Rozdział 24

734 50 3
                                    

Pogrzeb chłopaka odbył się dzień później. Z naszego stada najbardziej przeżył to Scott, który czuł się, jakby stracił kogoś z rodziny. Nie mogłam patrzeć w jego oczy, które były przepełnione ogromnym bólem. Minęło kilka dni od naszego ślubu, w trakcie których panowała w naszym stadzie żałoba. Nikt z nikim nie rozmawiał, a zwłaszcza Scott zamknął się na nas. Czułam, że jest w tym moja wina. Mogliśmy powiedzieć reszcie o wizji...może dalibyśmy radę uciec i gdzieś się schować zanim to wszystko się zaczęło. Ale było już za późno. Liam nie żył, a my nie wiedzieliśmy co dalej robić. Scott zawsze miał plan, ale teraz nawet Malia nie umiała z nim rozmawiać. Jako jedyna się z nami kontaktowała, bo Stiles martwił się o przyjaciela i prosił ją o informacje o jego stanie. Ta jednak codziennie pisała, że nie jest z nim lepiej. Zamknął się w pokoju i nic nie je. Obwinia siebie, jak zwykle, gdy kogoś traciliśmy. Allison, Aiden, Hayden, mój ojciec, a teraz Liam. Za dużo tych śmierci, a było ich jeszcze więcej zanim się pojawiłam.
Tego wieczoru leżałam na kanapie oglądając jakaś durną komedię, która akurat leciała w telewizji. W sumie to film leciał, a ja byłam myślami gdzieś indziej. Nagle do domu wrócił Stiles, który kilka minut temu pojechał do Scotta.
- Hej.- rzucił na wejściu, a ja szybko się podniosłam do pozycji siedzącej.
- I co?- spytałam, a mój mąż tylko pokiwał głową idąc w moją stronę.
- Nie chce z nikim rozmawiać.- wyjaśnił mi łagodnie.- Liam był jego betą, a więź między alfą i betą jest silniejsza niż do kogokolwiek z nas.
- Po cholerę był nam ten ślub?- spytałam chowając twarz w dłoniach, by ukryć pod nimi łzy.
- Nie mów tak. To nie była nasza wina.
- Była. Wiedziałam, że coś się stanie i nic z tym nie zrobiłam. Scott mnie nienawidzi.- mówiłam głośniej, na co Stiles usiadł za mną na kanapie i mnie objął.- Powiedziałam mu o wizji. Wiedzieliśmy, że ktoś umrze, ale byłam tak zaślepiona uroczystością, że...to ja go zabiłam. Przeze mnie nie żyje.
- Kochanie, nie mów tak.
- Ale mogłam coś zrobić. Mogłam, ale nie zrobiłam.
- Wszyscy zawaliliśmy. Theo, ty, ja...
- Theo i ty nie wiedzieliście o tym, o czym wiedziałam ja i Scott.- upierałam się.- Więc nie mów, że to nie była moja wina.
- Ale będę tak mówił. Choćby to była nieprawda, to będę tak mówił, aż dotrze to do ciebie. Kocham cię i nie mogę patrzeć jak się zadręczasz.- mówił, a ja spojrzałam w jego oczy.- To nie była twoja wina.- wyszeptał ze łzami w oczach. Ja tylko spuściłam wzrok, po czym wstałam i poszłam do swojego pokoju. To była moja wina, a słowa Stilesa były dla mnie wyjątkowo nieważne. Ja znałam prawdę i wiem, że on też ją zna, ale chce mnie pocieszać. Niestety nie udało mu się.

*Stiles
Patrzyłem jak Nat kieruje się na schody, a następnie znika na piętrze. Widziałem, że cierpi i nie mogłem nic więcej zrobić jak tylko ją pocieszać. Może i była w tym jej wina, ale nie mogła siebie obwiniać...nie mogła, nie mogłem na to pozwolić. Schowałem głowę w dłoniach. Tak bardzo chciałem coś zrobić, pomóc jej i Scottowi. Nie umiałem. Scott nie chciał nawet ze mną rozmawiać, a Nat również zamykała się w sobie. To wszystko mnie przerastało. Siedziałem tak w ciszy próbując się otrząsnąć i wziąć w garść, gdy drzwi do domu się otworzyły. Spojrzałem w tamtym kierunku. Do przedpokoju weszła mama Nataszy z zakupami w rękach.
- Stiles, pomożesz mi?- spytała miło, na co ja szybko wstałem i podszedłem do teściowej.
- Jasne.- odpowiedziałem z udawanym uśmiechem. Wziąłem z jej rąk reklamówki i zaniosłem je do kuchni. Po chwili pani Lake doszła do mnie, aby rozpakować zakupione produkty.
- Byłeś u Scotta?- spytała widocznie przejęta ostatnimi wydarzeniami. Ona również przeżywała to, co działo się z Nataszą
- Tak, ale nie chciał rozmawiać.- wyjaśniłem bawisz się pudełkiem z parówkami.- Wszystko się sypie.
- Przykro mi. Znaliście dobrze tego chłopaka, prawda?
- Tak był...był jednym z nas. Jednym ze stada.
- Rozumiem. Pewnie Scott bardzo to przeżywa. Dajcie mu czas.
- Potrzebujemy go. Łowcy wciąż się na nas czają, a my nie wiemy co robić.
- Czekać. Scott potrzebuje czasu, tak jak ja, gdy odszedł tata Nat.- stwierdziła że łagodnym uśmiechem.- A z Nataszą lepiej?
- Gorzej. Nie wiem jak jej przemówić do rozsądku. To nie była jej wina.- mówiłem zdeterminowany. Lubiłem rozmowy z jej mamą. Trochę zastępowała mi moją, której tak bardzo mi przez lata brakowało. Teraz wiem, jak by było, gdyby żyła. Rodzinne obiady, rozmowy i ploteczki. Takie właśnie są matki.
- Porozmawiam z nią.
- To nic nie da.- stwierdziłem pocierając zmęczone oczy. Od kilku dni nie mogłem zmrużyć oka. Zasypianie obok mojej żony, która nocami ciągle wstawała by się wypłakać w łazience, było praktycznie niemożliwe.
- A ty jak się trzymasz?- rzuciła opierając się o blat i patrząc mi w oczy. Ja jedynie wzruszyłem ramionami. Co czułem? Ból, zagubienie, tęsknotę za normalnością, strach. Jak to ubrać w słowa, byłem na skraju załamania. Mama po części rozumiejąc moje rozdarcie złapała mnie za dłonie, które również opierałem o mebel. Uśmiechnęła się pocieszająco, po czym wróciła do rozpakowywania zakupów.
Nagle na schodach rozległy się kroki, a ja obróciłem się w tamtym kierunku. Zobaczyłem jak Nat kieruje się do wyjścia ubrana w lekką kurtkę.
- Wychodzisz?- spytała jej mama, na co ta podciągnęła nosem i zaczęła ubierać buty. Normalnie śmieszyły mnie jej wysiłki wkładane w zakładanie ich na stopy, ale teraz zwróciłem uwagę na jej opuchniętą od płaczu budzie.
- Idę po zakupy.- rzuciła.
- Właśnie z nich wróciłam.- stwierdziła pani Lake.
- Potrzebuje czegoś słodkiego.
- Pójdę z tobą.- zaproponowałem, ale ta zignorowała moje słowa i wyszła z domu. Szybkim krokiem wziąłem z wieszaka bluzę, a następnie wyszedłem za nią. Na szczęście przez ciążę nie mogła biegać, więc spokojnie ją dogoniłem.
- Śledzisz mnie?- spytała smutno patrząc po nogi.
- Skąd, po prostu nie chce, żeby coś się stało. Wiesz, że łowcy mogą wciąż na nas polować.
- Na najsłabsze ogniwo w stadzie? Przestań.- rzuciła prychając. Złapałem ją za rękę lekko głaszcząc kciukiem jej dłoń. Ta nagle się zatrzymała i spojrzała mi w oczy.- Przepraszam. Znowu myślę tylko o sobie, ty dłużej go znałeś i wiem, że trzymasz to w sobie.- wypaliła szczerze, na co ja spuściłem głowę.- Ej...- dodała łagodnie głaszcząc mnie po policzku.- Powiedz.
- Co mam powiedzieć?- spytałem cicho.
- Co czujesz?
- Jestem rozdarty.- odpowiedziałem niepewnie zerkając na jej reakcje. Natasza wyglądała jakby mnie rozumiała. Objęła mnie delikatnie za szyję i przyciągnęła moją głowę na swoje ramię. Staliśmy tak łapiąc każdą spokojną chwilę, która w tamtym momencie była nam potrzebna. Ale nic nie może trwać w nieskończoność.


Dzień dobry misie ♥️
Kolejny rozdziałek, który jest taki słodki












Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz