Rozdział 50

545 48 21
                                    

Leżeliśmy na łóżku czując jak rośnie w nas podniecenie. Może to alkohol, a może miękkie łóżko, ale przyznać trzeba, że było nam bardzo przyjemnie. Stiles leżał, a ja siedziałam na nim okrakiem. Zaczęłam zdejmować strój kąpielowy, a chłopak swoją koszulkę. Po chwili byliśmy nadzy schowani pod miękką kołdrą. Czułam, jak Stiles całuje moja szyję i jak zjeżdża pocałunkami na mój brzuch. Jednocześnie dotykał moich ud i pośladków. Już myślałam, że Stiles pójdzie o krok dalej, gdy ten wyciągnął z szafki nocnej prezerwatywy.
- Co ty robisz?- spytałam zdziwiona. Przecież chcąc zajść w ciążę nie używa się gumek.
- Sama mówiłaś, że mamy żyć po swojemu. Tak jak chcemy.
- Ale co z dzieckiem?- mówiłam, na co ten położył się obok.
- Nie chce żebyś czuła presję. Przez ostatnie dni dużo myślałem i...nie chce cię zmuszać do dziecka.
- Ale...- urwałam zdziwiona.- Chcesz mieć dziecko.
- Mam już jedno, a co do drugiego to sam nie wiem...może masz rację, że przez gadanie rodziców i przyjaciół się napaliłem, a tak naprawdę chcę żeby było jak teraz. Ty, ja i Heather. Z resztą jeśli mam zepsuć naszą relację, aby mieć dziecko, to wolę żeby było jak teraz, ale bez drugiego malucha.
- Jesteś...
- Niemożliwy?- spytał. Fakt, że często tak na niego mówiłam.
- Raczej wspaniały. Kocham cię.- wyznałam. Tą noc kochaliśmy się jakbyśmy byli znów nastolatkami ukrywającymi się przed rodzicami w moim pokoju. Było wyjątkowo. Nie mogłam uwierzyć, że dla mnie zrezygnował z dziecka...to ten jedyny, z którym naprawdę chcę spędzić całe życie.
Przez kolejne dni pływaliśmy w oceanie, zwiedzaliśmy Miami oraz piliśmy tamtejsze szejki, które w moim mniemaniu były przepyszne. Dużo też rozmawialiśmy, a noce w większości były nieprzespane, choć obydwoje woleliśmy czułości i pieszczoty niż sen. To miasto naprawdę na nas wpłynęło. Jeszcze przed wyjazdem nie byliśmy w stanie normalnie rozmawiać, a w Miami nie mogliśmy się od siebie oderwać. Z resztą nie tylko w Miami, bo i po powrocie do Beacon Hills byliśmy prawie nie rozłączni.
Po wylądowaniu pojechaliśmy do Lydii, aby odebrać od niej Heather. Ta widząc nas była bardzo szczęśliwa, a i my Nie kryliśmy wzruszenia. Ten tydzień mimo wspaniałych chwil był też trudny, ponieważ pierwszy raz jechaliśmy gdzieś bez naszej córki. Lydia również się ucieszyła z naszego powrotu i zaproponowała nam herbatę.
- Ale się opaliliście.- stwierdziła, gdy siedzieliśmy u niej na kanapie. Obok Stilesa siedziała Heather, która nie mogła się od nas odkleić.- I jak było?
- Świetnie.- rzuciłam posyłając jej krótkie spojrzenie.- Stiles, przyniesiecie z Heather pamiątkę z Miami?- spytałam, a ten się uśmiechnął i chwycił dziewczynkę za rękę.
- Chodź pomożesz mi.- wyjaśnił jej zabierając ją do naszego jeepa stojącego przed domem przyjaciółki.
- Więc? Opowiadaj.- mówiła Lydia, gdy ci opuścili pomieszczenie.
- Nie będzie drugiego dziecka.
- Znów się pokłóciliście?
- Nie...po prostu Stiles postanowił, że damy sobie z tym spokój przynajmniej na razie.
- Stiles? Ten Stiles, który chciał mieć dziecko teraz, zaraz?
- Yhm.- mruknęłam biorąc łyk herbaty.- Powiedział, że jeśli ma poświęcić naszą relację, żeby mieć dziecko to woli mieć tylko mnie i Heather.
- Zazdroszczę.- rzuciła z uśmiechem.- W ogóle też mam newsa.
- Jakiego?- spytałam, ale nigdy nie spodziewała bym się tego, co usłyszę.
- Parish wraca do Beacon Hills.
- Co? Skąd wiesz?
- Stylinski był kilka dni temu. Przywiózł Heather więcej ubrań i w ogóle i jakoś tak wyszło to w rozmowie.
- Musisz, że się z tobą skontaktuje?
- Nie wiem, ale dla mnie temat Ally i naszego związku jest zamknięty. Nie chciał jej.- mówiła szeptem.- Proponował mi aborcje.
- Rozumiem, ale minęło sześć lat.
- Nie dam mu się zbliżyć do Allison. Nie pozwolę, by namieszał w jej życiu.
- A mówiłaś jej o tacie?
- Tak, że nie żyje.- rzuciła z lekkim uśmiechem, a ja posłałam jej pytające spojrzenie.- A co miałam twoim zdaniem jej powiedzieć? Że ojciec się jej wyparł? Że zostawił nas same?
- Że wyjechał. Będzie miała do ciebie żal, jeśli się dowie o Jordanie.
- To się nie dowie.- wzruszyła ramionami.- Ty mówisz Heather wszystko?
- Nie, nie wszystko.- powiedziałam zaciekawiając przyjaciółkę.- Ma sny.
- Koszmary. Wiem, bo miała je gdy u nas spała.
- Śnił jej się Jackson jako kanima i wiele innych sytuacji, które prawdopodobnie były w przeszłości. Widziała też śmierć Allison.- wypaliłam, a w oczach Lydii pojawiły się łzy.
- Nikt o niej nie mówi od kiedy dzieci się urodziły.
- No właśnie. Więc skąd wie o niej?
- Ma...moc?- spytała, gdy do pokoju wbiegła Heather trzymająca w dłoni lalkę, którą jej kupiliśmy.
- Patrz ciociu co dostałam.- powiedziała podchodząc do Lydii.
- Śliczna.
- Dla ciebie też coś mamy. Za opiekę nad Heather.- stwierdził Stiles podając jej torbę z prezentem. Dziewczyna bez słowa chwyciła za torbę, z której wyciągnęła kolorową torebkę z nadrukiem oraz lalkę podobną do tej Heather.
- To dla Ally.- powiedziałam nawiązując do zabawki.
- Dzięki, ale nie musieliście. Przecież zajmowanie się waszą kruszynką to czysta przyjemność.- wyjaśniła nam z uśmiechem.
- Będziemy się zbierać.- powiedział nagle Stiles.
- Tak...Jesteśmy trochę zmęczeni po podróży.- dodałam wstając z kanapy.- Pożegnaj się z Ally.- rzuciłam do córki, która pognała do przyjaciółki. Ja objęłam Lydie, a Stiles wziął rzeczy naszej Heather. Po chwili wszyscy troje wsiedliśmy do jeepa i wróciliśmy do naszego domu.
- Jestem głodna.- stwierdziła nasza córka. Podeszła do lodówki, która zawierała niewiele składników. Rzuciłam mężowi wymowne spojrzenie.
- To może...- zaczął z uśmiechem, a ja przytaknęłam.
Nie minęła godzina, gdy pod nasz dom przyjechał dostawca pizzy. I nie minęło piętnaście minut, gdy po posiłku zostało tylko puste papierowe opakowanie. Leżeliśmy w naszej sypialni odpoczywając po długim locie. Obok nas leżała nasza córka, która jako pierwsza usnęła. Głaskałam jej głowę jednocześnie poprawiając kosmyki brązowych włosów, które bezwładnie opadały na jej czoło.
- Musimy jej powiedzieć.- wyszeptałam do męża, który również przyglądał się śpiącej dziewczynce. Gdy była młodsza nonstop patrzyliśmy jak jej klatka unosiła się i opadała. Bałam się wtedy, że ta może się zatrzymać i nawet tego nie zauważymy.
- To nie jest dobry pomysł. Jest za mała.
- Zawsze wychodzimy lepiej na szczerości.- stwierdziłam.- Wiedziałeś, że Jordan wraca do Beacon Hills?
- Tak.- rzucił krótko.- Tato coś wspominał. Cieszy się, bo bardzo na nim polegał.
- Szkoda, że Lydia nie mogła na nim tak polegać.- wyszeptałam.
- Boi się spotkania z nim?
- Bardziej boi się, że Allison się o wszystkim dowie. Powiedziała jej, że jej tato nie żyje.
- Bo dla niego nie żyje.
- Co ty mówisz?- spytałam zdziwiona.
- Też bym tak powiedział. Jest dobrym człowiekiem, ale w tej kwestii jest dupkiem. Taka osoba nie zasługuje by ktoś za nim wypatrywał i czekał, aż ten wróci.
- Ale to jej ojciec.
- Może genetycznie, ale mówiąc szczerze to już ją bardziej byłem ojcem dla Ally niż on. Nawet nie wie, że to córka. Nawet nie wie, czy urodziła, czy doszło do komplikacji. Nic go nie obchodzi. I taki ktoś ma być jej ojcem?- spytał, a ja przytaknęłam gestem głowy.
- Masz rację, ale powinna wiedzieć, że ma ojca, że ten żyje.
- Żeby wypatrywała go? A jeśli spotka Jordana to rzucił się mu na szyję?
- To i tak wyjdzie i będzie mieć żal do Lydii.
- To już jej sprawa.- stwierdził.- Nie myśl o tym... Lydia wie, co robi.
- Pewnie tak.- rzuciłam patrząc znów na Heather.- Ale naszą córka musi znać prawdę, której jest częścią.
- Jeszcze nie teraz. Jak będzie starsza to jej powiemy. Nie zrozumie tego świata. Będzie jeszcze bardziej się bać.
- Liam i Iam się nie boją.
- Bo są jak Scott. To ich się boją. Nasza córka ma jeszcze czas.- powiedział zerkając na Heather, która błogo spała. Przegładziłam jej policzek, po czym sama usnęłam.

Dobra środa😂♥️
Jak wam się podoba nowy rozdział? Jest tu tyle słodyczy, że aż się rozpływam z każdym kolejnym zdaniem. Też tak macie??? 🧁🍰🍨🍦🍩🍫🎂🥧🍡🍭



Remember I still love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz