Rozdział 11

367 30 26
                                    

*POV LEVI*

Odkąd lider KRZYKU wyjechał, w dowództwie zapanował totalny chaos. Erwin nie zmrużył oka przez całą noc, zagłębiony w swoich rozmyślaniach. Hycel cały czas rozprawiał z Hange o jakiś planach i dziwnych, naukowych rzeczach których nikt nie rozumiał. W każdym razie było widać, że Moblitowi to przeszkadza, bo Hange znalazła sobie innego kompana. Natomiast Equm... no właśnie Equm zniknął. Niepokoiło mnie to podwójnie, bo był ostro spierdolony. Równie dobrze mógł już podłożyć w naszej bazie materiały wybuchowe lub coś w tym stylu.

Ja natomiast zostałem sam, obserwując ten harmider. Nikt jakoś nie był zainteresowany by zająć się kadetami, więc ta odpowiedzialność spadła na mnie. Zaplanowałem dziś kilkanaście okrążeń wokół bazy i szybki trening walki wręcz, żeby forma nikomu nie spadła. Do koronacji Historii wszyscy mieli wolne. Mimo wszystko musimy przygotować się dobrze na wyprawę. Módlmy się żeby sprawa z KRZYKIEM szybko się ułożyła, chociaż mam nadzieję, że Nora na trochę z nami zostanie.

Zszedłem na śniadanie i usiadłem sam przy stoliku dowództwa, pijąc herbatę. Ciekawe jak idzie Norze zwiad. Może już coś znaleźli?

Moje rozmyślania przerwał Jean, który usiadł obok mnie. Spiął się na mój wzrok.

-Czego? Nie masz z kim usiąść? - warknąłem. W tym momencie do stolika dosiadł się mój cały Oddział Specjalny. Connie próbował wyrwać z ust Sashy swoją porcję chleba. Muszą bardzo czegoś chcieć, żeby ryzykować śniadaniem ze mną.

-Nie mam ochoty jeść z przedszkolem. - mruknąłem, patrząc jak Armin próbuje uspokoić Jean'a przed uderzeniem Erena.

-Chcieliśmy zadać Kapralowi tylko kilka pytań. - powiedział Eren, zbyt miłym głosem. Zapadła na chwilę cisza. Wypiłem swoją herbatę.

-Czy Kapral i Nora są razem? - wyparował Jean, a dzieciaki wręcz się nade mną nachyliły. Zaraz im kurwa pokażę żeby nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.

Podwinąłem mankiety munduru i otrzepałem je z okruszków chleba, które wszędzie rozsypywał Connie. Oddział jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. Jedynie Mikasa wydawała się mocno nie zainteresowana, bo zapewne przyszła tutaj za Erenem.

-Jeśli macie tak dużo czasu by interesować się moim życiem, to macie go równie dużo by posprzątać na błysk stołówkę. - powiedziałem. Po dzieciakach przetoczył się męczeński jęk. Mimo wszystko jestem w podziwie, że w ogóle zadali to pytanie. Wstałem od stolika.

-Kapralu, proszę chociaż odpowiedzieć... - jęknął Jean. Obróciłem się w jego stronę. Miał błagalne spojrzenie. Nie żeby to na mnie działało, ale jeśli mają zacząć chodzić plotki.

-Jesteśmy starymi przyjaciółmi. - powiedziałem.
-Ale za to sprzątasz jeszcze kible. - dodałem blondynowi, na co prawie się rozpłakał. Naprawdę ostatnio się śmiali zrobili. Trzeba będzie im jakąś dyscyplinarkę zrobić.

Odwróciłem się i zacząłem zmierzać do wyjścia. "I niby za co ona go tak lubi?" Usłyszałem jak ktoś za moimi plecami to wyszeptał. Nie skojarzyłem głosu. W tym wypadku grupowo mają wpierdol.

Wyszedłem na dziedziniec i spojrzałem w niebo. Pojedyncze, pierzaste chmury sunęły powoli po nieboskłonie. Za niedługo miał się rozpocząć trening i na zewnątrz zebrało się kilku kadetów, którzy bali się kary za spóźnienie. Mam nadzieję, że z Norą wszystko w porządku. Podziemie to naprawdę beznadziejne miejsce. Jestem ciekawy kiedy przyjdą raporty. Oby ta głupia dziewucha w nic się nie wpakowała.

Potrząsnąłem głową. Muszę przestać cały czas o niej myśleć. Kurwa, to się robi nienormalne.

-EJ CO TY CHŁOPIE ROBISZ?!
-Kto to w ogóle jest? Nie ma naszego munduru?
-To jakiś menel?
-Wygląda na ćpuna.

Monotonia || Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz