Rozdział 42

554 45 4
                                    

Siedzieliśmy tak parę godzin przyglądając się zabawom naszych dzieci. Po tym czasie Scott i Malia postanowili wracać do domu, tak samo jak Lydia. Patrzyłam jak Heather żegna się z przyjaciółmi, a następnie wskakuje na ręce Scotta.
- Pa księżniczko.- powiedział do niej, na co moja puściła jego szyję i tak samo zrobiła z Malią oraz Lydią. Gdy wszystkich już pożegnaliśmy, nasi goście wyszli, a nasza córka poszła przejrzeć prezenty od nich. Tak ją nauczyliśmy, że z prezentami musi poczekać, aż goście wyjdą, aby spędzić więcej czasu z nimi, a nie przy nowych zabawkach. Urodziny kogokolwiek ze stada lub ich dzieci były wielkim wydarzeniem dla nas wszystkich. Zazwyczaj zjeżdżali się wszyscy znajomi. Tego dnia było podobnie. Ledwo nasi przyjaciele wyszli, gdy ktoś znów zadzwonił do drzwi. Akurat myłam talerze po torcie, więc Stiles wyrwał się do sprawdzenia kto przyszedł. Słysząc śmiechy wytarłam ręce i podeszłam do przedpokoju, w którym stał mój mąż i Theo, na którego brodzie widniał dosyć spory zarost.
- Hej Tasha!- zawołał widząc mnie, na co ja objęłam go za szyję. Rzadko się zjawiał. Zazwyczaj na urodziny Heather lub moje, święto dziękczynienia, Boże Narodzenie i Wielkanoc. To zaledwie kilka dni w ciągu całego roku. Gdy już się pojawiał nie mogliśmy się z nim rozstać. Od kiedy urodziła się jego chrzestnica stał się kimś więcej niż przyjacielem. Stał się częścią naszej rodziny, a my jedyną dla jego.
- Jak się masz?- spytałam gdy się od niego uwolniłam.
- Dobrze. Miałem być wcześniej, ale były opóźnienia w samolocie.- wyjaśnił, a na schodach usłyszałam głośne kroki naszej córki.
- Wujek!- krzyknęła widząc chłopaka. Szybko podbiegła do niego, po czym wskoczyła mu na ręce. Theo objął ją, a następnie obrzucił nią w powietrzu. Widząc to na niej twarzy pojawił się uśmiech.
- Ale ty już duża jesteś.- powiedział trzymając ją na rękach.- I włosy ci urosły.
-  Twoje też.- rzuciła dziewczynka patrząc na jego zarost. Ten wybuchnął śmiechem, a my ze Stilesem razem z nim.
- Mam coś dla ciebie.- wyszeptał podając jej torbę z prezentem. Dziewczynka uśmiechnęła się podekscytowana i zeszła z jego rąk. Nagle z kolorowej torby wyciągnęła śnieżną kule, w której środku widniał kojot.
- Ale śliczna.- powiedziałam klękając obok córeczki. Ta patrzyła jak zachipnotyzowana jak srebrny brokat opada na dół kuli.- Co się mówi?- spytałam ją cicho, na co ta podniosła wzrok na Reakena.
- Dziękuję wujku.- odpowiedziała, a chłopaka posłał jej szeroki uśmiech.- Mogę pokazać wujkowi Wilka?- spytała mnie, na co ja przytaknęłam. Heather zaśmiała się i pobiegła do swojego pokoju, a my skierowaliśmy się do salonu.
- Wilka?- rzucił w naszym kierunku przyjaciel.
- Tak, kupiliśmy jej psa.- wyjaśnił mu Stiles.
- Bardzo się ucieszyła.- powiedziałam.
- To oczywiste. Każdy kiedyś marzył o zwierzątku. Ja chciałem mieć papugę.
- Pamiętam. Miałeś obsesję na punkcie tych ptaków.- mówiłam ze śmiechem.
- Papugi są piękne.
- I ciągle gadają. Coś w sam raz dla ciebie.- rzucił sarkastycznie Stiles. Wtedy do pokoju wróciła nasza córka z pieskiem na rękach.
- Ale fajny.- stwierdził Theo biorąc go na ręce. Heather usiadła obok niego przyglądając się jak ten głaszcze psa.- A wiedziałaś, że psu lubią jak głaszcze się ich tu, za uchem?- spytał zaciekawiając dziewczynkę, na co ta zaprzeczyła gestem głowy.
- Napijesz się czegoś?- spytałam gościa.
- Może być kawa.
- Przecież i tak na ciebie nie działa.- rzuciłam. Odkryliśmy to kilka lat temu. To pewnie ma związek z tym, że kofeina działa jak alkohol, a ten nie działa na istoty nadprzyrodzone.
- Ale lubię jej smak.- rzucił wzruszając ramionami.
- Dlaczego na ciebie nie działa?- spytała Heather zaskakując nas tym pytaniem. Od jakiegoś roku włączył się jej tryb odkrywcy i bardzo często rzuca niewygodne dla nas pytania.
- Bo na niektórych kawa nie działa. Mają mocną głowę i mimo wypicia jej są jeszcze bardziej zmęczeni.- wyjaśnił jej ojciec, na co ta dała mu znak, że rozumie.
- Mogę łyka?- spytała gdy podałam Theo kubek z napojem.
- Jesteś jeszcze za mała.- stwierdziłam siadając obok niej.
- Nie prawda mam już 6 lat.- rzuciła oburzona.- Tato?
- Kawa jest nie dobra.- wyjaśnił jej łagodnie.- Mama też nie pije kawy.- dodał, na co dziewczynka cicho westchnęła.
- No dobra, lepiej opowiadaj jak w New Jersey.- zaczęłam rozmowę z przyjacielem. Od śmierci Hazel z nikim się nie związał, a jedyne osoby, które były z nim blisko to właśnie my.
- Nudno. Musicie do mnie kiedyś przyjechać.
- Sama nie wiem. Mamy tu pracę i mnóstwo obowiązków.- powiedziałam, na co ten rzucił mi wymowne spojrzenie.
- Daj spokój. Kilka dni wolnego nie zaszkodziłaby wam.- nalegał.- Poza tym tęsknię za wami.
- Zostaniesz w Beacon Hills?- spytał Stiles.
- Na kilka dni. Jak zawsze.- odpowiedział. Zawsze gdy tu przyjeżdżał odwiedzał najpierw nas. Później jechał do Scotta, Malii i Lydia, a kolejnego dnia szedł na plotki do Stylinskiego i mojej mamy. Ostatniego dnia udawał się na cmentarz, gdzie zapalał cztery znicze. Jeden na grobie siostry, drugi na tym mojego ojca, trzeci na Liama, a ostatni dla Hazel. To był jego rytuał. Odwiedzał najbliższe sobie osoby, w tym te, które odeszły.
- Możesz spać u nas. Zawsze śpisz po jakiś motelach. Zostań u nas.- zaproponował Stiles.
- Sam nie wiem...- zastanowił się Reaken.
- Proszę.- odezwała się Heather, a Theo już nie mógł powiedzieć nic innego jak:
- Dobra. Zostanę u was.- rzucił, a moja córka wtuliła się w niego szczęśliwa z takiej decyzji. Siedzieliśmy do późnego wieczoru wiedząc, że nasi rodzice przyjadą jednak jutro na kolacje, ponieważ teść dostał sporo papierkowej roboty na jutro. Stiles uspokoił go, że nic się nie stało i przełożyliśmy kolacje na kolejny dzień. Heather leżała na poduszce opartej o kolana chrzestnego, aż zasnęła, a my siedzieliśmy rozmawiając i pijąc drinki. Oczywiście na mnie i Theo nie działały, ale samo ich piciem sprawiało nam przyjemność.
- Pójdę zanieść Heather do pokoju.- rzucił nagle Stiles widząc, jak dziewczynka odpłynęła. Wstał i wziął ją na ręce, po czym skierował się na schody. Patrzyłam jak znikają na piętrze.
- Nigdy go nie lubiłem, ale wciąż szanuje go za to, jak wszystko ogarnął, gdy zaszłaś w ciążę.- wypalił Theo zwracając na siebie moją uwagę.- Ja nie wiem jakbym zareagował.
- Też byłam pod wrażeniem jego reakcji. Jest wspaniałym ojcem i mężem.
- Masz farta. Ty i Heather.
- Uwielbia cię. Często o ciebie pyta.
- Miło to słyszeć.- stwierdził spuszczając wzrok.
- W New Jersey miałeś zacząć od nowa. Znaleźć sens życia.
- Widziałaś minę Heather gdy tu przyjechałem? To jest mój sens życia. Ta mała księżniczka, która jest chyba jedyną osobą, o którą chce dbać, która chce chronić.
- To wróć do domu. Do Beacon Hills.
- To od dawna nie jest już mój dom. W New Jersey nikt nie patrzy na mnie jak na byłego mordercę. Jak na tego złego.
- Nikt tu tak cię nie postrzega.
- Mam inne wrażenie. Ale to nie ważne.- rzucił, gdy chciałam coś powiedzieć.- Jestem szczęśliwy z tego, co mam.
- Ale...
- Wiem co chcesz powiedzieć Tasha. Nie ma nikogo, kogo mógłbym pokochać i nie zranić go. Kto jak kto, ale ty wiesz o tym najlepiej.- stwierdził, na co ja prychnęłam.- Mylę się?
- Jesteś okropnie głupi Theo. Nikogo nie skrzywdziłeś. Ani mnie, ani Hazel. Nie ty ją zabiłeś.
- Nie mówmy o niej.- rzucił spuszczając głowę.- Nie umiem już kochać. Próbowałem, ale wciąż myślę o tym, że kogoś skrzywdzę. Mam dość krwi na rękach.- dodał, gdy do pokoju wrócił Stiles, a my ucichliśmy.
-  Przerwałem wam?- spytał niepewnie.
- Skąd.- rzuciłam posyłając Theo łagodne spojrzenie.- Rozłożę ci kanapę.
- Dzięki.- powiedział z lekkim uśmiechem.


♥️♥️♥️♥️♥️♥️

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz