Rozdział 46

514 48 2
                                    

Obudził mnie głos córki.
- Mamo, tatuś kazał cię obudzić.- powiedziała, na co ja spojrzałam na zegarek. Była godzina 8:30, a za pół godziny mam być w pracy. Poderwałam się do łazienki, gdzie w dziesięć minut umyłam się, ubrałam i pomalowałam. Następnie zeszłam na dół rzucając się od razu do ubierania butów.
- Nie zjesz?- spytał z kuchni Stiles. Spojrzałam w tamtym kierunku. Chłopak stał pilnując tostów dla Heather siedzącej obok przy stole.
- Nie jestem głodna.- rzuciłam zabierając klucze od jeepa i wychodząc z domu. To nie była prawda, ale chciałam uniknąć rozmowy ze Stilesem, która mogłaby dojść do następnej kłótni. Często się kłóciliśmy, jak normalni ludzie po małżeństwie, ale nie byłam pewna, czy tym razem tak szybko się pogodzimy.

*Stiles
Jadłem z Heather tosty myśląc o wczorajszej kłótni z Nataszą. Może i za bardzo naciskam na kolejne dziecko, ale to chyba zrozumiałe. Nie będziemy wiecznie młodzi, a i różnicy między dziećmi nie powinno być za dużo. Patrzyłem jak moja córka bierze do ręki kolejnego tosta z szynką i dokłada go na bok.
- Co robisz?- spytałem zdziwiony.
- Mama będzie głodna. Zaniesiemy jej śniadanie do pracy?
- Zobaczymy. Na razie jedz.- zachęciłem ją. Wiem, jak Heather jest za mamą i zawsze się o nią martwi. Fakt, że Nat jest bardzo wrażliwa sprawia, że córka chce ją pocieszać w każdej sytuacji. To urocze, ale i czasem nie odpowiednie. Nie chciałem, żeby wyczuła między nami zła atmosferę.
Drzwi do domu się otworzyły, a przez nie wszedł Theo.
- Nat właśnie odjechała?- spytał zdziwiony.
- Śpieszyła się do pracy.- powiedziałem znudzonym tonem. Ten podszedł do nas i przyjrzał się śniadaniu.- Skończyłaś jeść?- spytałem córkę, a ta przytaknęła gestem głowy.- To idź z Wilkiem na dwór dobrze? Na pewno chce się przewietrzyć.
- Dobrze tato.- rzuciła i pobiegła po psa.
- Co jest? Jesteś zmęczony, czy smutny?- spytał Theo biorąc do ręki tosta, po czym wkładając go do ust.
- Pokłóciliśmy się z Nataszą.- stwierdziłem bez zastanowienia. To była jedyna osoba, która nie miała swoich problemów i chętnie pomagała nam z naszymi. Gdy Heather miała kolki i nie mogliśmy przez to spać, to on zwołał przyjaciół, którzy na zmianę przez tydzień pilnowali małej, abyśmy mogli odpocząć. To jak się zmienił przez ostatnie lata utwierdza mnie w tym, że nikt nie urodził się złym, a stał się nim, oraz że może się zmienić, jeśli tylko będzie miał wsparcie, które go z tego wyciągnie. Dla Theo była to Natasza, która wierzyła w niego bardziej niż ktokolwiek inny, niż on sam.
- O co?
- O ciążę.- rzuciłem.
- Jest w ciąży?- spytał zdziwiony.
- Nie, ale twierdzi, że za bardzo naciskam na drugie dziecko.
- A robisz to?
- Nie wiem. Fakt, że obydwoje bardzo się staramy, ale...od pół roku nie wychodzi nam.
- Słyszałem o tym.
- O trudnym zajściu w drugą ciążę?
- Nie, o tym, że kobiety, gdy nie mogą zajść to się stresują i wtedy tym bardziej nie mogą zaciążyć.- rzucił rozsiadając się na krześle.
- To...co mam zrobić?
- Uspokój ją. Powiedz, że to się nie śpieszy. Nawet jeśli według ciebie to pilne.- dodał widząc, że chce coś powiedzieć. Słysząc to przytaknąłem.
- Kłamstwo źle na nas wpływa.
- To nie kłamstwo. Robisz to, żeby była spokojniejsza.
- Kiedyś Nat nie powiedziała mi, że łowcy chcą was zabić, żebym był bezpieczniejszy. W końcu się dowiedziałem i byłem na maksa wściekły.- wyjaśniłem, a ten przewrócił oczami.
- To nie jest to samo. To ciąża, a nie łowcy. Jeśli jej nie uspokoisz to Heather nie doczeka się braciszka albo siostrzyczki.- stwierdził, a ja zamilkłem biorąc łyk kawy.

*Natasza
Siedziałam w pracy już dobre sześć godzin. Był duży ruch, ponieważ to czas przeziębień. Ani na chwilę nie mogłam usiąść, tylko biegałam z sali do sali robiąc zastrzyki i opatrując rany.
- Natasza?- odezwała się moja koleżanka z pracy.- Możesz na chwilkę?
- Zaraz muszę lecieć podać leki temu z piętra.- mówiłam układając pudełka leków.
- Zajmę się tym. Chodź. W poczekalni ktoś na ciebie czeka.- powiedziała, na co ja zostawiłam wszystko i ruszyłam do poczekalni. Już z daleka zobaczyłam Stilesa, który trzymał za rękę Heather. Podeszłam bliżej, a mała wskoczyła mi na ręce.
- Co wy tu robicie?- spytałam obejmując córeczkę.
- Przynieśliśmy ci obiad.- powiedział mój partner.
- To był mój pomysł.- wyszeptała Heather, a ja mimo woli się zaśmiałam.
- Ale to ja ugotowałem.- powiedział Stiles z lekkim uśmiechem.
- Heather kup sobie batona w automacie.- rzuciłam podając jej pieniążka. Ta szczęśliwa poleciała na drugi koniec korytarza.
- Nie chce się kłócić.- odezwał się Stiles.- Dziecko może zaczekać.
- Jeszcze wczoraj byłeś za szybkim zapłodnieniem.- rzuciłam.
- Ale cię kocham i nie wiedziałem, że czujesz z mojej strony presje.- powiedział ciszej. Widziałam, że mówi szczerze. Po tylu latach umiałam wyczuć, gdy kłamie, a gdy mówi prawdę.- Przepraszam cię.
- Wiem, że chcesz mieć drugie dziecko...
- Ja? A ty nie?- spytał łagodnie. Patrzyłam jak w naszą stronę biegnie dziewczynka trzymająca w dłoni baton.
- Powinnam wracać do pracy.- rzuciłam odsuwając się od męża.
- Pogadamy wieczorem. Weź obiad. Na pewno jesteś głodna.- powiedział troskliwym głosem. Wzięłam więc torbę z jedzeniem, po czym pocałowałam córeczkę i wróciłam do pracy. Ledwo powstrzymywałam łzy. Stiles nigdy nie zrozumie co ja czuję robiąc testy, albo myśląc o tym, że każda nasza bliskość sprowadza się tylko do zajścia w ciążę. Kolejne godziny spędziłam w szpitalu, a wieczorem niechętnie wróciłam do domu. Zdjęłam buty, po czym rzuciłam się na kanapę zmęczona dzisiejszym dniem.
- Długo ci dzisiaj zeszło.- odezwał się Theo, który właśnie wszedł do salonu.
- Padam na twarz. Miałam tyłu pacjentów z przeziębieniem, że nie umiem ich zliczyć.
- Powinni siedzieć w domu i pić herbatę, a nie zatruwać ci życie.- stwierdził z uśmiechem.
- Dokładnie.- dodałam również się uśmiechając.- Gdzie Heather i Stiles?
- Mała śpi na górze, a Stiles musiał pojechać po coś na komisariat.- wyjaśnił spokojnym tonem.- Wyjeżdżam.
- Kiedy?- spytałam zdziwiona.
- Jutro. Potrzebują mnie w robocie.
- Dopiero przyjechałeś. Mówiłeś, że zostaniesz na dłużej.- mówiłam słowotokiem.
- Wiem, ale to niezależne ode mnie.- stwierdził.- Najchętniej bym został, wiesz o tym.
- Rozumiem.- wyszeptałam posyłając mu lekki uśmiech. Nagle z usłyszałam kroki za nami, a gdy obróciłam owe zobaczyłam moją córkę z mokrymi policzkami.- Heather? Kochanie, co się stało?- mówiłam, wyciągając do niej ręce. Ta cicho usiadła obok mnie i przytuliła się wciąż płacząc.
- Śniła mi się.- powiedziała przerażona.
- Kto?
- Jaszczurka. Taka duża jaszczurka z długim ogonem. Była taka straszna.- mówiła, a ja szybko przypomniałam sobie o Jacksonie i jego dawnej postaci.
- Już dobrze. Nie ma takich stworów.- uspokajał ją Theo, ale ja rzuciłam mu wymowne spojrzenie. Jeżeli faktycznie widzi przeszłe wydarzenia to mogła zobaczyć Jacksona, gdy ten zmieniał się w kanime. Czy to w ogóle możliwe?

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz