Rozdział 86

310 16 6
                                    

- Nie wiem.- odpowiedziałam patrząc w podłogę. Od godziny siedziałam na komisariacie, gdzie dziadek i jego zastępca przesłuchiwali mnie, próbując wyciągnąć jakieś szczegóły, które mogły pomóc.- Nikogo nie widziałam.
- Czy ktoś mógł was śledzić?- spytał pan Jordan.
- Chyba nie.- siedziałam poprawiać dół swojej czarnej sukienki.
- Heather, wiem, że się stresujesz pogrzebem, ale to bardzo ważne. Musimy wiedzieć, skąd łowcy wiedzieli gdzie mieszkacie.- wyjaśnił mój dziadek.
- Spytajcie Ally, albo Liama. Ich też zaatakowali.- rzuciłam, po czym poczułam przeszywający ból głowy, jak zawsze po ciężkiej nocy pełnej przeszłości.
- Chcesz wody?- spytał znów Stylinski, na co ja przytaknęłam gestem głowy. Dziadek wyszedł, a ja byłam skazana na jego zastępcę, który był trochę starszy od mamy. Wyglądał na miłego, ale ten dzień był bardzo ciężki dla każdego z naszej rodziny. Pogrzeb ojca. Nie chciałam tam iść, bo pożegnałam się z nim jeszcze w naszym domu. Nie mogłam jednak zawieść mamy.
- Nie wyglądasz najlepiej.- odezwał się nijaki Parish, na co ja wzruszyłam ramionami.- Przyjaźnisz się z Allison Martin, prawda?- spytał, co sprawiło, że podniosłam na niego wzrok.
- I co z tego?
- Będzie na pogrzebie?
- Pewnie tak. Jak wiele innych ludzi.- wyjaśniłam łapiąc za róg sukienki.- Każdy go podziwiał.
- Fakt. Nawet taki twardziel jak Theo Reaken.
- Znasz wujka Theo?- spytałam zdziwiona.
- Niezbyt. Ale słyszałem o nim.
- Dlaczego pytał pan o Ally?
- Bez powodu.- stwierdził, gdy do gabinetu wrócił mój dziadek z kubkiem wody. Wzięłam go z jego rąk i wypiłam kilka łyków.
- Skończmy na dzisiaj.- powiedział starszy mężczyzna patrząc na moją obojętną minę.- Zbieraj się. Mamy jeszcze odebrać kwiaty.
Po kilku minutach byliśmy w kwiaciarni, z której udaliśmy się prosto na cmentarz, na którym jest pochowana moja babcia, matka mojego ojca. To właśnie obok niej miał zostać pochowany mój tata. Przed wejściem na plac spotkaliśmy rodzinę McCallów.
- Nat i Maddie pojechały po księdza...zaraz będą.- wyjaśnił wujek Scott.
- Poczekamy na nie na miejscu.- zaproponował dziadek, po czym ruszyliśmy wolnym krokiem na plac. Już z daleka widziałam wóz i wystającą z niego trumnę. Zatrzymałam się spanikowana, co nie uszło uwadze Liamowi, który szedł obok mnie.
- Nie mogę. Nie pójdę tam.- wyszeptałam ze łzami w oczach. Chłopak złapał mnie za rękę, a następnie głęboko odetchnął zachęcając mnie do zrobienia tego samego.
- Będę tuż obok.- powiedział. Po chwili ruszyliśmy za bliskimi. Ludzie zaczęli się schodzić. Ci, których znałam, ci znani mi tylko z widzenia oraz ci, których nie kojarzyłam w ogóle. Patrzyłam tylko za mamą i siostrą, które dojechały jako ostatnie. Stanęły obok mnie z przodu, a ksiądz zaczął się modlić nad grobem. Mama obejmowała nas obie chcąc nas wesprzeć...a może głównie wesprzeć tym siebie. Nasze łzy kąpały na suchą, jesienną trawę, która za kilka miesięcy miała się odrodzić. W przeciwieństwie do mojego taty. Jego nic już nie przywróci. Patrzyłam jak wkładają trumnę do dziury, a później ją zasypiają. Słyszałam modlitwę tłumu i słowa kondolencji. Z szoku ocknęłam się dopiero, gdy tłum zaczął się rozchodzić. Stałam przed grobem ojca patrząc ślepo w nicość. Spojrzałam w lewo, gdzie moja mama i Maddie dziękowały innym za przybycie oraz odbierały kondolencje. Po chwili jednak spuściłam wzrok. Nagle usłyszałam kroki obok, a gdy tam spojrzałam zobaczyłam nieznane mi twarze.
- Heather, chce ci kogoś przedstawić.- powiedziała słabym głosem moja mama wskazując na trzy osoby obok nas. Był to wysoki mężczyzna z dosyć bladą cera, zarostem i ciemnymi włosami. Przy jego boku stała śniada kobieta oraz najwidoczniej ich córka. Miała mniej więcej tyle lat co ja, a jej blada cera i czarne włosy podkreślały jej atuty. Dopiero po chwili przyglądania się mężczyźnie zdałam sobie sprawę, że skądś go znam. Ze snów.- To Derek Hale.- wyjaśniła moja matka wskazując na czarnowłosego.- I jego rodzina.
- Przyjmij nasze kondolencje.- powiedziała mulatka widocznie szczerze. - Twój ojciec...- zaczął mężczyzna, ale ja szybko mu przerwałam.
- Nie żyje. A ja pana nie znam, co oznacza, że od wielu lat nie mieliście kontaktu. Więc co tu robicie? Przyjechaliście na herbatkę?
- Heather...- wtrąciła się moja mama.
- Przepraszam.- wyszeptałam powstrzymując łzy.- Nie chciałam być nie grzeczna.
- Nie byłaś.- stwierdził Derek Hale.- Faktycznie, od wielu lat tu nie byłem. Może dlatego, że wierzyłem w to, że pozostawiam miasto w dobrych rękach. A może dlatego, że Beacon Hills kojarzy mi się z bólem, który muszę dźwigać. Nie mniej pamiętam jak się urodziłaś. Stiles był taki szczęśliwy, że z trudem musiał zmusić się do wrócenia na studia. Ale pewnie wynagrodził wam to przez kolejne lata. Bardzo was kochał.
- Wiem.- wyszeptałam wycierając mokry policzek.- Okazywał nam to cały czas.
- Szkoda, że nie było nam dane odwiedzić was wcześniej.- westchnął patrząc na grób.
- Ale teraz jesteście.- powiedziała moja mama, na co Hale ją objął, a potem zrobiła to jego żona. Patrzyłam na dziewczynę, która była cicha, ale nie zawstydzona. Czułam od niej pewność siebie, co bardzo mnie zaintrygowało.

*Allison
Wychodziłam wraz z mamą z cmentarza. To była przykra sytuacja dla nas wszystkich. Wujek zastępował mi ojca, którego nie miałam przez tyle lat. Czułam, że był mi bliski. Niestety nic nie trwa wiecznie. Nagle ktoś do nas podszedł.
- Cześć Lydia.- powiedział jakiś mężczyzna w czarnym garniturze, z odznaką na piersi.
- Jordan.- przywitała się moja mama, na co ja rzuciłam jej pytające spojrzenie.
- Ty jesteś Allison.- stwierdził patrząc na mnie.
- Tak.- odpowiedziałam spokojnie.- A pan kim jest?
- Twoim ojcem.- wyszeptała moja mama, a mnie przeszedł dreszcz. Spojrzałam w oczy Jordanowi. Był zestresowany, równie jak ja w tamtym momencie. Tego dnia pochowałam jednego ojca, a odzyskałam drugiego.





Heeej
Dziś trochę krótszy rozdział i dosyć późno, ale miałam dziś dużo nauki ♥️ mam nadzieję, że też płaczcie tak jak ja przy tym rozdziale 😥 żegnaj Stiles

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz