Rozdział 7

401 21 8
                                    

    Niall's Pov

Stukałem palcami o blat wyspy kuchennej, w drugiej trzymając mopa. Podłoga wyschła już dobrą godzinę temu, jednak ja siedziałem jak spetryfikowany. Przed sobą miałem talerzyk z brązową papką, która wcześniej była kawałkiem czekoladowego ciastka. Teraz bezkształtna miazga wydawała tylko mlaśnięcia, gdy maltretowałem ją widelcem. Brzuch odezwał się, dając mi znać, że nie zniesie dłużej mojego załamania i czas w końcu coś zjeść, jednak starałem się ignorować uczucie głodu. Miałem nadzieję, że Harry wróci dzisiaj wcześniej niż wczoraj.

Właśnie, Harry. Ostatnio miałem wrażenie, że oddalamy się od siebie. Wiedziałem, że bycie policjantem to praca 24/7, jednak mimo wszystko brakowało mi go. Nie raz chciałem na niego zaczekać, jednak moje zmęczenie zawsze brało górę i zasypiałem na kanapie. Jedynym znakiem, że w ogóle nocował w domu było dla mnie to, że budziłem się w łóżku, do którego przenosił mnie po powrocie do domu. Co rano zostawiał mi na lodówce liściki z informacją, bym nie czekał oraz, że mam w piekarniku świeże rogaliki z serem i szynką. Wiedział, jak moje spasione dupsko je uwielbia.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, na który mimowolnie się spiąłem. Było popołudnie, niemożliwe, że Styles wrócił aż tak wcześnie. Złapałem w ręce mopa i po cichu stanąłem za ścianą, gotowy do bronienia się. Gdy postać weszła do salonu, zamknąłem oczy i z bojowym okrzykiem i wtórującym mu burczeniem zacząłem okładać na oślep mopem wyższego mężczyznę. Słyszałem tylko zdziwione sapniecia i plask mokrego mopa, prawpodopodnie zderzającego się z twarzą intruza. Po chwili mój miecz Jedi został mi odebrany, a ja po otworzeniu oczu ujrzałem stojącego przede mną Harry'ego, na którego twarzy wymalowany był szok i...

– Masz obierek z marchewki na czole – oznajmiłem, nie wiedząc, czy ma być mi wstyd czy jednak mam się śmiać. Burczący brzuch wcale nie pomagał mi utrzymać powagi.

– Niall... Co do chuja? Co się stało? Jeśli chciałeś, żebym wytarł podłogę, mogłeś powiedzieć normalnie...– Harry parsknął, zdejmując z czoła i ramion farfocle, które przykleiły się w trakcie mojej misji Niall-walczy-o-zycie.

– Ja... Hazz, musimy pogadać.

Widziałem, jak przygląda mi się, a uśmiech opuszcza jego oblicze. Westchnąłem, zabierając mopa z jego ręki i po chwili odłożyłem go na miejsce. Usiedliśmy w salonie, a ja po dobrych kilku minutach zebrałem się w sobie.

– Widziałem Zayn'a. Chyba. Na pewno. Raczej. Przed piekarnią na przeciwko – zagryzłem wargę, patrząc w zielone tęczówki. Kolory z jego twarzy odpłynęły.

Harry's Pov

Po akcji z mopem nadal czułem pełno ziarenek piasku na twarzy, jednak jedno spojrzenie na poważnego Niall'a, który prosił o rozmowę skutecznie mnie przekonał, że kąpiel musi zaczekać. Gdy powiedział, że widział tego zwyrodnialca moje serce się zatrzymało, by za chwilę zacząć pracować ze zdwojoną prędkością. Zalała mnie fala gorąca. Cholera.

– To niemożliwe kochanie. Nie mógłby się dowiedzieć, gdzie mieszkamy. Myślę, że to mógł być po prostu ktoś podobny. Jesteś tu bezpieczny, mamy monitoring, nic Ci nie grozi – przytuliłem go, czując, jak się rozluźnia. Miałem wyrzuty sumienia przez to, że będę musiał go okłamać.

– Słuchaj... Może to nie najlepszy moment, ale... Musisz jechać sam nad morze, albo zostać w domu. Będę musiał w weekend iść do pracy, nie ma mnie kto zastąpić. Andrew jest chory, a Stella już pracuje nad inną sprawą. Przepraszam, skarbie – widziałem, jak na moje słowa robi się mu przykro, jednak wiedziałem, że tak dawno nie spędzałem czasu z kimś innym, że uznałem swoją decyzję za słuszną. Weekend nad morzem można przesunąć, meczu nie, a skoro Louis postarał się, by zdobyć bilety, nie mogłem go wystawić.

– Jasne, nie ma problemu. Dam Ci znać, czy pojadę, czy zostanę. Przepraszam, muszę się przygotować na jutrzejsze zajęcia z rytmiki, mam pomysł na nowy program – spuszczając wzrok wstał i udał się do sypialni, w której chwilę później się zamknął.

Westchnąłem, biorąc w dłoń telefon i wszedłem w kontakty.

Do: Louis

Widzimy się w sobotę, skrzacie. :P Podjadę po Ciebie jeśli chcesz, potem pojedziemy na mecz.

H.x

Odpowiedź przyszła chwilę później.

Od: Louis

Super, prześlę Ci adres. Nie jestem skrzatem, ty po prostu masz kajaki zamiast stóp. Do soboty, wielkoludzie.

Lou. x

Uśmiechnąłem się mimowolnie, wstając i kierując się w stronę łazienki. Czułem dziwną ekscytację na myśl o weekendzie. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic, a strumień ciepłej wody rozlał się po moim ciele. Pobudziło to jeszcze bardziej moje podniecenie, chwilę później trzymałem już w ręku twardego członka. Zacząłem poruszać nim agresywnie, nie bawiąc się w delikatność. Przed oczami wyobraźni miałem obraz Louis'a, w dodatku nagiego. Jego krągły tyłek był wypięty w moją stronę, a ja wyobrażałem sobie, jak musi brzmieć, gdy jęczy.

– Tak tak tak.... Kurwa... Tak, Lou... – szeptałem, desperacko pragnąc osiągnąć szczyt. Zagryzłem pięść, by nie krzyknąć, gdy sperma wylądowała na kafelkach, z których po chwili ściekała wraz z wodą do odpływu. Odetchnąłem, biorąc w rękę szampon. Myjąc się zastanawiałem się, dlaczego po raz pierwszy nie pomyślałem w takiej chwili o Niall'u?

Brutal LawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz