Rozdział 26

275 18 132
                                    

*POV AIKO*

Z oddechem uwięzionym w płucach i ściśniętym gardłem obserwowałem swoją trzynastoletnią siostrę.

Wyskakując z cienia atakowała wrogów, odcinając im kończyny. Przeciwnicy byli skrajnie spanikowani i bezbronni, chociaż trzymali w rękach noże. Krzyczeli i odbijali się wzajemnie od siebie i od ścian.

Stałem przy drzwiach i obserwowałem jak Nora, niczym przerażające i dzikie zwierzę, doskakuje wysokiego mężczyzny i podrzyna mu gardło. Krew chlusnęła dookoła, barwiąc wszystko na czerwony kolor.

Rozległy się kolejne wrzaski. Nora nie wygląda teraz jak człowiek... bliżej jej do rozwścieczonego zwierzęcia, potwora czy maszyny do zabijania. Żadnych ludzkich odruchów, jedynie żądza mordu i te przerażające ruchy. Jakby doskonale dobrała strategię w ciągu kilku sekund, zarzynając mężczyzn jak zwyczajne świnie.

Do moich stóp doczołgał się ledwo żywy przeciwnik bez nóg. Wyciągnął trzęsącą się dłoń w moją stronę i spojrzał błagalnie. Został tylko on.

-Proszę... to potwór. - wycharczał, ale zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć to Nora do niego doskoczyła i przebiła się od tyłu przez krtań swoim sztyletem. Ostatnio jakimś sposobem go uzyskała. Nawet nie wiem jak, przestałem być już jej potrzebny jako starszy brat.

Spojrzałem na swoją siostrę. Jej długie czarne włosy wpadały na oczy. Nie wyglądały ani trochę na ludzkie. Źrenice zwęziły się jak u dzikiego kota, a jasno zielony odcień tęczówek niebezpiecznie błyszczał.

Spiąłem się na ten widok. Jakby naprawdę zmieniła się w potwora, pierwszy raz widzę coś takiego.

-Nora? - spytałem niepewnie szeptem, jakby za chwilę miała się na mnie rzucić.

-Sprzątnijmy te flaki, zanim żandarmi przyjdą tu na zwiad. - powiedziała zimno. To nie moja siostra, zbyt mało w niej człowieka

Siedziałem na sofie w gabinecie Erwina. Popijałem wystygniętą już kawę ze szklanego kubka. Obserwowałem blondyna jak kręcił się po pokoju i intensywnie myślał. Ostatnio spędzałem z nim sporo czasu na planowaniu misji. Im dłużej z nim przebywałem tym więcej nabierałem podziwu dla jego przenikliwości. Dobrze się dogadywaliśmy, a nasze plany coraz bardziej nabierały sensu.

Zza okna łypał już wieczór. Przyjemne światło świec rozpływało się po pokoju. Kwiatek w wazonie, stojący na fortepianie już dawno temu usechł. Od czasu do czasu pojedyncze liście spadały na instrument i podłogę, wirując subtelnie w powietrzu.

Odłożyłem kubek na mały stoliczek. Wstałem powoli z sofy i podszedłem do okna, zręcznie je otwierając. Ciepłe powietrze wieczoru wpadło do gabinetu, poruszając kilka kartek na biurku, które z niego zleciały.

Jednak nawet te chaotyczne ruchy nie wybudziły Smitha z transu. Cały czas kontynuował swoją podróż z jednego końca pokoju na drugi.

Wyjąłem ostatniego papierosa z paczki i go odpaliłem. Zaciągnąłem się z uwielbieniem gryzącym dymem, patrząc kątem oka na blondyna. Jego włosy były rozwalone w nieładzie, a mundur lekko poplamiony atramentem. Ostatnimi czasy nieco mniej o siebie dbał, co było raczej złą oznaką. Jakby spodziewał się czegoś złego, czego nie można już zatrzymać.

Erwin nagle się zatrzymał, gwałtownie podnosząc głowę i patrząc na ścianę. Był to naprawdę nagły ruch jak na niego. Obserwowałem go uważnie, wciąż spokojnie paląc papierosa.

Monotonia || Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz