Rozdział 10

773 48 12
                                    

Wbiegłam na salę nie przejmując się ową ciążą. Teraz liczył się tylko Stiles. Na korytarzu jednak zatrzymały mnie pielęgniarki.
- Tam nie można wejść.- powiedziała jedna wskazując na sale, do której prawej wbiegłam.- To sala operacyjna.
- Ale tam jest mój narzeczony.
- Rozumiem, ale musisz poczekać tutaj, aż zakończy się operacja.- stwierdziła druga, po czym obie odeszły. Zaczęłam się rozglądać, aż przy automacie dostrzegłam szeryfa. Postanowiłam podejść do niego, żeby dowiedzieć się więcej o stanie Stilesa. Gdy mnie zobaczył szybkim krokiem ruszył w moją stronę, a następnie mocno mnie przytulił.
- Co z nim jest? Co się dzieje?- mówiłam odsuwając się od niedoszłego przyszłego teścia.
- Ma operacje...jest z nim źle. Ktoś chyba w niego wjechać, a Stiles nie zapiął pasa i przekoziołkował po ulicy.
- Boże...- wyszeptałam łapiąc się za głowę.- To moja wina.
- Nie, to nie była niczyja wina.
- Właśnie, że była. Moja. Gdybym nie wybiegła w stronę domu to by nie pojechał za mną. Pewnie był zdenerwowany po naszej rozmowie i dlatego nie zapiął pasów.- mówiłam spanikowana.- Jeszcze ten sms.
- Jaki sms?- spytał Stylinski, na co ja pokazałam mu wczorajszą wiadomość.- To dowód w sprawie. Ktoś to zrobił specjalnie. To nie był wypadek. Mogę pożyczyć telefon? Może uda się go namierzyć.
- Już raz próbowaliście.- stwierdziłam.
- Ale teraz mamy też nagrania. Każdy robi błąd. Trzeba tylko poczekać, aż go popełni.
- Wypadek został nagrany?
- Na tej ulicy są kamery, więc o ile nic w nich nie majstrowali to tak. Musiał się nagrać.- wyjaśnił, na co ja odetchnęłam z ulgą. Była szansa na znalezienie osoby, która od tygodni nie daje nam spokoju.- Chcesz coś do picia?
- Nie...- powiedziałam, gdy szeryf objął mnie ramieniem. Poszliśmy pod salę operacyjną, gdzie były krzesła. Usiedliśmy na nich i przez około dwie godziny czekaliśmy na koniec operacji Stilesa. Każda minuta była jak godzina, a to dobijało mnie najbardziej. W końcu z pokoju wyszedł lekarz, którego mina była kamienna. Szybko rozpoznałam go jako ojca Liama.
- Co z nim?- spytał szeryf wstając z miejsca.
- Żyje, ale ma wstrząśnienie mózgu, złamane żebra i jest mocno poobijany.- wyjaśnił mężczyzna, a ja poczułam jak spada mi kamień z serca.
- Możemy do niego pójść?- spytałam, ale po jego minie wyczytałam co chce powiedzieć.
- Musi dużo odpoczywać...
- Proszę.- rzuciłam. Musiałam go zobaczyć. Lekarz namyślił się chwilę, aż w końcu spojrzał na szeryfa.
- Ale tylko jedna osoba i na chwilkę.- stwierdził, a ja spojrzałam na Stylinskiego, który kiwnął głową na znak, że mam iść. Uśmiechnęłam się lekko do niego, po czym wraz z lekarzem weszłam do jednej z sal. Na środku pokoju stało łóżko, a na nim leżał Stiles. Był podłączony do różnych maszyn, które miały za zadanie kontrolować jego funkcje życiowe.- Na chwilkę.- powtórzył lekarz zostawiając mnie sam na sam z nieprzytomnym jeszcze chłopakiem. Podeszłam bliżej łóżka, po czym usiadłam na krześle, które stało przy łóżku. Patrzyłam jak oczy Stilesa są ukryte pod jego powiekami, a klatka piersiowa delikatnie się podnosi. Przy jego boku bezwładnie opadała rękę, którą niepewnie chwyciłam. Poczułam jej ciepło i wróciły wspomnienia, które się z nim łączyły.

Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie. Tego dnia pierwszy raz spaliśmy w Wirginii. To był dzień przeprowadzki, po której byłam bardzo zmęczona. Prawie zasypiałam, ale Stiles ciągle mnie wybudzał.
- Jesteś pewna, że wzięłaś wszystko?- spytał po raz tysięczny.
- Tak.
- A te...książki?
- Książki?
- No wiesz...książki.
- Stiles.- rzuciłam śmiejąc się.- Po co mi tu książki?
- W każdym domu są książki.
- Ale to tylko na pewien czas.
- Wiem, ale...
- Stiles? Możemy już iść spać?
- Tak...jasne.- powiedział zakłopotany. Zamknęłam oczy licząc, że uda mi się zasnąć, aż ten znów coś powiedział.- Ale książki by nam się przydały. I tablica z mojego pokoju.
- Serio?- spytałam śmiejąc się.
- Jasne. W końcu tak lepiej myślę. W sensie szybciej przetwarzam informacje.
- Wiem o czym mówisz.- stwierdziłam łapiąc go za rękę. Patrzyłam jak nasze palce się splatają, a następnie kciuk chłopaka gładzi moją dłoń.
- Kocham cię.- powiedział całując mnie w głowę.
- I ja ciebie.

Wytarłam rękawem łzy z policzków, które wypłynęły wspominając tamtą chwilę. Teraz to ja trzymałam obiema rękami jego dłoń, lekko ją gładząc. Przeszedł mnie dreszcz widząc jak bardzo bezwładne jest jego ciało. Takie same ciało miał mój ojciec, gdy odszedł. Nie chciałam patrzeć, jak tracę i Stilesa.
- Przepraszam.- wyszeptałam znów zalewając się łzami. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, aż w końcu przyłożyłam jego dłoń do niego policzka, aby delikatnie ją pocałować. Nagle do sali wszedł doktor, którego obecność oznaczała, że powinnam opuścić już pokój. Stałam powoli kładąc rękę chłopaka na łóżko. Wytarłam jeszcze raz policzki, a następnie wyszłam na korytarz. Gdy dotarłam do miejsca, gdzie wcześniej był szeryf, zobaczyłam, że jest tam teraz Scott. Widząc mnie uśmiechnął się lekko, a gdy stanęłam obok niego objął mnie w geście pocieszenia.
- Jest nieprzytomny.- powiedziałam szeptem, ale ten i tak słyszał.
- Ale żyje. To jest najważniejsze.
- Wiem, ale...dlaczego tak szybko poszłam? Nie zapiął pasów przeze mnie... zdenerwował się.
- Już tego nie zmienisz, Nat. Nie myśl o tym, nie zadręczaj się.
- Gdyby on...gdybym i jego straciła to...
- Nie kończ, proszę.- wyszeptał widocznie też obawiając się takiego obrotu sprawy.- Szeryf pojechał na komisariat. Chce przejrzeć nagranie z monitoringu.
- Jedźmy tam.- rzuciłam bez zastanowienia.
- Jesteś pewna?
- Tak, tu i tak nic nie zdziałamy.
- Ok, chodźmy.- powiedział, po czym pojechaliśmy jego autem na komisariat. Szeryf ucieszył się z naszej obecności, ponieważ nie chciał sam się tym zajmować. Obejrzeliśmy nagranie kilka razy, ale nic nie było na nim widać. Brak czegoś charakterystycznego w kierowcy, auto było czarne i często mijane na ulicy, a dodatkowo miało zdjęte numery rejestracyjne. Idealny samochód do spowodowania wypadku.
- Szlag. Byłem pewny, że coś na nim będzie...jakiś szczegół.- tłumaczył nam mężczyzna.
- I jest.- rzucił Scott wskazując na coś w środku samochodu.
- To broń?- spytałam widząc coś jakby pistolet.
- Tylko jedna grupa w Beacon Hills ma taką.- powiedział Scott.- Musimy porozmawiać z Monroe.
- Myślisz, że to ona?- spytał szeryf.
- Może się mści.
- Ale dlaczego na nas? To ciebie powinna zabić.- stwierdziłam.- Bez obrazy.
- Zgadzam się z tobą.- rzucił Scott.- Być może ktoś z jej pomocników nie oddał broni i to on się mści.
- Pogadajmy więc z tą całą Monroe.- powiedziałam patrząc dalej w ekran.

Heeeej
Nowy, nowiutki rozdziałek ♥️♥️♥️
Miłego dnia.

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz