Rozdział 32

667 44 5
                                    

*Natasza
Tuż po rozmowie ze Stilesem zadzwoniłam po przyjaciół, którzy stawili się chwilę potem. Odpowiedziałam im jeszcze raz o zajściu, które według mnie było pod przymusem.
- Tego nie wiemy.- uspokoił mnie Scott.
- Mówił jakby czytać z kartki...był sztywny i poważny.
- Bo mówił o poważnej sprawie.- upierał się, na co ja spojrzałam błagalnie na przyjaciółkę.
- A jeśli Nat ma rację i Stilesa przymuszono, by nas tam sprawdził to...- poparła mnie Lydia.
- To Mamy przerywane.- dokończyła za nią Malia.
- To by oznaczało, że Hazel jest z łowcami i tylko chciała nas uspokoić, by teraz wzbudzić w nas niepokój i żebyśmy tam poszli robiąc ogromny błąd.- odezwał się Theo. Widziałam, że walczył ze sobą. Z jednej strony czuł coś do Hazel, ale ta porwała i przetrzymywała jednego z nas... współczułam mu tej rozterki.
- Wyjątkowo możesz mieć rację.-. rzucił Derek.- Cora wyjeżdża, więc nam nie pomoże.
- Pogadam z Alexem. Tym razem będzie nam potrzebny...- mówił Scott.
- Chcecie ich zaatakować?- spytała przerażona Lydia.
- Chcemy. Jesteś z nami.
- Odpadam. To głupota. Jeśli to faktycznie pułapka to tylko wpadniemy w tarapaty.
- Dlatego trzeba wezwać posiłki.- wyjaśnił Theo.
- Jak bardzo nam zależy, żeby tam iść?- spytałam przerywając ich kłótnie.- Potrzebujemy ludzi, a Monroe może nam ich dać.
- Nie zrobi tego.- stwierdził Derek.
- Jeśli z nią pogadam to...
- A jeśli coś ci zrobi? To łowcą.- rzucił Theo.
- Dlatego pójdę do szkoły. Tam nie zrobi nic głupiego. Wezmę też Heather.
- Nie.- uparł się Theo.- Idę z tobą, ale mała tu zostaję.
- Ufasz mi?- spytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Już nie wiem komu w czym mogę zaufać.- rzucił kierując się do wyjścia.
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz?- spytał łagodnie Scott.
- Tak. Muszę wam jeszcze coś powiedzieć. Mam przeczucie.- wyjaśniłam, na co wszyscy spoważnieli jeszcze bardziej.
- Ktoś umrze?
- Nie wiem czy umrze, ale coś się stanie. Dlatego chce iść do Monroe. Ostatnim razem nic nie zrobiłam, gdy zabili Liama...- urwałam patrząc w oczy Scotta.- Teraz chce temu zapobiec. Żeby nikt więcej nie zginął.
- Weź ze sobą Theo.- rzuciła Malia.- W razie czego was obroni. Obyś miała rację z Monroe, ale jeśli coś odwali to lepiej mieć zabezpieczenie.
- Jasne.- rzuciłam lekko się uśmiechając. A pomyśleć, że kiedyś chciała mnie zabić, gdy Stiles z nią zerwał. Dużo się od tamtego czasu zmieniło.- Pójdę z nim pogadać.- oznajmiłam zostawiając przyjaciół na pastwę mojej mamy, która zaserwowała im lemoniadę. Wyszłam przez dom, gdzie siedział mój były chłopak. Usiadłam cicho obok niego na schodach. Zapanowała cisza, której nie zamierzałam przerywać. Nie ja. Postanowiłam dać mu czas, aby pozbierał myśli i zaczął tą trudną dla niego rozmowę.
- Tamtej nocy...- zaczął po chwili.- Była kelnerką w klubie. Gdy chłopaki się upijali i ogarniali pijanych, ja siedziałem i rozmawiałem z nią. Była wrażliwa, delikatna i jednocześnie silna. Była po prostu normalna. Gdy zobaczyłem ją na weselu z bronią przy twojej głowie...to nie była osoba, którą poznałem. Nie wiem do czego jest zdolna i po której jest stronie, ale nie pozwolę, by kogokolwiek więcej skrzywdziła. Zwłaszcza ciebie.- dodał szczerze. Ja uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam głowę o jego ramię.
- Też ci coś powiem.- rzuciłam ku jego zaskoczeniu.- Nie zamierzam iść z wami po Stilesa.
- Coś się zmieniło? Zawsze pchałaś się do akcji.- rzucił żartem.
- Co się zmieniło? Mam córkę. Gdy na nią patrzę, wierzę, że wszystko się ułoży. Że będziemy szczęśliwi. A do tego musimy przestać się mieszać.
- W nasz świat?
- Ten świat zawsze będzie częścią mnie, ale...
- Ale teraz to ona jest twoim światem.- dokończył łapiąc mnie za rękę.- I Stiles. I mama. I szeryf. Nie chcesz ich więcej narażać.
- Dokładnie. Stilesowi się to spodoba, bo od dawna chciał mnie przystopować z akcjami.- stwierdziłam ze śmiechem.- Mam ważne pytanie. Będziesz ojcem chrzestnym Heather?- spytałam, na co ten się wyprostował.
- Ja?
- Bardzo mi pomogłeś w klinice.
- Ja tylko...
- Wiem Theo.- przerwałam mu. Ten chwilę milczał, po czym znów się odezwał.
- A Scott? Byłem pewny, że wybierzecie jego. W końcu to przyjaciel Stilesa.
- Ale ja chcę ciebie Theo.- rzuciłam bezdyskusyjnie.
- Skoro chcesz to chyba nie mam nic do dodania.- stwierdził, po czym cmoknęłam go w policzek.- A co do szkoły to myślę, że robisz głupstwo, ale jak zawsze ja już w tym tkwię.
- Czyli idziesz ze mną?
- To chyba oczywiste.- rzucił lekko się uśmiechając. Wróciliśmy do domu, gdzie nakarmiłam i przewinęłam córeczkę, po czym ruszyliśmy z nią do mojej starej szkoły. Było dopiero popołudnie, więc byliśmy pewni obecności łowczyni. Theo trzymał Heather w nosidełku, gdy ja zapukałam do drzwi jej gabinetu. Po chwili usłyszałam ciche proszę, więc weszłam do środka.
- Dzień dobry.- rzuciłam na powitanie. Ta wyglądała co najmniej na zakłopotaną.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy były umówione. Z resztą nie chodzi już do tej szkoły.- mówiła.
- Fakt, ale jest tu pani, żeby pomagać młodym ludziom. Czy się mylę?- spytałam, na co ta się zastanowiła.
- Wejdź.- powiedziała, a ja usiadłam naprzeciw niej na krześle. Obok mnie stanął Theo z Heather w nosidełku.- Gratulację.- rzuciła obojętnie patrząc na dziecko.
- Potrzebujemy pani i pańskich ludzi.- wypaliłam nie marnując czasu.
- Nie pomagam wilkołakom. Ja ich zabijam.
- Ale tym razem ma pani pomóc człowiekowi porwanemu przez łowców Andrew.- wyjaśnił chłopak.
- Zna go pani?
- Nie osobiście, ale słyszałam o nim od Gerarda. Jego uczeń. Więcej ludzi niż wy i ja razem wzięci.- stwierdziła.
- Tym bardziej więc powinna nam pani pomóc.- rzuciłam, na co ta prychnęła.
- Nic nie muszę.
- A moja córka?
- Co z nią?
- Jest człowiekiem. I ma wychować się bez ojca, bo pani nie chce pomóc go uratować?- spytałam, choć wiedziałam, że gra na emocjach może odnieść odwrotny do oczekiwanego skutek.
- Mówisz o Stilesie?- spytała zdziwiona.
- Łowcy go przetrzymują w jednych z budynków na granicy Beacon Hills. Nie wiemy czy go oszczędzą, ale chcą nas wszystkich wykończyć.- wyjaśnił Theo, a mina Monroe zrzedła.
- Czego oczekujecie?- spytała łagodniej.
- Że twoi ludzie pomogą nam walczyć z jego ludźmi.
- Nie zgadzam się.
- Tracimy tu czas.- stwierdził oschle Theo, ale ja musiałam postawić na swoim.
- Kochała pani kogoś tak bardzo, że to aż bolało?- wypaliłam ku zaskoczeniu moich towarzyszy.
- Kiedyś.- odpowiedziała smutno.
- Ja kocham tak Stilesa. Przeze mnie się tam znalazł i chce go uratować. Ale sami nie damy rady. Potrzebujemy twoich ludzi.
- Tasha...- zaczął Theo łapiąc mnie za ramię.- Chodźmy już. Nic nie wskóramy.- dodał smutno. Już mieliśmy wyjść, gdy kobieta znów się odezwała.
- Dlaczego to powiedziałaś? Przy naszym ostatnim spotkaniu złożyłaś mi kondolencje. Dlaczego?
- Bo był dla ciebie ważny.
- Chcieliśmy was zabić.
- Ale żyjemy. W przeciwieństwie do niego. Być może by nas nie poparł, ale jego syn tak. Chris był łowcą jak ty, ale zmienił się widząc, że nie ma łowców i wilkołaków. Są ludzie i potwory, choć czasem nie jest oczywiste kto jest kim. Czasem to człowiek jest potworem, a nie wilkołak.- wyjaśniłam, po czym spuściłam głowę i zrobiłam krok w stronę korytarza. Kobieta nie odezwała się ani słowem. Wróciliśmy do domu, gdzie wciąż czekali Scott i reszta stada. Mama nieźle ich ugościła, ale ja byłam zbyt zmęczona by z nimi rozmawiać. Położyłam się w pokoju Heather na kanapie i chwila moment usnęłam.

Niedzielny rozdziałek ląduje na wattpadzie 😂😜♥️

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz