Rozdział 88

712 34 32
                                    

Przed akcją pojechałam na cmentarz. Byłam sama pochłonięta myślą zemsty.
- Wybacz.- wyszeptałam patrząc w zdjęcie rodzica.- Nie powinieneś tak zginąć. Nie w domu, w którym czułeś się bezpiecznie, w którym nas wychowałeś. Dziś to wszystko się skończy. Będziesz mógł odejść w spokoju. Zabije ich.- dodałam, a mój głos odbijał się w mojej głowie niczym echo.
- Heather?- odezwała się moja siostra, która podeszła do mnie z wiązanką.- Myślałam, że poszłaś biegać z Laurą.
- Zaraz idę.- rzuciłam obserwując jak ta odkłada kwiaty na grób.
- Nie powinien zginąć. Nie zasługiwał na to.- stwierdziła, a we mnie się zagotowało.
- Co ty wiesz? Nie znasz go tak jak ja. Nie jesteś nawet jego córką.- wypaliłam, na co Maddie spoważniała.
- Co? Co ty mówisz?
- Prawdę. W końcu ktoś musi ci to powiedzieć.
- Heat!
- Jesteś sierotą!- krzyknęłam, co wstrząsnęło dziewczyną.
- Kłamiesz.
- Po co miałabym kłamać? I to przed grobem ojca.
- Ale...jak ja...
- Jak do nas trafiłaś? Ojciec cię znalazł i przyniósł do domu. Twoi rodzice nie żyli, więc zaadoptowali cię. Nie jesteś jego córką, ani moją siostrą, więc nie wypowiadaj się na jego temat.- powiedziałam, po czym obróciłam się i pobiegłam w miejsce spotkania z Laurą Hale. Na mój widok zaniepokoiła się. Moje serce waliło, a głową pulsowała.
- Co jest?- spytała.
- Chce to skończyć. I to szybko.- wyjaśniłam krótko.- Gdzie?
- Pod sosną. Zwabie ich tam, a ty ich wykończysz.
- Gdzie są teraz?
- Kilka kilometrów od nas. Rozsmarowałam krew na drzewach i trawie. Przyjdą tu.
- Okej, jak coś to zawyj dwa razy.
- Wiem, wiem.- powiedziała, po czym złapała mnie za ramię.- Jesteś pewna, że dasz radę?
- Zabiłam już większość. Zostało tylko pięciu i zakończymy to wszystko.
- Jasne.- wyszeptała, po czym zaczęła realizować nasz plan. Poszłam pod opisaną przez dziewczynę sosnę, o która się oparłam. Nagle usłyszałam strzał. Odsunęłam się od drzewa i wyciągnęłam zza paska pistolet. Kilka metrów dalej pojawiła się Laura, która utykała na nogę.
- Laura?!- zawołałam przerażona.
- Heather wiej!- krzyknęła, gdy za nią pojawili się łowcy. Ich oczy świeciły, a z jednego pistoletu leciał dym. Wycelowałam w nich i trafiłam jednego. Później drugiego, a resztą schowała się za drzewami. Zrobiłam to samo chcąc uniknąć kul. Po chwili wyłoniłam się zza drzewa, wycelowałam w wolnego mężczyznę i strzeliłam trafiając go w ramię. Nie musiałam być prezycyzjna, bo moje kule były na tyle śmiercionośne, że nawet postrzał w nogę był dla nich śmiertelny. Laura opracowała specjalną truciznę składającą się z jarzębu, popiołu górskiego oraz wielu innych ziół.
Zostało dwóch. Schowana za drzewem czekałam na ich strzał, bym mogła wyczuć ich technikę, jednak tak się nie stało. Gdy wyszłam zza drzewa, ktoś złapał mnie za włosy i pociągnął do tyłu przewracając mnie. Krzyknęłam z bólu, a nade mną stało dwóch wilkołaków.
- Ale z ciebie idiotka.- rzucił chyba alfa.- Serio myślałaś, że ty i twoja głupia koleżanka pokonacie stado łowców? Wiesz dlaczego tak się nazywamy? Bo umiemy tropić, jesteśmy łowcami. Gdy jeden z nas stał się wilkołakiem zabił swoją alfę i sam stworzył stado. Ugryzł resztę. Tym łowcą jestem ja.- wyznał dysząc ciężko.- Nie pokonacie alfy.
- One nie.- odezwał się ktoś za nimi. Gdy tam spojrzałam zobaczyłam wujka Scotta, którego oczy świeciły na czerwono.- Ale ja tak.- wyznał, po czym zaatakował afe łowców. Z kolei ja chwyciłam z powrotem za broń, która mi wypadła i wycelowałam w jego betę.
- Czekaj!- krzyknął, ale ja bez zastanowienia pociągnęłam za spust. Wilkołak upadł z jękiem na trawę, więc wstałam i podbiegłam do walczących ze sobą alf. Wuj był bardzo silny. Kopnął go w brzuch, a następnie powalił na ziemię. Wtedy ja naładowałam ostatnią kule i wycelowałam w mężczyznę.
- Heather, czekaj.- powiedział McCall wyciągając w moją stronę rękę.
- Na co?! Zabił mi ojca!- krzyknęłam w przepływie emocji.
- Bo jest złym człowiekiem. Ty taka nie jesteś. Nie musisz go zabijać.
- Nie muszę? Jak inaczej uciszę to, co czuje? Ten krzyk, te strzały, tą rozpacz o wyrzuty sumienia?
- Musisz żyć. Po prostu żyć.- mówił patrząc mi w oczy. Mój wzrok wędrował to na wuja, to na alfę, która krwawiła w kilku miejscach po walce. Był słaby, wystarczyło strzelić.- Zabicie go nic nie da. Będzie mordować każdego, kto ci odpadnie. Nigdy tego nie zatrzymasz. Ale możesz to przerwać teraz.
- Nie mogę.- powiedziałam drżącym głosem.
- Znasz naszą historię. Wiesz więcej niż powinnaś. Wiesz jak zginęła Allison Argent.- stwierdził, na co ja przytaknęłam przypominając sobie swoje sny.- Myślisz, że nie chciałem jej pomścić? Zabić nogitsune, twojego ojca i wszystkich, którzy przyłożyli do tego rękę? Chciałem, ale cieszę sie, że tego nie zrobiłem. Nie wiem kim byłbym teraz, gdybym ich zabił.
- Zabiłeś nogitsune.
- Nie, powstrzymałem go. I to nie sam. Straciliśmy wielu. Ale zawsze kierowała nami jedna zasada. Nie zabijać. Nigdy. Dlatego jestem prawdziwym alfą. Gdybym zabił nogitsune, to moje oczy zmieniłyby się na niebiesko. To piętno, które przypomina o odebraniu komuś życia.- wyjaśnił, ale ma wciąż obserwowałam rannego mężczyznę.- Tato nie chciałby, żebyś go zabiła. Ja też tego nie chce.
- Ojciec też zabił.
- W samoobronie. Ty to robisz, by uciszyć to, co masz w głowie. Myślisz, że to dlatego, bo ci go zabili. Masz to w głowie, bo nie umiesz pogodzić się ze stratą. Odcinasz się od bliskich, ranisz siostrę, okłamujesz wszystkich. Nawet Liama.
- To on ci powiedział o tym, że zabijam?- spytałam płacząc.
- Nie musiał nic mówić. Od pogrzebu jesteś inna. Widzę to. Znam cię przecież od dziecka. Widziałem cię w szpitalu po urodzeniu. Byłaś taka niewinna. Dalej taka jesteś.
- Zabiłam już dziewięć osób.- wyjaśniłam.- Jestem mordercą bez względu na to, czy go zabije, czy nie.
- Nie prawda. Jeśli go oszczędzisz, to wróci dawna Heather. Przysięgam, że tak będzie. Głosy mogą jeszcze przez jakiś czas być w twojej głowie, ale znikną. Wierz mi.- zapewniał mnie wuj, na co ja wzięłam głęboki oddech.
- Brakuje mi go.- wyszeptałam, co ten z pewnością usłyszał. Uśmiechnął się lekko.
- Mi też. Zawsze był przy mnie, a teraz jestem wrakiem, jak ty. Może oboje damy radę jakoś się otrząsnąć.- powiedział, a mój pistolet delikatnie opadł, aż w końcu puściłam go na ziemię. Po policzkach spływały mi łzy, których nie mogłam zatamować. To wszystko siedziało we mnie od pogrzebu. Ten żal, ten gniew. Teraz to wszystko puściło, a ja byłam załamana. Wuj spojrzał na wilkołaka, po czym ukląkł przy nim.- Nigdy tu nie wracaj. Jeśli dowiem się, że tu wróciłeś, a wierz mi, że się dowiem, to już nie one, a ja cię zabije. Rozumiesz?- spytał, na co łowcą przytaknął. Wtedy wuj podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. W jego ramionach czułam się bezpiecznie, choć nie tak, jak czułam się w ramionach ojca.- Musisz jeszcze coś zobaczyć.- wyszeptał mi do ucha, po czym wbił w mój kark pazury. Cofnęłam się do tego dnia. Byłam w moim domu, a na podłodze leżał mój ojciec. Jednak tym razem obraz ten był wyraźniejszy, a słowa czystsze.
- Kwiatuszku, nie rób tego.- wyszeptał słabym głosem.- Nie dla mnie. Wiesz, że będziesz później tego żałować.
Wróciłam do lasu. Patrzyłam w oczy wujkowi, który widział to samo, co ja.
- Wracajmy do domu.- rzucił, po czym poszliśmy po siedzącą przy drzewie Laurę i pojechaliśmy do domu McCallów. Ledwo przeszliśmy przez próg mieszkania, gdy podbiegła do nas moja mama. Objęła mnie za szyję widocznie zapłakana.
- Gdzie byłyście? Martwiłam się. Maddie mi wszystko powiedziała.- mówiła, a za jej placami stanęła moja siostra.- Co się dzieję? Proszę, powiedz mi. Chce co pomóc.
- Mamo...- zaczęłam trzęsącym się głosem.- Przepraszam. Nie mogłam mu pomóc.
- Wiem kochanie. Wiem.- wyszeptała gładząc moje włosy. Odsunęłam się od mamy i podeszłam do Madelaine, która patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Przepraszam siostrzyczko.- wypaliłam, na co ta prychnęła. Wiedziałam, że ją zraniłam, ale teraz tego żałowałam.
- Głupek z ciebie.- rzuciła, po czym złapała mnie za rękę gładząc ją kciukiem.- Siostro.- po tych słowach uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Następnie podeszłam do Liama, który siedział na schodach obserwując całe zdarzenie.
- Nic nie mów.- odezwał się wstając. Objął mnie za szyję, po czym ja położyłam swoje dłonie na jego klacie wtulając się w niego. Po chwili złapał mnie za brodę, bym na niego spojrzała.- Będę cię kochać, choćbyś zrobiła największą głupotę w swoim życiu.
- Właśnie prawie to zrobiłam.- stwierdziłam wycierając policzki. Ten cicho prychnął, po czym pocałował mnie w usta dając mi znak, że nie chce o nic pytać. Po prostu kontynuował pocałunek kojąc moje zranione serce.- Kocham cię.- wyszeptałam między pocałunkami.
- I ja ciebie.- odpowiedział, po czym znów złączył nasze usta.
To moja historia. A co było dalej? Nie powiem, że dalej życie było łatwiejsze, bo to nie prawda. Każdy dzień to była walka, ale udało się. Przeżyłam te walki. Każda z osobna. Po prostu żyłam.

            KONIEC KSIĄŻKI

Boże, aż płakać mi się chce. To koniec książki, która pisze już bardzo długo. W sumie to łącznie z pierwszą częścią to rok. Rok! Tyle żyje ship Nat x Stiles ♥️😭 Jeśli czytacie od początku to proszę was o jedno, ten ostatni raz napiszcie komentarz z momentem, który zapamiętacie z mojej książki. Jeden, a może więcej. Będę wam wdzięczna, bo to pokaże, co stworzyłam. To naprawdę dużo. Dla mnie. Dla was. Kocham was wszystkich, choć was nie znam. Dziękuję wam za każdą ocenę, za każdy komentarz.... dziękuje.

PS: Jeśli macie mało mojego pisania to zapraszam do mojej innej książki o teen wolf (,,Live to be with you") zapraszam serdecznie ♥️

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz