Którędy do domu?

3 1 0
                                    


Pociąg odpłynął.

Zapytałem gwiazdy

dokąd mam lecieć?

Do domu, odparły.


Dom się robi, nie szuka.


Jak mam zrobić dom?


Otwórz oczy i spójrz na piasek u swych stóp.

Daj mu wzlecieć, opruszyć pyłem twoje gałki oczne. Oddychaj przez ból, pozwól łzom płynąć.

To twój pociąg.


Otwórz okna.

Nie bój się burzy. Odsłoni, nie zakryje.

Pochowa jedynie

drugie strzały

którymi walczyłeś z potworami.


Ich tu nie ma. Nigdy nie było.

Lecz to nie znaczy że złe ci się tylko przyśniło. Domu też nie ma

- sam go robisz.


Przeszłe lata opłakujesz. Niezbyt trafnie:

twe dzisiejsze kroki cierpią pod ciężarem straty.


TY to twój pociąg. Na której wysiądziesz stacji

w następnej kolejności?


Otwórz oczy. Łkaj jak feniks.

To nie krew. To ledwie rdza.


Zardzewiałe koła po tych samych szynach

w kółko i w kółko i w kółko

Po Wieczność. Aż

dopóki sam nie ustaniesz w końcu w miejscu, przestaniesz uciekać

przed własnym rozkładem jazdy.


Nie zapiąłem pasów.


Nie trzeba. Nie szyny ci zagrożeniem lecz

twój wzrok. Gdzie chcesz kierować puste spojrzenie,

udawać że to, co widzisz, nie istnieje,

udawać że nie widzisz.

OTWÓRZ OCZY.


Niechby ci i wiatr piaskiem sypnął prosto w źrenice, ty dalej będziesz biegł przed siebie

- do tyłu -.

Teraz przynajmniej możesz szczerze krzyczeć "nic nie widzę!".


Ironia.



Gwiazdą północną nie jesteś,

truciznę mi podajesz.

Nie chcę iść ku pustyni, gdzie żadne serce dla mnie nie zabije.


Kłamiesz.


Nim morze morzem się stało, nie było nawet gruntem suchym. Pioruny życie zesłały.

Czy TERAZ rozumiesz?


Nie jest słodkim hulaniem mieć serce bijące.

Jeśli chcesz poczuć życie w swych żyłach,

nie możesz uciekać od żadnej z barw jego. Piękno

nie zawsze jest puste lecz to groteska

często pozory rodzi, odtrąt; i głębię najsłodszą chowa.


Nie bój się oglądać świata poza tym, co pod powiekami kwitnie.

Pięknem opływać mogą owoce tamtejsze, lecz wiesz dobrze,

że bez korzeni w życia ziemi nic nie przebije mroku ni zimna. Kwiat zwiędnie, owoc spruchnieje. Pozostaniesz

z piaskiem przesypującym się przez palce,

niczym woda. Ten podły brat którego nikt nie ceni

lecz wartość w kamieniu dzierży esencjonalną. Czym by była woda

bez minerałów?


Piasek, mój drogi, nie pieści skóry

lecz skarbem jest nie mniejszym.

Jeśli wiesz, jak go przyjąć.


Otwórz oczy.

Płacz.

Padnij na kolana.


Twój pociąg

to twoja rana.


Do domu twojego portal.

Walkę odpuść, podróży się poddaj.

Wrócisz do niego - spod piasków go odkopiesz. Jeśli tylko


przestaniesz szukać kolejnej stacji, by z pociągu wysiąść.

Nie chcesz go i chcesz zarazem.

Motasz się jak ćma przed światłem.

Na twych skrzydłach śmierć spoczęła.

Wielkie zaniedbanie - wielka cena.

Nieistotne, czy celowa.


Świat okrutny jest zbyt dla mnie.


Nie, kochanie. Dla każdego.

Wyrzuć dumę, ucisz ego

i te inne śpiewki guru.


Nie chcesz bólu. Lecz to w bólu

ulga drzemie.


Większa niż znieczulenie bo nie do owocu dociera

lecz głęboko w korzenie.


Płyń, płyń, płyń...


po zardzewiałych torach zardzewiałymi kołami

aż deszcze z twoich płuc i z twego gardła pioruny rdzę w krew żywą zmienią.

Pociąg utleniony, rana uzdrowiona. Blizna.

Cicha. Zamknięty rozdział. Droga wolna


być dalej mógł iść

(nie biec. Nie masz już od czego uciekać).


.

.

.


Ostatnio zaczynam skłaniać się ku jednemu zbiorowi na wszystko, bo rozdzielanie się na kilka różnych w zależności od tematu czy tonu danego tworu nie służy mi już tak, jak kiedyś służyło. Ech, mózg.

#02.07.2022

heart beatsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz