W drzwiach z kolei stała Maddie, która najwidoczniej nie zamierzała wejść do środka.
Minął tydzień po naszej kłótni i wraz z Maddie w ogóle nie rozmawiałyśmy. Chciałam jakoś ją przeprosić, ale ta mnie unikała, a i ja nie do końca wiedziałam co jej powiedzieć. Rodzice próbowali jakoś wybadać co się stało i tym samym nas pogodzić, jednak my chciałyśmy zachować to dla siebie. Ally i Liam dalej są razem, a to sprawia, że relacje naszej trójki są wyjątkowo...nikłe. W sumie to ani Liam, ani ja nie zamierzaliśmy nawiązywać ze sobą kontaktu w obawie, że prawda o imprezie wyjdzie na jaw. Z kolei ja i Will coraz częściej się spotykamy. Rodzice jeszcze go nie poznali i poczułam, że tak przez jakiś czas zostanie.
- To nic takiego.- odezwała się moja mama.- Tylko lekko się podrapałaś.
- Nic takiego?- spytam przerażona.- Okaleczyłam się przez sen.- rzuciłam, a rodzice wymienili się spojrzeniami. Spojrzałam na Maddie, która obróciła się i wróciła do swojego pokoju.
- Pamiętasz coś?- spytała moja mama, na co ja spuściłam głowę.
- Za dużo.- stwierdziłam.
- Powinnaś odpocząć. Przyniosę ci jakieś leki nasenne i zostaniesz dzisiaj w domu.- powiedziała, po czym poszła do kuchni. Nagle odezwał się mój ojciec, który zaczął nie wygodny dla mnie temat.
- Rozmawiałem z ciocią Lydią...podobno ty i Ally nie gadacie.
- Wiesz, ja mam Willa, a ona Liama i nie mamy kiedy się spotkać.- wyjaśniłam.
- Nie odbierasz od niej telefonów i unikasz ją w szkole.- dodał podnosząc jedną brew. Westchnęłam ciężko.- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?
- Niestety o tym nie mogę.- wyszeptałam, gdy do pokoju wróciła moja rodzicielka niosąca tabletki oraz kubek z wodą.
- Weź jedną.- powiedziała podając mi lek.- Powinna podziałać w ciągu kilku minut.
- Dzięki mamo.- połknęłam tabletkę popijając ją wodą, po czym położyłam głowę z powrotem na poduszkę. Rodzice siedzieli w ciszy obserwując mnie współczującym wzrokiem.- Nic mi nie jest.- wyszeptałam widząc ich zmartwione twarze.
- Spróbuj zasnąć, skarbie.- szepnęła moja mama z lekkim uśmiechem, po czym wstała, złapała ojca za rękę i razem wyszli z mojego pokoju. Obróciłam się na bok, a po kilku minutach pogrążyłam się we śnie.

*Natasza
Poszłam do sypialni, gdzie wyjęłam telefon i napisałam do Deatona z prośbą o spotkanie. Byłam rozdarta, ale widząc jak Heather cierpi przez sen byłam pewna, że muszę coś zrobić.
- Nat?- spytał Stiles siadając obok mnie na łóżku.- Co robisz?
- Wieczorem spotkam się z Deatonem...musi coś wiedzieć, musi jakoś nam pomóc.- mówiłam zdesperowana. Mój mąż kucnął przede mną łapiąc mnie za ręce.
- Mnie też to przeraża, ale wiesz, że Deaton wciąż mało wie o chimerach. A Heather nie jest taka jak ty.
- Ale ja muszę coś zrobić, Stiles.- powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Wiem, że ją kochasz, Nat. Ja też zrobię dla naszych córek wszystko. Ale martwi mnie coś więcej niż tylko sny Heather.- stwierdził siadając na łóżku.- Coś się wydarzyło między nią, a dziewczynami. Urywa kontakt z Ally i Liamem, kłóci się z Maddie...Coś się stało i nie chce nam o tym powiedzieć.
- Też to zauważyłam. Może poszło im o Willa...wiesz, zazdrość i takie tam.
- Nie wiem, ale musimy wypytać Maddie. Na pewno coś wie, bo inaczej Heather by ją tak nie potraktowała.- wyjaśnił.
- Porozmawiam z nią po szkole. Ma mi pomóc w szpitalu, więc wypytam ją.
- Dobra, ja spróbuję porozmawiać z Liamem.- powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i wrócił do łóżka.

*Heather
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Otworzyłam oczy rozglądając się po otoczeniu. Byłam w swoim pokoju. W domu panowała cisza, a zegar wskazywał południe. Spojrzałam na zabandażowane nadgarstki, które lekko mnie piekły. Usłyszałam kolejny dzwonek, więc wstałam z łóżka i poszłam na dół, by otworzyć drzwi. Nie spodziewałam się gości. Pomyślałam, że może Maddie wcześniej się zwolniła ze szkoły, albo tato zapomniał kluczy. Jednak prawda była inna. Za drzwiami bowiem zobaczyłam mężczyznę...dobrze znanego mi mężczyznę, którego oglądałam kilka razy w roku, którego głos odbijał się echem przez całe moje życie.
- Wujek Theo?- spytam nie dowierzając. Ten uśmiechnął się lekko słysząc moje pytanie.
- Cześć wrzosku.- powiedział. Wzięłam głęboki wdech, po czym rzuciłam się mu na szyję. Ten bez zawahania odwzajemnił objęcie podnosząc mnie lekko do góry.


Heeeeejka ♥️
Wróciłam! No może po czterech dniach, ale jednak. Dla tych, którzy chcą wiedzieć dlaczego nie dodawałam rozdziałów mogę powiedzieć, że byłam na pielgrzymce i po 4 km nie miałam siły pisać. I tak się to utrzymało przez te kilka dni, ale dzisiaj dodaje i dodam jeszcze jeden!!!

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz