Rozdział 21

682 55 10
                                    

*Stiles
W jednej chwili poczułem zimną wodę na moim nagrzanym ciele.
- Co do cholery?!- krzyknąłem zdziwony takim stanem rzeczy. Gdy przetarłem oczy zobaczyłem Scotta trzymającego w dłoniach wiadro.- Porąbało cię?- spytałem spokojniej przekręcając się na brzuch.
- Za dziesięć godzin masz ślub.
- Mam kaca.
- No właśnie. Musisz się ogarnąć.- stwierdził zrzucając mnie z łóżka, na co ja wydałem z siebie jęk. Następnie przyjaciel podał mi szklankę z wodą i cytryną, którą szybko pochłonąłem.
- Odwaliłem coś wczoraj?- spytałem w końcu, a po jego minie wiedziałem, że tak.
- Tańczyłeś na stolikach, zarywałeś do równie pijanego Masona i wylądowaliście w rowie przed klubem zarzygani.
- Szlag.- rzuciłem pocierając z zażenowania oczy.
- Mogło być gorzej. Najlepiej chyba bawił się Theo.
- To znaczy?
- Został w klubie z tą brunetką.
- Może ma nam coś do opowiedzenia?- spytałem ze śmiechem.
- Jak tam skacowany pan młody?- spytał mój ojciec, który właśnie wszedł do środka.
- Chyba raczej wrak pana młodego.- poprawił go ze śmiechem Scott.
- Nie prawda. Świetnie się czuje.- mówiłem, choć sam w to nie wierzyłem.- Mam tylko lekki ból głowy.
- Tia, na stole masz śniadanie i leki przeciwbólowe na głowę.- wyjaśnił mi rodzic.- Ja jadę po bukiet dla Nataszy, a ty się ogarnij.
- Jasne.- rzuciłem, więc ten wyszedł do salonu. Próbowałem wstać, ale nie byłem w stanie. Chciało mi się rzygać, a ból głowy nie pomagał. Spojrzałem znów na przyjaciela, który śmiał się z mojej osoby.
- Lekko boli cię łeb? Lepiej weź jakieś proszki, bo nie dojdziesz do ołtarza.- zażartował, a ja rzuciłem mu gniewne spojrzenie. W końcu wstałem i poszedłem zjeść posiłek, który był ważny bym mógł wziąć leki. Następnie godzi y leciały jak szalone, aby ostatecznie zatrzymać się w chwili wyjazdu do kościoła. Stałem przed ołtarzem obserwując jak goście zasiadają w ławkach. Obok mnie stał Scott, który był moim drużbą.

*Natasza
Miałam na sobie suknie ślubną, ułożone włosy i makijaż. Wszystko było gotowe. Stałam przed lustrem przyglądając się sobie. Wtedy wróciła do mnie moja wizja ujrzana w lustrze. Zakrwawiona suknia ślubna. Modliłam się, żeby dziś nic się nie stało, żeby wszystko było normalne. Chociaż dzisiaj.
- Gotowa?- spytał Stylinski, który miał mnie i mamę zawieźć do kościoła.
- Tak...chyba tak.- powiedziałam poprawiając kosmyk włosów opadający na moją twarz.
- Wszystko dobrze? Wyglądasz na zdenerwowaną.
- Możemy gdzieś jeszcze pojechać?- spytałam nagle, na co szeryf się zdziwił.
- A gdzie konkretnie?
- Na cmentarz...ojciec bardzo by się cieszył w ten dzień, a...- urwałam czując jak pchają mi się na oczy łzy. Teść tylko podszedł i mnie objął.
- Dobrze. Byłby z ciebie dumny. Z was. Ja z twoją mamą jesteśmy dumni. Jesteście tacy młodzi, a świetnie sobie radzicie.
- No nie wiem.- rzuciłam powstrzymując łzy.- Ostatnie tygodnie były ciężkie.
- Ale daliście radę. To jest ważne w małżeństwie. Żeby się wspierać w trudnych chwilach. Będziecie szczęśliwi.
- Już jesteśmy.- stwierdziłam wycierając łzę z policzka.
- Twoja mama mnie zabije. Rozmazałaś się.- rzucił półżartem, na co ja zaczęłam się śmiać przez łzy. Gdy zeszliśmy na dół, moja mama szybko spostrzegła, że wycieram policzki.
- Coś jej nagadał?- spytała wściekła na Stylinskiego.- Musimy poprawić makijaż...
- Nie trzeba mamo. Musimy już jechać.- mówiłam łagodnie, więc ta odpuściła. Tak, jak prosiłam szefa pojechaliśmy wpierw na grub taty. Mama ciągle martwiła się, żebym nie poplamiła sukni, ale dla mnie nie była ona aż tak ważna. Najważniejsze było dojście do odpowiedniego nagrobku. Pomogliśmy się w ciszy, a następnie odezwał się szeryf.
- Może chodźmy powoli do auta?- spytał moją mamę, najwidoczniej domyślając się, że chce zostać sama. Ta przytaknęła i we dwójkę się oddalili. Zapaliłam znicza, a następnie przetarłam dłonią po brzegu płyty nagrobnej.
- Szkoda, że cię tu nie ma tato.- wyszeptałam.- Tęsknię za tobą. A mała będzie wiedzieć, że oddałeś życie za tamtego chłopaka...- mówiłam zalewając się łzami. Nie próbowałam ich nawet powstrzymywać. Nie było sensu. Makijaż i tak poprawie przed kościołem, a musiałam dać wypust emocjom.- Stiles będzie dobrym mężem. Kocha mnie i małą...będzie wspaniałym tatą. Takim jakim byłeś ty. Zawsze cię szanował, choć ty początkowo go nie lubiłeś.- stwierdziłam śmiejąc się, ale wtedy coś we mnie pękło.- Proszę daj mi siłę, bo jest ciężko. Nie...nikt nie wie, jak bardzo cierpię, a nie mogę tego powiedzieć, bo i tak są nadopiekuńczy. Coś się stanie tato. Ktoś dzisiaj umrze. A ja nic nie mogę z tym zrobić.- dodałam chowając twarz w dłoniach.- Nie chce tego wiedzieć. Powinnam im powiedzieć? Błagam pomóż mi.
- Nat!- zawołała mnie mama, więc wstałam i ostatni raz dotknęłam płyty.
- Pomóż mi.- wyszeptałam i ruszyłam w stronę wyjścia z cmentarza. Mama na szybko poprawiła mi makijaż. W końcu byliśmy przed kościołem. Chciałam się odezwać, powiedzieć o wizji, ale nie chciałam zaburzać spokoju rodziców i gości. I Stilesa. Mama weszła do kościoła, a ja zatrzymałam się przed wejściem czekając na tatę. Gdy Stylinski stanął obok mnie, podał mi rękę i ruszyliśmy do ołtarza. Na końcu drogi zobaczyłam mojego narzeczonego. Był bardzo elegancki, a na jego twarzy dostrzegłam szczery, choć skromny uśmiech. Gdy doszliśmy do ołtarza teść ucałował mnie w policzek i oddał Stilesowi, który również mnie ucałował. Obok nas stali Scott oraz Lydia. Nasze drużby. Podszedł do nas ksiądz i zaczął się ślub.

- Ja Natasza Lake biorę sobie ciebie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...- urwałam zakładając na palec chłopaka obrączkę. Wtedy dotarły do mnie wypowiedziane słowa. Uczciwość. Muszę mu powiedzieć o wizji.- Oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci.- dokończyłam. Znów myśląc o moich słowach. Do śmierci, która może nadejść chwila moment.
- Ja Mieczyslaw Stylinski biorę sobie ciebie za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...- mówił zakładając teraz mi obrączkę na palec obok pierścionka zaręczynowego.- oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci.- dokończył, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Możecie się pocałować.- oznajmił kapłan, a Stiles objął mnie i pocałował, na co goście zaczęli klaskać i wiwatować. Spojrzałam w oczy Stilesa, mojego męża, które w każdej chwili mogły zgasnąć...albo moje mogły zgasnąć i więcej nie spojrzeć w jego brązowe źrenice.

Heeeeeeeeeeeeeeeeej!!!!!
Mamy ślub!!!!!!
W końcu ♥️ tak się cieszę
Już od dawna planowałam tą chwilę i liczę, że was nie zawiodłam
Napiszcie proszę, co sądzicie o tym rozdziale
Jest za bardzo ckliwy, czy przeciwnie jest wzruszający???
Pamiętajcie, że miłość pomaga przeżyć najtrudniejsze sytuację😘😘😘

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz