Rozdział 30

723 50 6
                                    

*Stiles
Minelo kilka dni...sam nie wiem ile, bo pomieszczenie to nie posiada okien. Próbowałem uwolnić się od krzesła, do którego mnie przywiązano, jednak to nie było takie łatwe. Zacząłem po raz kolejny się szamotać, gdy drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a nich stanął ten sam bydlak, który zepsuł mi wesele. Był elegancko ubrany i miał w dłoni pistolet. Za nim szła moja nowa znajoma.
- Mamy do pogadania.- rzucił mężczyzna zatrzymując się przede mną.- Zawiadomiłeś gliny?
- Niby jak, skoro nie mam telefonu?- spytałam wiedząc, że przy mnie go nie znajdzie. Ten wkurzony zaczął grzebać oo moich kieszeniach, aż zdał sobie sprawę, że mam rację. Ja z kolei posłałem Hazel pytające spojrzenie.
- Gdzie go schowałeś?
- Nie miałem go przy sobie gdy mnie zabraliście.- stwierdziłem.
- Jasne, a skąd niby gliny wiedzą gdzie jesteśmy?
- Nie wiem. Nie mam zdolności telepatycznych.- rzuciłem sarkastycznie, na co ten prychnął i walnął mnie w nos. Na mojej twarzy pojawiła się krew, którą nie miałem jak wytrzeć.
- Andrew! Miałeś go oszczędzić. Wiesz, że jest cenny dla stada Scotta.- odezwała się dziewczyna, a ja wręcz uwierzyłem w jej słowa.
- Zapytam jeszcze raz. Skąd gliny wiedzą, że tu jesteś?
- Przypadkiem nie chcieliście, żeby moi przyjaciele tu przyszli wpadając w waszą idealnie zaplanowaną pułapkę?
- Twoi przyjaciele tak, ale nie gliny. Wiedziałem, że będą z tobą problemy. - stwierdził przykładając mi do skroni pistolet.
- Co ty wyprawiasz?- spytała przerażona Hazel.- Miałeś go oszczędzić. Nie tak się umawialiśmy.
- Co ci tak na nim zależy? I tak po niego przyjdą. Nie jest nam już potrzebny.
- Obiecałeś.- rzuciła zdenerwowana. Ten zaśmiał się pod nosem, a następnie złapał mnie za włosy podnosząc przy tym moją głowę.
- Co one w tobie widzą? Najpierw Erica, teraz Hazel. Obie siostry się w tobie zakochały.
- Daj spokój Andrew.- odezwała się, na co ten szybko wstał i wycelował w nią bronią.
- Jeszcze jedno słowo, a odstrzele ci łeb. Rozumiesz złotko?- spytał, na co Hazel pokiwała głową. Ten z kolei szybkim krokiem wyszedł z pokoju.
- Oni nie mogą to przyjechać.- wyszeptałem do dziewczyny.
- Wiem o tym. Pisałam do Nataszy z twojego telefonu, ale wątpię, żeby ta mi uwierzyła.
- Co teraz?- spytałem, gdy ta uklękła i wytarła z mojego nosa krew.
- Mam plan B. Ale musisz wytrzymać do wieczora i nie narażać się Andrew.
- Spróbuję.- rzuciłem, na co ta pokiwała głową, a następnie zostawiła mnie samego w tej dużej sali.

*Scott
Po kilku godzinach udało nam się namierzyć telefon mojego przyjaciela. Szeryf od razu wysłał swoich ludzi, by ci obserwowali jego miejsce pobytu. Ja jednak po rozmowie z Nataszą miałem wątpliwości, czy powinniśmy po niego iść. Może faktycznie Hazel jest po naszej stronie, a to dało by nam przewagę. Ostatnim razem nie wyglądała na sprzymierzeńca. Minęły trzy dni od smsa, które ciągnęły się w nieskończoność.
- Kiedy po niego idziecie?- spytał szeryf rzucając mi jednoznaczne spojrzenie. Siedziałem jak co dzień u niego w biurze.
- Nie wiem, czy powinniśmy na razie działać.
- Chodzi ci o tą wiadomość do Nataszy?- spytał, a ja przytaknąłem. Nat powiedziała wszystkim o wiadomości, ale całe stado wzięło to za głupi numer, który miał nas tam sprowadzić, ale dać im czas na zorganizowanie wsparcia.
- A jeśli Nat ma rację i powinniśmy się wstrzymać?- wypaliłem, a szeryf ciężko westchnął.
- Szef zawsze musi podejmować trudne decyzję. Ja robię to codziennie.
- Jak pan sobie z tym radzi? Skąd wie pan, co jest słuszne?
- Nie wiem. To jest najgorsze. Wiele błędów w swoim życiu popełniłem. Jeśli zdecydujesz się odbić Stilesa to dam ci swoich ludzi do wsparcia.
- A jeśli postanowię poczekać?- spytałem, na co ten wstał, aby stanąć przy mnie.
- To poczekamy razem.- rzucił klepiąc mnie po ramieniu.- Stiles wie co robi. Założę się, że poszedł z Hazel, bo pamiętał i lokalizatorze w komórce. To mądry chłopak. Jeśli oczekują z tą dziewczyną czasu to damy im go.
- Na razie się wstrzymajmy z działaniem.
- A moi ludzie?
- Niech mają na oki budynek. Musimy wiedzieć, czy na pewno tam jest cały i zdrowy.- powiedziałem, a ten lekko się uśmiechnął słysząc moje zdecydowane słowa.

*Stiles
Leżałem tak czując wciąż pulsujący ból złamanego nosa, gdy do pokoju weszła Hazel ze swoimi ludźmi.
- Co się dzieje?- spytałem zdziwiony, gdy ci zaczęli mnie rozwiązywać.
- Zabieramy się do innego pomieszczenia. Ten będzie nam potrzebny.- stwierdziła dziewczyna stanowczym głosem. Gdybym nie wiedział, że chce mi pomóc to myślałbym, że właśnie bierze nie na sąd ostateczny. Jej ludzie rozwiązali mnie i zaprowadzili do innego jeszcze gorszego pomieszczenia. Całkowicie odizolowanego od okien, drzwi i możliwego wyjścia. Jej ludzie wyszli, a ta wyciągnęła z kieszeni mój telefon.
- Czemu tu jestem?- rzuciłem w końcu.
- Tu jest lepszy zasięg.- odpowiedziała obojętnie grzebiąc w mojej komórce.
- Co robisz?
- Powiesz im, że mają się nie ruszać i nie atakować budynku. Ciebie posłuchają.- wyjaśniła podając mi telefon. Byłem co najmniej zdziwiony jej zachowaniem. Wyglądała, jakby postradała zmysły, a mówiła bardzo oczywisty dla mnie fakt.

*Natasza
Minęły trzy dni cholernie długie dla mnie dni od ostatniej wiadomości. Na szczęście szeryf zgodził się poczekać z akcją, ale nie jestem pewna czy to był dobry pomysł. A jeśli on już nie żyje? Wieczorem moja mama bawiła się z Heather, a ja rozmawiałam z moim przyjacielem.
- Czyli nie atakujemy?- spytał Theo zerkając co chwilę na moją córeczkę.- Jesteś pewna tego H?
- Chyba raczej tej H. Wiesz kim ona jest.
- Hazel jest przeciw nam, a nie z nami.- stwierdził spuszczając głowę.- Jeśli to ona, to powinniśmy jak najszybciej go odbić.
- Sama juz nie wiem co myśleć.- powiedziałam. Nagle zadzwonił mi telefon, a gdy zobaczyłam kto dzwoni serce mi stanęło. Pokazałam nadawcę Theo, na co ten również się zdziwił.
- Co jest?- spytał pod nosem unikając zbędnych przekleństw.- Daj na głośnomówiący.- nakazał, więc wzięłam głęboki wdech i odebrałam telefon z funkcją głośnomówiącą.
- Halo?- spytałam niepewnie, a po drugiej stronie był słyszany tylko czyjś oddech.
- Nat?- odezwał się w końcu chłopak...mój chłopak. Stiles.
- Boże.- wyszeptałam, a do oczy napłynęły mi łzy.- Stiles? Wszystko dobrze? Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku.- odpowiedział trzęsącym się głosem, ale nie ze strachu, a ze wzruszenia. Nie dziwię się. Też ledwo panowałam nad emocjami.- Co z małą? Żyje?- spytał, na co po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
- Żyje. Mamy córeczkę Stiles. Jest taka śliczna. I ma twoje oczy. Twoje mądre brązowe oczy.- mówiłam zalewając się łzami.
- Przepraszam, że was zostawiłem. To było jedyne wyjście...
- Wiem, wiem Stiles.
- Posłuchaj...- zaczął, a po drugiej stronie odezwała się jakaś dziewczyna.- Nie możecie tu przyjechać. Andrew ma broń i mnóstwo ludzi. Zabije was nie ruszając palcem.
- Skąd wiesz?
- Hazel jest z nami. Spróbujemy stąd uciec, ale potrzebujemy czasu.- mówił, na co ja spojrzałam na Theo. Widziałam, że tego ruszyły słowa o dziewczynie.- Słyszysz? Nat?
- Tak, tak...damy wam go.
- Ojciec musi odwołać ludzi, bo łowcy wiedzą, że nas obserwują.- mówił, po czym zapanowała chwilą ciszy.- Nat?
- Tak?- spytałam.
- Muszę kończyć, ale niedługo się spotkamy. Kocham was.- powiedział.
- I my ciebie.- dodałam już nie powstrzymując szlochu. Gdy ten się rozłączył przyłożyłam do ust dłoń, by trochę stłumić mój płacz. Mama usiadła obok mnie i mocno mnie przytuliła. Z kolei Theo chodził w kółko, jakby próbując coś zrozumieć. Ten dzień był jednym z najpiękniejszych w ostatnim czasie. Wiedziałam, że Stiles żyje, że wszystko z nim dobrze, a dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam ufając Hazel i zatrzymując akcje odbicia Stilesa.


Heeeeeej misiaczki ♥️♥️♥️
Zaczynają się wakacje!!!
Szkoda, że pogoda nie wyjściowy, ale trudno 😜 przynajmniej mam czas, żeby pisać ♥️♥️♥️

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz