Rozdział 87

330 18 0
                                    

Wraz z wszystkimi bliskimi, którzy przejechali na pogrzeb, pojechaliśmy na kawę do pobliskiego baru. Gdy rodzice rozmawiali z Hale'ami o przygodach jakie wydarzyły się im przez ostatnie lata, ja siedziałam przy osobnym stoliku zastanawiając się nad moim panem, który jeszcze dzisiaj miałam wdrożyć w życie. Nagle obok mnie siadła ciemnowłosa Hale'ówna.
- Pomogę ci.- rzuciła, na co ja na nią spojrzałam.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Wiesz. Zobaczyłam to w twoich oczach na cmentarzu. Chcesz się zemścić na tych gościach.- wyjaśniła trafiając w punkt mojego rozumowania.
- Nie potrzebuje pomocy.
- A jak ich namierzyć? Podobno to wilkołaki, więc będą wiedzieć o tobie wcześniej zanim jeszcze się tam zjawisz.- stwierdziła, a ja westchnęłam ciężko.- Umiem ich wyczuć. Jestem w końcu wilkołakiem. Poza tym jak ich zabijesz?
- Mam pistolet. Kupiłam go kilka dni temu.- wyszeptałam.
- Zwykle kule ich nie ruszą.
- Wiem, nie jestem głupia. W końcu mój chłopak jest wilkołakiem.
- To jaki masz plan?
- W klinice pracuje mój wujek. Ma tam różne proszki i zioła. Między innymi wilcze ziele.
- Kumam, okradniesz go, namierzysz stado łowców i ich zabijesz.
- Dokładnie.- rzuciłam biorąc łyk kawy.
- Pomogę ci ich namierzyć. Mówię serio.
- Nie znam cię.- wypaliłam patrząc jej w oczy.
- Jestem Laura.- powiedziała podając mi rękę, na co ja podałam jej swoją.
- Heather.
Tak zaczęła się nasza przygoda. Nasza zemsta.

Szłam lasem chowając się w cieniu drzew. Wiedziałam doskonale, że nikt nie może mnie zobaczyć nim nie strzelę. Gdy ja przechodziłam z cienia na cień, Laura zwabiała wilkołaki w naszą pułapkę. Usłyszałam wycie mojej nowej przyjaciółki, co było naszej znakiem. Naładowałam broń, po czym wyskoczyłam z cienia mierząc do idących w moją stronę wrogów. Wymierzyłam tak, jak kilka dni temu na strzelnicy i...huk. Taki sam, który zabił mojego ojca. Naładowałam i...kolejny huk. Zrobiłem to kolejno pięć razy, tyle ile było osobników. Dziwne, bo miało ich być dziecięciu. Znów wycie, oznaczające koniec akcji. Schowałam broń za pas, po czym skierowałam się w omówione miejsce, gdzie czekała już moja wspólniczka.
- Ilu?- spytała Laura.
- Pięciu.- odpowiedziałam, na co ta przytaknęła.- Co z resztą?
- Nie wiem. Może się domyślili.
- Wątpię. Wracamy?
- Tak.- odpowiedziała, po czym pojechałyśmy taksówką do mojego nowego domu, jakim był dom McCallów.
- Gdzie byłyście?- wypaliła moja mama, która wraz z Hale'ami i McCallami stała w przedpokoju.
- Na spacerze.- wyjaśniłam krótko, po czym poszłam do pokoju Liama, gdzie ten oglądał jakiś film.
- Hej. Jak było w kawiarni?- spytał, na co ja zdjęłam buty i położyłam się obok niego.
- W porządku.- odpowiedziałam wtulając się w jego ciało, co zaskoczyło lekko chłopaka.
- Coś się stało?
- Nie.- odpowiedziałam. W rzeczywistości stało się. Wciąż czułam gniew, który miał zniknąć, gdy zabije stado łowców. Zabiłam już łącznie dziewięciu licząc z tymi, których zabiłam w zeszłym tygodniu. A jednak nic się nie zmieniło, albo wręcz mój gniew rósł z każdym morderstwem. Byłam u kresu wytrzymałości.
- Jesteś spięta.- stwierdził Liam, po czym zaczął jeździć palcami po moich plecach. Po chwili zatrzymał się przy moim pasku wyczuwając twardy przedmiot.- Co to jest?- spytał wyciągając broń.- Heather do cholery, co to jest?!
- Byłyśmy na strzelnicy. Nie jest prawdziwa.
- Tak? A jak strzelę sobie w łeb to przeżyje?- spytał zdenerwowany, na co ja zabrałam mu przedmiot i schowałam go pod łóżko. Następnie usiadłam na nim okrakiem całując jego usta.
- Nie mów nikomu. Proszę.- wyszeptałam.
- Po ci pistolet?
- Używam go na strzelnicy. Serio. Przecież bym nikogo nie zabiła.- mówiłam kłamiąc jak z nut. Wierzył we wszystkie moje kłamstwa. Niestety ja nie umiałam powiedzieć mu prawdy, a ten nie umiał dociekać. Po prostu odpuścił i oddał się namiętności. Jednak nawet gdy całował moją szyję ja myślałam o zemście, o tacie i o pistolecie, który znajdował się pod nami. Ostatnie cele. Byłam pewna, że jeśli z tym skończę to poczuje ulgę. Dlatego nie jadłam, nie spałam i nie dbałam o siebie. Chciałam to skończyć. Chciałam znów zacząć żyć.

Siedziałam przy stole popijając kawę. Czułam na sobie wzrok bliskich. Zwłaszcza wujka Scotta, który obiecał mieć mnie na oku. Wiedziałam o tym.
- Jakie plany na dzisiaj?- spytała Breaden mieszając herbatę.
- Pójdziemy z Heather pobiegać.- powiedziała jej córka.
- Codziennie to robicie. Może poszłabym z wami? Przydałoby się ruszyć z domu.- stwierdziła, a ja postanowiłam się odezwać.
- Dziś nie mam humoru na bieganie.- rzuciłam.
- Miałaś ciężką noc?- odezwała się moja mama. Ciężką? Nie wiem kiedy ostatni raz miałam normalną noc. Od wielu dni nie spałam. Nie mogłam.
- Mam zakwasy.- odpowiedziałam zbywając matkę.
- Może powinnaś się wykąpać? Zakwasy ci miną i się rozluźnisz.- zaproponowała mi ciotka Lydia, na co ja przytaknęłam. Wstałam od stołu i poszłam do łazienki, gdzie nalałam wody do wanny. Włożyłam palec do gorącej wody, która prawie wylewała się na kafelki. Po chwili wyjęłam dłoń i rozebrałam się, po czym weszłam do wanny. Nie było mi gorąco, choć woda parowała. Byłam jakby wypruta z wszelkich uczuć i bólu. Największy ból był w mojej głowie, która odtwarzała wciąż śmierć ojca. Oparłam ją o ręce, których łokcie leżały na brzegach wanny.
- Kwiat...uszku...Nie... rób... będziesz... później...- brzmiały ostatnie słowa ojca. Nie zrobię nic, czego później będę żałować. Robię to, co pomoże mi żyć, normalnie funkcjonować. Dlatego siedziałam w wannie sama ze swoimi myślami. Gdy z niej wyszłam opracowałam ostatni zamach, ostatnie morderstwo. Tylko tego pragnęłam. Ich śmierci.




Wybaczcie, że dluuuugo nie było rozdziału, ale miałam problemy z tym rozdziałem...mam nadzieję, że wam się podoba i niestety jest to ostatni rozdział Remember I still love you 😥 ale mam nadzieję, że końcówka będzie godna tych dwóch części ♥️

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz