Rozdział 36

640 46 13
                                    

*Theo
Biegłem po szpitalu niosąc na rękach ranną Hazel. Krzyczałem prosząc o jakąkolwiek pomoc. Dziewczyna była bardzo słaba, a z jej brzucha leciała gęsta krew. Po chwili z jednej z sal szpitalnych wyszedł ojciec Liama.
- Co się stało?- spytał przerażony stanem dziewczyny.
- Ktoś... postrzelił ją w lesie.- skłamałem. Nie wiedziałem, czy Liam powiedział mu o wilkołakach, ale nie miałem czasu mu tego tłumaczyć. Wtedy najważniejsza była Hazel.- Proszę jej pomóc.- błagałem, więc mężczyzna przytaknął i kazał mi iść za nim. Niosłem ją przez kilka kolejnych metrów, aż lekarz kazał mi położyć dziewczynę na jednym z łóżek szpitalnych. Zrobiłem to, a następnie obok nas pojawił się drugi doktor i dwie pielęgniarki. Dziewczyna była bardzo słaba i nie mogła nic powiedzieć. Widziałem, jak uchodziło z niej życie. Złapałem ją za rękę, która tak jak moje była cała we krwi. Hazel patrzyła mi w oczy, co sprawiło, że chciałem krzyczeć, by jej pomogli. Doktorzy przyjrzeli się jej ranie, a ich miny były wymowne. Stan poważny.
- Zabierzecie ją do sali operacyjnej. Trzeba szybko usunąć kule i przytoczyć krew inaczej się wykrwawi.- wyjaśnił pielęgniarkom pan Dunbar.
- Mogę iść z nią?- spytałem przerażonym głosem, na co znajomy lekarz westchnął.
- Idź z nią i pielęgniarkami, ale gdy przyjdziemy będziesz musiał opuścić sale, byśmy mogli jej pomóc.- powiedział, na co ja skinieniem głowy się zgodziłem. Trzymałem ją za rękę idąc razem z paniami, które miały ją przygotować. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy w sali operacyjnej ukląkłem przy niej całując jej dłoń.
- Będzie dobrze. Pomogą ci.- mówiłem parząc na jej bladą twarz.
- Theo... boję się.- wyszeptała słabym, ledwo słyszalnym wręcz głosem.
- Będę zaraz za drzwiami. Nie bój się...będzie dobrze. Musi być dobrze.- powtarzałem uspokajając chyba bardziej siebie niż ją. Patrzyłem jak po jej policzku spływa łza. Sam ledwo się powstrzymywałem, by nie wybiec z płaczem z sali. Gdy pielęgniarki podłączały kroplówkę i odpowiednie urządzenia monitorujące jej funkcję życiowe, ja postanowiłem zabrać część jej bólu, który był bardzo silny. Sam nie mogłem przyjąć go w całości.
- Kocham...- zaczęła, ale nie dane było jej dokończyć, bo do sali weszło kilku lekarzy w maskach. Jeden z nich, którego rozpoznałem jako Dunbara złapał mnie za ramię dając mi znak, żebym wyszedł. Pocałowałem ją jeszcze raz w dłoń, wstałem i wyszedłem do poczekalni. To było najgorsze. Bezczynność. Mijały minuty, a ja powtarzałem sobie, że będzie dobrze, że zaraz wyjdzie Dunbar i powie, że jej stan jest stabilny. Oparłem ręce na kolanach przypominając sobie drastyczne wydarzenie.

*Retrospekcja Theo
- Scott!- krzyknąłem widząc człowieka celującego w Stilesa.
- Nie...!- krzyknął Scott, gdy w powietrzu rozległ się strzał. Było już za późno...kula leciała w powietrzu prosto na Stilesa, gdy obok mnie przebiegła Hazel. Zatrzymała się przed chłopakiem, przez co kula wbiła się w jej brzuch. Ta automatycznie się skuliła łapiąc się za ranne miejsce.
- Hazel.- wyszeptałem zszokowany. Co ona właśnie zrobiła? Ocknąłem się dopiero, gdy dziewczyna upadła na ziemię. Szybko do niej podbiegłem i wraz ze Stilesem zaczęliśmy uciskać ranę, z której sączyła się krew.- Coś ty zrobiła?- spytałem zdenerwowany.
- To co należało.- odpowiedziała.

*Theo
Schowałem twarz w dłoniach walcząc ze sobą by być dobrej myśli, gdy ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałem w tamtym kierunku. Natasza uśmiechała się pocieszycielsko, a obok niej stał Stiles, który zapewne też się martwił.
- Wolałbym być teraz sam.- powiedziałem ozięble, na co Nat dotknęła mojego ramienia.
- Nie powinieneś sam tu siedzieć.- stwierdziła. Spojrzałem na swoje dłonie, na których była jeszcze mokra krew dziewczyny. Natasza posłała swojemu mężowi wymowne spojrzenie.
- Powinieneś się umyć.- rzucił łagodnie. Wstałem i bez słowa poszedłem do toalety. Patrzyłem w lustro, w którym ujrzałem moją przerażoną twarz. Od czasu Tashy nie było nikogo, na kim by mi tak zależało. A teraz pojawiła się Hazel i mam ją stracić? Tak po prostu? Przekręciłem kurek zlewu i zacząłem powoli zmywać czerwoną ciecz z moich rąk, które się trzęsły. Wziąłem kilka głębszych oddechów chcąc się uspokoić, ale gdy to nie zadziałało krzyknąłem i uderzyłem z całej siły w lustro, które pod moim uderzeniem podpadło się na małe kawałki.
Po chwili wróciłem przed salę operacyjną, gdzie dalej byli moi przyjaciele. Usiadłem obok nich. Czekaliśmy kolejne parędziesiąt minut w ciszy, aż z sali wyszedł pan Dunbar. Miał twarz całkowicie pozbawioną emocji, a to mogło oznaczać tylko jedno.
- Straciła dużo krwi.- mówił niewzruszony.- Nie mogliśmy nic zrobić. Zmarła na stole operacyjnym.- dodał, na co ja wstałem i wściekły przywaliłem pięścią w ścianę, która w przeciwieństwie do lustra nie pękła.- Bardzo mi przykro. Miała jakieś bliskich?
- Nie. Z rodzicami nie miała kontaktu, a siostra nie żyje.- wyjaśnił mu Stiles.
- Theo?- spytał mężczyzna, na co ja spojrzałem w jego stronę.- Jeśli chcesz to możesz się z nią pożegnać.- powiedział. Spojrzałem na Tashe, która gestem głowy zachęciła mnie. Zgodziłem się i wraz z doktorem poszliśmy do wnętrza sali. Na środku stało łóżko, na którym jakąś godzinę temu położyłem dziewczynę, a na nim leżało bezwładnie ciało Hazel. Podszedłem do niej. Złapałem ją za zimną już dłoń, a lekarz wyszedł, by zostawić mnie samego. Miała zamknięte oczy i obojętną minę.
- Dlaczego?- wyszeptałem ze łzami w oczach.- Dlaczego tracę wszystkich, których kocham?- dokończyłem gładząc jej dłoń. Przecież jeszcze przed chwilą żyła, mówiła do mnie, a teraz leżała bez śladu życia. Przyjrzałem się jej. Smukłe ciało, śliczny nos, blade policzki i średniej długości brązowe włosy. Patrzyłem i nie mogłem uwierzyć, że ta dziewczyna już więcej się do mnie nie odezwie. Zaledwie kilka razy z nią rozmawiałem, nie zdążyłem jej poznać, a czułem, jakbym stracił kogoś bliskiego. Zakochałem się w niej. Przetarłem piekące od napierających łez oczy. Pocałowałem Hazel w usta myśląc ciągle o tym, jak bardzo chciałem kochać tą skomplikowaną dziewczynę. Wstałem i wyszedłem z pomieszczenia mając nadzieję nie spotkać nikogo znajomego. Chciałem zamknąć się w pokoju, aby przeżyć tą żałobę sam, jak zwykle, gdy kogoś tracę.

Heeeeeejcia moi kochani 😘
Zaczynamy nasz maraton związany z moimi siedemnastoma urodzinami 😊 życzę miłego czytania i wspaniale spędzonego dnia tak, jak ja go teraz spędzam ♥️ buziaczki

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz