Rozdział 82

285 22 0
                                    

Usłyszeliśmy dźwięk pukania do drzwi, jednak żadne z nas nie zareagowało.
- Liam?- spytał wujek Scott. - Liam?- powtórzył, po czym otworzył drzwi, a my poderwaliśmy się z łóżka spoglądając na osobę w progu drzwi. Wujek widocznie zdziwił się moją obecnością w łóżku półnagiego syna. Zapanowała chwila ciszy, w której żadne z naszej trójki nie wiedziało co powiedzieć.- Nie wiedziałem, że Heather jest u ciebie.- wytłumaczył się niepewnie. Ja jedynie zdołałam się na lekki uśmiech.
- Tato?- spytał Liam dając mu znak, żeby wyszedł.
- Chciałem tylko powiedzieć, że zaraz będzie śniadanie...zjesz z nami?- rzucił w moim kierunku starszy McCall.
- Chętnie.- odpowiedziałam.
- Zaraz przyjdziemy.- powiedział Liam, na co wujek z uśmiechem wycofał się na korytarz zamykając za sobą drzwi. Spojrzeliśmy z Liamem na siebie, po czym wybuchliśmy śmiechem.
- Głupio wyszło.- stwierdziłam uspokajając się.
- Głupio? Myślisz, że oni w naszym wieku tego nie robili?
- O nie, wyobraziłam sobie rodziców i...- urwałam udając obrzydzenie, na co chłopak zaczął się śmiać.- Wstawaj, bo tu wróci.- rzuciłam podnosząc się z łóżka, jednak ku mojemu zaskoczeniu chłopak pociągnął mnie z powrotem do pozycji leżącej.
- Poczekaj jeszcze chwilkę.- wyszeptał obejmując mnie ramieniem. Położyłam więc głowę na jego klacie gładząc jednocześnie jego tors.- Ładnie ci w tej koszulce.
- Lepsze to niż koronkowy biustonosz. Wujek chyba by dostał zawału jakbym była tylko w bieliźnie.
- Mi by się podobało.- dodał, a ja cmoknęłam go w rękę, która leżała obok mojej.- Twoi rodzice wiedzą, że u mnie nocowałaś?- spytał, na co ja w moment spoważniałam. Podniosłam głowę z jego klatki piersiowej i spojrzałam mu w oczy.
- Cholera.- rzuciłam, po czym zsunęłam nogi z łóżka szukając telefonu, który jak się okazało był w mojej torebce leżącej na podłodze.
- Dzwonili?- spytał, a mi zrobiło się gorąco.
- Dziesięć razy. Maddie też. I pisali smsy. ,,Gdzie jesteś?"; ,,Kiedy wrócisz do domu?"; ,,Oddzwoń, martwimy się"; ,,Jak nie wrócisz za godzinę to będziesz mieć szlaban."- cytowałam załamana. Nie słowami rodziców, a raczej tym, że ci się martwili, podczas gdy ja dobrze się bawiłam.- Zabiją mnie.
- Nie przesadzasz?- spytał wsuwając rękę pod moją koszulkę i jeżdżąc nią po moich plecach.
- Nie, jestem realistką. Zabiją mnie i tyle.
- Uspokój się. Wytłumacz im, że byłaś u mnie.- rzucił, a ja posłałam mu wymowne spojrzenie.- Co?
- Nie chce pogadanki o prezerwatywach i nastoletnich ciążach.
- Czyli ta opcja odpada?
- Tak.- odpowiedziałam stanowczo.- Muszę oddzwonić.
- Co im powiesz?
- Nie wiem.- wyszeptałam, po czym wstałam z łóżka wybierając numer mamy. Podeszłam do okna przysłuchując się sygnałom dzwoniącego telefonu.
- Boże Święty, Heather!- usłyszałam głos rodzicielki, której reakcja jeszcze bardziej wywołał u mnie wyrzuty sumienia.
- Przepraszam, że nie odebrałam. Byłam...- obróciłam głowę w stronę Liama, który przysłuchiwał się rozmowie.- zajęta.
- Czym? Gdzie jesteś?
- U Mccalków.- wyjaśniłam zamykając oczy. Bałam się tego, co usłyszę. Będą źli? Czy może odetchną z ulgą, że tylko wyciszyłam telefon.
- Co tam robisz?
- Nocowałam tu... zasnęłam podczas filmu i zapomniałam dać wam znać, że zostanę u Liama.- wyjaśniłam, a mama odetchnęła głęboko, jakby właśnie zszedł z niej ciężar z całej nocy.
- Kiedy będzie w domu?
- Za godzinę, może dwie.
- Dobrze, niech Liam cię odwiezie.
- Przejdę się.- rzuciłam, po czym zapanowała cisza.
- Poproś Liama, żeby cię przywiózł. Chcę z tobą porozmawiać zanim pojadę do pracy.
- Okej.- odpowiedziałam rozłączając się.
- Wow, jeszcze żyjesz.- wypalił sarkastycznie Liam, a ja przygryzłam paznokieć.
- Dlaczego kazali ci mnie odwieźć.- spytałam w sumie siebie.
- Przecież słyszałaś. Chcą z tobą porozmawiać.
- Przecież do domu mam zaledwie kilka minut drogi pieszo. Coś mi tu nie pasuje.
- Lepiej się ubierz. Śniadanie nam wystygnie.- stwierdził wstając z łóżka. Ale ja nie mogłam myśleć o ciepłych tostach i puszystych naleśnikach. Rodzice zawsze byli nadopiekuńczy, ale nie do tego stopnia, żebym nie mogła sama przejść kilometra. Czyżby istniało jakieś zagrożenie?
Ubraliśmy się we własne ubrania, po czym zeszliśmy na śniadanie. Przy stole siedzieli już rodzice Liama, Ian i wujek Theo, który od jakiegoś czasu u nich mieszkał. Na mój widok mało nie spadł z krzesła.
- Co tu robisz?- spytał, po czym jego wzrok spoczął na Liamie.
- Usnęłam podczas filmu i zostałam na noc.- wyjaśniłam chcąc uspokoić nastroje.
- Jasne, nastolatkowie bardzo lubią filmy. Zwłaszcza te nudne, na których się zasypia.- rzucił mój ojciec chrzestny wciąż przypatrując się chłopakowi.
- Siadajcie.- przerwała ciszę ciocia Malia, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Wraz z Liamem usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść pyszne tosty, które zawsze robiła dla nas jego mama.
- Co z łowcami?- spytałam nagle, przez co wszyscy osłupieli.- Wiecie coś o nich?
- Skąd ty...- zaczął Theo, ale szybko przerwał mu pan domu.
- Nie mówmy o tym przy stole.
- Są już w Beacon Hills?- kontynuowałam patrząc w oczy wujka.
- Nic mi o tym nie wiadomo.- powiedział niewzruszony. Jednak ja wiedziałam, że kłamie.
- Jak wczorajszy trening?- spytała jego żona widocznie unikając trudnego tematu.
- Dobrze. Trener mówi, że jesteśmy do bank, ale to nic nowego.- stwierdził, a wszyscy przy stole się uśmiechnęli. No tak, trener Finstock jest wkurzający i pesymistyczny, ale tym samym niezastąpiony.
- Są na prawdę dobrzy. Może w tym roku uda się wam wygrać zawody?- rzuciłam chwytając się tematu rozmowy.
- Fajnie by było choć raz w mojej karierze lacrosse trzymać puchar.- powiedział rozmarzony.
- Uda się wam. Musicie tylko działać zespołowo i ćwiczyć.- odparł z uśmiechem wujek.
- Brzmisz jak trener.- stwierdził Ian podnosząc wysoko brwi.
- Kiedyś byłem trenerem. Ale tylko przez miesiąc, może dwa.- zastanowił się.
- Że też mieliście czas na grę, gdy świat walił się wam na głowę.- rzuciłam smarując kanapkę dżemem.
- O czym mówisz?- spytała ciocia widocznie zdziwiona moimi słowami. Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Po prostu zabijaliście, pokonywaliście stwory i rozwiązywaliście konflikty między wami, a jednak mieliście czas, żeby zająć się swoimi pasjami. Nie wiem jak to robiliście. My ledwo ogarniamy własne problemy.- wyjaśniłam, a oczy chrzestnego utkwiły we mnie.
- Nie zabijaliśmy.- poprawił mnie pan McCall również smarując czymś kromkę chleba.
- Mało kto się tego trzymał.- po tych słowach zdałam sobie sprawę, że mówię za dużo, a moi towarzysze przypatrują się mi.- Przepraszam. Miałam na myśli, że byliście bardzo odważni i umieliście pogodzić wiele spraw. W przeciwieństwie do nas.
- Czasem nie było łatwo, ale robiliśmy wszystko, by pomóc ludziom i uratować przyjaciół. Oczywiście, że mieliśmy własne sprawy. Pierwsze miłości, konflikty między rodzinami, czy zdrady. Ale zawsze dobro ogółu było ważniejsze.- wyjaśnił mi wujek Scott. Siedzieliśmy jeszcze godzinę przy stole, a potem w pokoju chłopaka, po czym Liam odwózł mnie do domu.


Piąteczek ♥️♥️♥️
Koniecznie zostawcie gwiazdkę, komentarz i wpadajcie do mojej drogiej książki, w której również dużo się dzieje.

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz