Rozdział 56

536 32 15
                                    

*Retrospekcja wypadku
- Mówiłaś o tym mamie?- spytał kierujący mężczyzna.
- Tak, wie, że przyjedziemy.- odpowiedziała jego żona.
- Wie dlaczego?
- Dowie się na miejscu.- stwierdziła zerkając na córkę, która siedziała na tylnym siedzeniu.- W porządku kochanie?
- Tak. Kiedy będziemy u babci?- spytała dziewczynka o jasnych włosach.
- Za kilka minut.- rzucił jej ojciec zerkając na nią przez lusterko.
- Jakob!- krzyknęła kobieta widząc samochód jadący na nich. Mężczyzna wpadł w panikę i skręcił w prawo. Nie zdążył on jednak uniknąć zderzenia w konsekwencji czego samochód przekoziołkował po ulicy, po czym wpadł w rów. W powietrzu dało się słyszeć krzyk i płacz dziecka.
- Mamo?- spytała dopinając pasy.- Mamo?!- powtórzyła przerażona. Z czoła jej rodzicielki leciała krew, a ojciec był nieprzytomny tak samo, jak jego żona.- Tato! Mamo!- krzyczała, ale nikt jej nie odpowiedział. Bo kto by miał? Serca obydwu osób ledwo biły. Dziewczynka wyszła z samochodu, po czym poszła wzdłuż drogi szukając pomocy. Już nie wróciła.

*Stiles
- Mężczyzna zaznał, że gdy ich znalazł już nie żyli. Wezwał pomoc, ale było za późno.- wyjaśniłem towarzyszącym mi ojcu i jego zastępcy.- Nie wspomniał o dziecku, ponieważ nie było tam nic, co by wskazywało na jego obecność.
- Na kamerze widać Madelaine.- stwierdził mój ojciec opierając głowę o rękę.- Czyli masz rację. Jej rodzice zginęli.
- Trzeba sprawdzić w kostnicy...
- Co ty chcesz sprawdzać?- przerwałem zastepcy szeryfa.- Z zeznań świadka i nagrania wynika, że nie przeżyli wypadku.
- To co teraz? Co będzie z tą małą?- spytał mężczyzna, a ja posłałem ojcu pytające spojrzenie.
- Albo dom dziecka, albo adopcja.- rzucił zaskakując mnie przy tym.- Choć znając ciebie i Nat to będzie ta druga opcja.
- Muszę...zaraz wrócę.- powiedziałem kierując się na parking. Byłem zagubiony. Niby chcieliśmy mieć drugie dziecko, ale adopcja obcej dziewczynki to co innego. Nad naszą głową stała by prokuratura, sąd rodzinny i MOPS. Z drugiej strony nie chciałem porzucać tego dziecka. W pewien sposób związałem się z nim. Wziąłem głęboki wdech patrząc na tętniący życiem komisariat. Wtedy w głowie miałem tylko jedną myśl. Poradzić się przyjaciela. Wybrałem numer Scotta i poprosiłem go o spotkanie w klinice, w której pracuje. Ten zgodził się, choć w jego głosie wyczułem zdziwienie moim zachowaniem. Pojechałem do jego miejsca pracy licząc, że ten mi pomoże. Zawsze to robił.
- Cześć.- rzucił z uśmiechem.- Miło cię widzieć.
- I wzajemnie.
- O co chodzi?- spytał prostu z mostu.
- Mam...problem. Pewnie już wiesz od Malii o Madelaine?
- O tym dziecku, co mało nie wpadło pod samochód? Tak, coś wspominała.- stwierdził z uśmiechem.
- Jej rodzice nie żyją.- rzuciłem, na co ten spoważniał.- Zginęli w wypadku samochodowym.
- O matko. Co teraz?
- No właśnie. Są dwa wyjścia. Najłatwiejszym będzie zabranie jej do domu dziecka, gdzie będzie żyła w nędzy i samotności.
- Albo?
- Adopcja. Ja i Nat dostaliśmy chwilową adopcję nad Madelaine, więc jest szansa, że moglibyśmy się nią zająć na stałe.
- Boisz się?
- Jestem przerażony, ale wiem, że muszę coś zrobić. Jest taka bezbronna. Z resztą Nat jej nie odda. Ledwo się do niej przekonała.
- Skoro to postanowione to czemu tu jesteś? Co mam zrobić?
- Nie wiem.- stwierdziłem.- Upewniam się, czy dobrze robię.
- Chcąc zbudować dla niej dom i rodzinę? Oczywiście, że tak.- powiedział. Siedziałem u niego jeszcze kilka minut, po czym wróciłem do domu. Na mój widok Madelaine rzuciła mi się na szyję. Głaskałem ją po głowie mając w głowie to, co musiała przeżyć będąc w samochodzie. Mając ją przy sobie chciałem, by nic już nigdy jej się nie stało. By nie musiała znów przechodzić takiej tragedii.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić.- wyszeptałem do jej ucha.- Już nigdy.

*12 lat później
*Natasza
Kroiłam pomidora do kanapek zdając sobie sprawę, że zaraz wszyscy przyjdą na śniadanie. Gdy skończyłam odłożyłam półmisek z plastrami pomidora na stół i zalałam trzy herbaty i jedną kawę.
- Hej mamo.- usłyszałam, po czym poczułam jak ktoś całuje mnie w policzek.
- Cześć słońce.- odpowiedziałam widząc Heather, która zaczęła się bawić torebką herbaty podnosząc ją nad powierzchnię wrzątku i wkładając ją z powrotem.- Gdzie Maddie?
- Szykuje się.- odpowiedziała, gdy do kuchni wbiegł Stiles.
- Dzień dobry.- rzucił biorąc łyk kawy.
- Siadaj. Zrobiłam śniadanie.
- Nie zdążę. Jest nowa sprawa i muszę być zaraz na komisariacie.- wyjaśnił chwytając za gotową już kanapkę do pracy. Cmoknął mnie w usta, po czym ruszył do wyjścia.
- Pa tato!- krzyknęła za nim Heather, na co ten obrócił się i puścił jej oczko.
- Odwiozę was dzisiaj.- powiedziałam do niej, po czym ta wzięła jedną z herbat i zasiadła przy stole.
- Znając Maddie to i tak się spóźnimy.- rzuciła, na co cicho się zaśmiałam.
- Przecież już jestem.- usłyszałyśmy w progu kuchni.- Cześć mamo.- rzuciła siadając przy stole.
- Masz szminkę na ustach?- spytam widząc pod jej jasnymi włosami różowe usta.
- Skąd...- powiedziała zakłopotana.
- Jasne, pewnie dla Iana się tak stroisz.- zaśmiała się Heather, na co Madelaine kopnęła ją w kostkę. Mimo dwóch lat różnicy bardzo dobrze się dogadywały. Oczywiście to wymagało czasu. Pierwsze kilka lat po adopcji było trudnych. Ciągle odwiedziny opieki społecznej i brak czasu dla Heather. W końcu daliśmy radę zadbać i o jedną i o drugą z córek. Oczywiście Madelaine nie wie o biologicznych rodzicach. W końcu miała cztery lata, gdy to się stało. Nie pamięta za dużo z tamtego czasu, w tym także wypadku lub kogoś innego poza nami. Nie chcieliśmy, żeby czuła się gorsza. Heather zna prawdę. Tylko ona, nasi rodzice i przyjaciele. Nikt inny nie musi znać prawdy. Jest dla nas jak córka, a to jest najważniejsze.
- Mam dzisiaj nocny dyżur w szpitalu, a tato ma nową sprawę, więc...
- Będziemy same w domu.- dokończyła za mnie Madelaine.
- Możemy zaprosić Ally?- spytała drugą z dziewczyn.
- Jasne, ale chcę móc do czego wrócić.
- Nie przesadzaj. Przecież nic nie rozwalimy.- stwierdziła, na co ja posłałam jej wymowne spojrzenie.- Dobra, rozumiem aluzje.
- Świetnie, bo macie wraz z Liamem i Ally manie wpadania w tarapaty.
- A ty i tato to tacy święci byliście?- spytała unosząc brwi.
- Ja tak, a tato to wiecie, że lubił być w centrum wydarzeń.
- Wciąż lubi.- stwierdziła Madi.
- Ale on Może, bo pracuje w policji, a wy nie ganiajcie znów po rezerwacie szukając kłopotów dobrze?
- Mamo, to był jeden raz. Z resztą nie my rzuciłyśmy pomysł, a Liam. Wiesz, że Ally pójdzie za nim wszędzie, a ja chciałam ich pilnować.- wyjaśniła Heather biorąc gryza kanapki.
- Dobra, dobra. Jećcie, bo znów się spóźnicie.- rzuciłam, na co obie oddały się śniadaniu. Wzięłam łyk gorącego napoju, po czym dołączyłam się do posiłku.

Tam tara tam!!!!!
Mamy nowe bohaterki!!!!
Oficjalnie skupimy się na nowym pokoleniu ♥️♥️♥️♥️
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie, że nie pokazałam adopcji Madelaine i takich tam sytuacji. Po prostu doszłam do wniosku, że tamten temat można zamknąć i skupić się na...no właśnie, sami zobaczycie wkrótce 😊 zapraszam jeśli jeszcze nie zajrzeliście do mojej nowej książki ♥️ całuski

Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz